Quantcast
Channel: Blog leśniczego
Viewing all 144 articles
Browse latest View live

Aby dbać o leśne zwierzęta trzeba je poznać i policzyć

$
0
0

453min

Wiele osób profesję leśnika łączy głównie ze zwierzętami. Jest w tym wiele prawdy, choć zadania leśników są bardzo szerokie i różnorodne. I choć opieka nad zwierzętami, dokarmianie, zwalczanie kłusownictwa i racjonalne gospodarowanie populacjami zwierząt to domena myśliwych, ale jest to także istotna część pracy leśnika. Wielu z nas, szczególnie w okresie zimowym stara się także pomagać leśnej zwierzynie. Dobrą okazją jest chociażby Dzień Dokarmiania Zwierzyny Leśnej, obchodzony co roku 12 lutego. Jednak dokarmianie dzikich zwierząt nie jest sprawą prostą i warto pomagać zwierzętom w porozumieniu z leśnikami i myśliwymi. Zachęca do tego chociażby Iza Wielicka na swoim atrakcyjnym portalu www.wielkopolska-country.pl , na który z całą pewnością warto zaglądać. Wpis znajdziecie tu:

http://www.wielkopolska-country.pl/component/k2/item/392-dzien-dokarmiania-zwierzyny-lesnej

 Leśnicy nadzorują gospodarkę łowiecką prowadzoną przez myśliwych, a w niektórych obwodach sami ją prowadzą poprzez ośrodki hodowli zwierzyny. Naturalnie gospodarka łowiecka nie polega tylko na strzelaniu, a dzięki leśnym OHZ wciąż spotykamy np. żubry, zające, kuropatwy, głuszce czy cietrzewie. Zadania leśników związane z populacjami zwierząt są bardzo szerokie i ważne dla zgodnego i trwałego istnienia bioróżnorodnego lasu oraz różnych gatunków zwierzyny. Bo właśnie zadaniem leśników jest takie zarządzanie lasem, aby istniał i las, i zwierzyna. Do wykonania tego zadania niezbędna jest jak najdokładniejsza wiedza o liczebności zwierzyny.

Znamy zapewne popularne powiedzenie: „Co w lesie i w wodzie- to niepoliczone” Nic bardziej mylnego. W lesie praktycznie każdy zasób można policzyć, zmierzyć, zinwentaryzować. Drewno, obiekty chronione, owady, rośliny itd. Także leśne zwierzaki, które co jakiś czas są inwentaryzowane różnymi sposobami. Pisałem wcześniej o letnich obserwacjach zwierzyny, jakie wykonywaliśmy z ambon myśliwskich. Ostatnią sobotę i niedzielę czyli 13-14 lutego spędziliśmy na liczeniach zwierzyny metodą próbnych pędzeń.

To okazja, aby dostrzec, że termin „służba leśna” to nie tylko puste hasło. Bo gdy sobota i niedziela to dla wielu ludzi czas relaksu i odpoczynku, leśnicy, bywa, nawet w takie dni służą ludziom i lasom. W sobotę o poranku spotkaliśmy się liczną grupą pod leśniczówką Borowy Młyn na zbiórce

4531

Leśniczowie i podleśniczowie, strażnicy leśni, niektórzy pracownicy z biura nadleśnictwa wspierani byli przez myśliwych z okolicznych kół łowieckich. Na zbiórce pojawili się też sympatycy lasów, a spośród nich wyróżniała się szczególnie sympatyczna Zuzia- córka leśniczego Stanisława. Ustalono zasady inwentaryzacji metodą próbnych pędzeń w wylosowanych częściach lasu. Wyniki liczenia znakomicie ułatwią planowanie łowieckie  i będą służyły do precyzyjnego określenia stanu liczebnego populacji zwierzyny. Ta wiedza jest niezbędna do opracowania Wieloletnich Łowieckich Planów Hodowlanych na lata 2017 – 2027.

Do sprawnie przeprowadzonych pędzeń potrzeba ok 50-osobowej grupy. Na mapy naniesiono wcześniej wylosowane oddziały leśne, są reprezentatywną próbą. Te fragmenty lasów należało otoczyć ludźmi, z których część przechodziła przez las i liczyła pojawiające się zwierzęta. To spory wysiłek, bo należało przemierzyć wiele kilometrów w trudnym terenie:

4532

Część uczestników inwentaryzacji pozostawała na nieruchomych stanowiskach obserwatorów także liczących zwierzynę opuszczającą obstawioną część lasu według specjalnego systemu, który uniemożliwia dublowanie wyników

4533

To wcale nie takie łatwe zadanie, bo dni liczenia były wilgotne i mgliste. Nie tak łatwo dostrzec przemykającego cicho dzika, a jeszcze trudniej zrobić dokumentację fotograficzną:

4535

Sarny także potrafiły dobrze ukryć się w młodniku i wtedy na leśników spoglądało „tajemnicze oko lasu”

4536

Przy tej okazji można dobrze poznać zjawisko mimikry i dostosowanie się zwierzyny do lasu. Nie tak łatwo dostrzec sarnę w sosnowym borze

4537

Choć i np. daniele nie tak łatwo wypatrzeć gdy „śmigają” szybko przez wąską leśną drogę

4538

Spotykaliśmy liczne sarny, daniele, jelenie, dziki, lisy, zające. Podczas jednego z przejazdów leśniczy Robert dostrzegł szary cień, prawdopodobnie był to wilk. Coraz częściej i liczniej spotykamy je w naszych lasach.

W przerwach między pędzeniami leśnicy żywo komentowali wyniki wpisywane do specjalnych formularzy obserwacji i dzielili się spostrzeżeniami

4534

Sobota i niedziela minęła zatem na spotkaniach ze zwierzętami, a pogoda okazała się i tak sprzyjająca. Bo dziś powróciła zima, która pewnie zaskoczyła żurawie, które już w najlepsze zajęły rewiry lęgowe czy dzikie gęsi, które już także wybierają miejsca na gniazdowanie. Dzisiejszy wieczór za moim oknem wygląda tak

4539

A już myślałem, że to wiosna i zabrałem się za przygotowania do wiosennych odnowień, ale trzeba jeszcze poczekać...  Sarny zbite w spore rudle kręcą się po polach rzepaku, a kilka zajrzało do sadu przy leśniczówce. Lis siedział zafrasowany takim obrotem sprawy na kicie przy samej drodze, gdy wracałem sporo po 16 od ostatniego samochodu załadowanego „papierówką”. Pojechało ich dziś 5, razem 130 m3… Na drogach zrobiło się znów nieprzyjemnie ślisko.  Ale od godziny pada już „śniegodeszcz” (według nomenklatury mojego imiennika Jarosława Kreta) to może to już ostatnie podrygi zimy. To dobrze, bo w sobotę 27 lutego kolejna, „normalna”, coroczna inwentaryzacja zwierzyny przeprowadzana przez leśników wspólnie z przedstawicielami kół łowieckich na podstawie całorocznych obserwacji. To podstawa do ustalenia rocznego planu łowieckiego. Jak widać, leśnicy w lesie wszystko mają dobrze policzone…

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

 

 

 

 

 


Tańczą żurawie i zulowcy też

$
0
0

454min

Dzisiejszy pięciostopniowy mrozik i rankiem zamarznięte szyby w moim Rockym dobitnie świadczą o tym, że zima trzyma. Choć bez przesady z zimowymi nastrojami, bo wiosna z całą pewnością wisi w powietrzu, a o jej objawach informowałem we wcześniejszych wpisach. Wieczorami i o poranku koncertują już pięknie kosy, szpaki gwiżdżą zalotnie, a żurawie pojawiły się w swoich lęgowych rewirach w pierwszych dniach lutego. W sąsiednim nadleśnictwie widziałem już pary zulowców na niedawnym zrębie, którzy kopali jamki pod sadzonki brzozy czyli rozpoczęli odnowienia. Ale to chyba zbytni pośpiech, bo zmarznięta gleba uszkadza delikatne włośniki sadzonek. Choć wczesnowiosenna wilgoć, tak potrzebna na starcie delikatnym sadzonkom, jest bardzo cenna, szczególnie na uboższych siedliskach borów. Warto jednak jeszcze zaczekać na rozpoczęcie sadzenia nowego pokolenia lasu bo dziś droga do lasu wyglądała tak:

4541

Sypał drobny śnieg i mroźny wiatr czerwienił policzki, gdy dojechałem do oddziału 77 praktycznie równo z „moimi” zulowcami. Niedawno zakończyli rozgradzanie młodników dębowych, które troskliwie pielęgnowane, po blisko 10 latach wzrostu w ogrodzeniach „uciekły spod pyska jeleniom”. Można zatem zdjąć już siatkę, zwinąć ją w rulon:

4542

 Niebawem wykorzystamy ją ponownie do zabezpieczenia dębów, które zostaną posadzone tej wiosny. Gdy zajrzałem do karty grodzenia, którą zakładamy dla każdego kawałka lasu zabezpieczonego siatką, zauważyłem, że ta sama siatka zostanie użyta już po raz trzeci.

Na razie trzeba wykopać lub wywiercić przy pomocy ciężkiego świdra

4543

sporo otworów, w które trafią trzymetrowe słupki dębowe lub akacjowe. Słupki trzeba roznieść wzdłuż przyszłego ogrodzenia, a w moim pagórkowatym leśnictwie to naprawdę bardzo ciężka praca. Tam gdzie jest to możliwe zulowcy korzystają z ciągnika, bo przy zachowaniu 4-5 metrowych odstępów przy ponad kilometrowym ogrodzeniu trzeba wkopać i roznieść kilkaset słupków. Jest co dźwigać!

4544

Świder ułatwia pracę, bo kopanie szpadlem prawie metrowych dziur w kamienistej i ciężkiej glebie poprzeplatanej korzeniami drzew to nie w kij dmuchał… Jednak świder to też ciężkie i nieporęczne urządzenie o spalinowym napędzie, a zatem zulowcy muszą się z nim, nieźle natańczyć. Wiercenie otworów w gliniastej glebie, na stromych zboczach pagórków to ciężka praca, która jednak wygląda jak taniec. Wykonuje się ją w parze i „z ramą”, choć nie jest to rama z ramion tancerzy lecz metalowa rura, na której osadzony jest długi świder

4545

Zulowcy po tych „tańcach” zabrali się za napinanie siatki, która niebawem zacznie kolejny żywot jako strażnik młodych dębów, a ja ruszyłem do innych pracowników ZUL, którzy rozpoczynali kolejną trzebież. Wytłumaczyłem im co należy wyciąć, co zostawić, gdzie zerwać i jak wymanipulować drewno i ruszyłem dalej. Drogę przebiegło mi kilka danieli. Jednak moja uwagę zwróciły szare, dostojne ptaki stojące pod myśliwską amboną

4546

To żurawie, które w tej chwili odbywają toki. Pary zazwyczaj od razu po przylocie zajmują swoje terytoria i manifestują to donośnym krzykiem, nazywanym klangorem. Samce żurawi, podobnie jak wielu innych gatunków ptaków, chcąc zdobyć względy swojej partnerki robią wszystko, by zwrócić jej uwagę. Bardzo charakterystycznym i  niezwykle ciekawym widowiskiem jest wiosenny taniec żurawi, choć nie zawsze się wiąże z okresem godowym.

4547

 Wystarczy, że ptaki są czymś szczególnie podekscytowane, aby w zabawnych podskokach, przysiadach i skłonach dać upust swoim emocjom. Ale czy mogą być większe emocje niż piękna partnerka, którą żuraw samiec wybiera sobie na całe życie? Albo gniew, gdy jakiś amant pojawi się przy niej i przy bagienku, gdzie znajoma kępa traw z ochotą przyjmie pod opiekę zwykle dwa żurawie jaja? Samiec krąży wokół swojej samicy z uniesionym dziobem, oba ptaki rozkładają skrzydła, wymachują szyjami w górę i dół

4548

Często prężą szyje i trąbią w niebo swój klangor, który jest dla mnie najpiękniejszą melodią wiosny

4549

Wiosenne toki to także charakterystyczne podskoki, nawet na kilka metrów, a potem powolne opadanie przypominające wirowanie jesiennego liścia

45410

Przyglądałem się chwilę żurawim pląsom, w których brały udział trzy pary szarych ptaków. Jedna z nich odbiegła w las

45411

Pozostałe tańczyły nadal, a potem trąbiąc triumfalnie zniknęły w pobliskim bagnie

45412

Co roku więcej żurawich par pojawia się w moich okolicach. Przed wieloma laty żuraw był skrajnie nielicznym gatunkiem. Tam gdzie była jego jedyna, nieduża ostoja istniało leśnictwo o nazwie Żurawiniec. Leśnicy jednak od lat prowadzą ewidencję ich stanowisk, ale też otaczają czynną opieką ich rewiry. Wystarczy odpowiednio, racjonalnie planować działania gospodarcze, pozostawiać dla przyrody w lesie i na polu bagienka, oczka wodne i kępy wysokich traw czy trzcin oraz nie przeszkadzać żurawiom w czasie składania i wysiadywania jaj. Nagrodą jest piękny widok tych majestatycznych ptaków, ich taniec, który stał się inspiracją do powstania charakterystycznego hiszpańskiego flamenco i głos, słyszany z odległości nawet ponad kilometra. Dźwięk klangoru słyszy się i można odwzorować jako głębokie „grus grus” – taka też jest nazwa łacińska żurawia.

  Kto raz usłyszał żurawi klangor i hejnał żurawi, ten głosu tego nie zapomni już nigdy" – pisał swego czasu krajoznawca Lechosław Herz. Bo trąbiący klangor żurawi służy do ostrzegania, manifestowania i komunikacji między ptakami.

Z kolei „hejnału” żurawi trąbionego o wschodzie i zachodzie słońca nie można pomylić z żadnym innym głosem wydawanym przez ptaki. To, że krzyk żurawi słychać dobrze nawet z odległości ponad kilometra, zawdzięczają niezwykłej budowie tchawicy. Jest ona długa kilkukrotnie zwinięta w jamie mostka  i składa się z 350 pierścieni chrzęstnych. To doskonałe urządzenie rezonansowe, które powoduje, że słyszymy żurawie wędrujące wysoko w chmurach i obwieszczające zachód słońca ze środka rozległych bagien.

 Mamy bardzo bogatą symbolikę związaną z żurawiem. Znajdziemy go w utworach literackich, choćby w „Iliadzie” Homera i na wielu płótnach malarskich mistrzów. Spotykamy go też np. na średniowiecznych herbach i godłach. Zwykle jest to  wizerunek żurawia trzymającego w nodze kamień i z podpisem „ut alii dormant” , czyli „aby inni odpoczęli”. To symbol czujności tego ptaka i jego poświęcenia dla rodziny. Bo żurawie trzymają straż na zmianę, strzegąc swego rewiru, gniazda i przy okazji bezpieczeństwa innych. To dlatego sarny nawet popatrują co chwilę na żurawie, bo wiedzą, że ich czujność jest nie tylko przysłowiowa ale bardzo skuteczna w dzień, a nawet w nocy.

45413

Dawniej wierzono, że stojący zwykle na jednej nodze żuraw, aby uniknąć utraty czujności i nie zasnąć w drugiej trzyma kamień. Była ona dla niepoznaki podkulona i schowana w piórach. Gdy zapadał w sen, kamień upadał na stojącą nogę i go budził. W ten sposób nasz dzielny wartownik nigdy nie stracił swej czujności…

Zachwycajcie się żurawiami i wiosną, która pomimo ostatnich podrygów zimy za chwilę rozkwitnie w całej okazałości. Szanujcie też trudną pracę zulowców, którzy choć nie tańczą z taką gracją jak żurawie, to jednak są z całą pewnością jak one dobrymi strażnikami lasów i niezastąpionym partnerami leśników.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

Fenomen ekotonu

$
0
0

455min

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego obchodzimy wprawdzie w lutym, ale to dziś, w piękny, marcowy dzień rozmyślałem sobie o naszej polszczyźnie. Przecież każdego dnia, nie tylko od święta warto troszczyć się o piękno i czystość naszego języka. To zadanie dla każdego Polaka, a wystarczy złapać jakąkolwiek gazetę lub czasopismo, zajrzeć do portalu internetowego lub posłuchać wiadomości radiowych, a można się przerazić.  Pełno tam obcych, zapożyczonych, dziwnych słów, gdy tymczasem nasz język jest bardzo bogaty i barwny.

Słuchałem rano wiadomości na antenie Radia Zachód i usłyszałem informacje o dzisiejszych obchodach tego święta przez młodzież uniwersytecką w Zielonej Górze. Miłośnikom skrótów „siemka”  czy „nara”, twórcom „mejli” i  „newsów” rodem z „fejsbuka” przyda się z całą pewnością nieco troski o promocję poprawnego języka polskiego. To bardzo ważne nie tylko dla młodzieży. Każdy z nas każdego dnia popełnia zresztą pewnie jakieś błędy w mowie lub piśmie…

Rozmyślałem o naszym języku ojczystym skrobiąc zamarznięte szyby samochodu (wcześnie rano było około minus 5 stopni), a potem także, gdy  zmierzałem do lasu w promieniach  coraz milej przygrzewającego słońca. Na skraju lasu, tam gdzie kończy się pole zatrzymałem się chwilę, bo zobaczyłem myszołowa, który przysiadł na konarze sosny

4552

Obserwowałem go chwilkę ale drapieżnik zaraz ruszył dalej, patrolując pole wzdłuż lasu. Nie poszedłem w jego ślady, bo na skraj lasu wyszła sarna

4551

Nad głową przeciągnął mi spory tabun dzikich gęsi, z pobliskiego trzcinowiska odzywały się żurawie, a para czajek fikała koziołki nad polem. Z oziminy zerwał się szary ptaszek i za chwilę zawisł jak krzyżyk na niebieskim niebie

4553

Popłynęła w las i pole pieśń skowronka z żurawim klangorem oraz popiskiwaniem czajek w tle. Zajrzałem za róg lasu i zobaczyłem tam stadko dzikich gęsi skubiących oziminę. Stały na styku lasu i pola, podobnie jak para żurawi. Oto fenomen ekotonu- pomyślałem sobie… Z lasu wychyliła się druga sarna, ale natychmiast mnie zobaczyła

4554

Jednak spokojnie, bez paniki, świadoma dobrego kamuflażu skryła się w suchych badylach na styku lasu i pola.

4555

 Postanowiłem pójść dalej skrajem lasu i sprawdzić kto jeszcze korzysta z bogactwa ekotonu. Spotkałem tam dzierzbę srokosza, trznadla, a w suchych trawach dostrzegłem jakiś ruch. Za chwilę jednak  badawczo obserwujące mnie gęsi, choć siedzące w bezpiecznej odległości na polu, zaczęły gęgać ostrzegawczo  i zając wystrzelił susem z miedzy

4556

Pewnie spieszył się do swojej zajęczycy… Choć niektóre są już zajęte wychowywaniem pierwszego rzutu młodych, nazywanych marczakami, to trwają zajęcze gody i często spotkamy teraz pary lub grupki zajęcy. Nieco dalej zobaczyłem kolejną sarnę. Stała blisko innego stadka gęsi

4557

Postanowiłem sprawdzić swoje „indiańskie”  umiejętności i podejść nieco bliżej do niej. Trwało to chwilę, nie było łatwo, bo gęsi są czujniejsze niż sarny ale było warto, bo wyszło piękne marcowe słońce i w jego promieniach sarna pozowała do kolejnych fotografii. Powstała z tego całkiem fajna sesja zdjęciowa sarny. Nie chciałem jej płoszyć, a podszedłem naprawdę blisko zanim mnie spostrzegła. Popatrzyła chwilę na mnie wilgotnym wzrokiem

4558

Potem spokojnie weszła w gęste krzewy rosnące na styku lasu i pola . Oto fenomen ekotonu- pomyślałem ponownie. Gęsi poderwały się i odleciały nad pobliskie jezioro, a ja rozmyślając o ekotonie, podziwiałem piękne wierzbowe bazie na tle błękitnego nieba

4559

Chyba nadeszła już pora wyjaśnić co znaczy słowo ekoton?

Zgodnie z definicją słownika języka polskiego ekoton - to strefa przejściowa między dwoma środowiskami, np. lasem i łąką.

Wprawdzie jest to słowo pochodzące z języka greckiego, ale już od dawno zakorzeniło się w naszym języku ojczystym, razem z narodzinami ekologii. Ekologia to  nauka o porządku, a czasem także nieporządku w przyrodzie oraz o wzajemnych relacjach pomiędzy przyrodą, środowiskiem i człowiekiem.  Wielowiekowa działalność człowieka i związany z nią nieustanny wyrąb lasu i zdobywanie nowych przestrzeni do życia ludzi spowodował powstanie antropogenicznej granicy lasu. Ekoton to swojego rodzaju „drzwi do lasu” na styku otwartej przestrzeni i zbiorowiska drzew.

Przejście między różnymi ekosystemami odbywa się na pewnej, zwykle bardzo zróżnicowanej przestrzeni. Skład gatunkowy ekotonu jest mieszaniną form występujących w otaczających ekosystemach. To przejście z wysokich drzew w niższe, potem w krzewy, krzewinki, aż do roślinności zielnej i traw. Ponadto w ekotonie spotyka się często gatunki roślin i zwierząt specyficzne, które nie występują w żadnym z sąsiadujących ekosystemów, a w ekotonie znalazły dogodne warunki wzrostu i rozwoju. To jest właśnie fenomen ekotonu, który leśnicy chronią, a w razie potrzeby tworzą od podstaw, wprowadzając nowe pokolenie lasu na granicy z otwartą przestrzenią.

Strefa ekotonowa chroni las np. przed wiatrami, mrozami, zakłóceniem stosunków wodnych i pozwala wytworzyć w lesie swoisty mikroklimat. Leśnicy o tym wiedzą i dlatego dbają o tzw.  okrajek leśny, zbudowany z zewnętrznego szeregu drzew o gęstych i nisko osadzonych koronach. Las wykształcając na obrzeżu okrajek przeciwstawia się bocznym wpływom atmosfery. Choć ludziom się to często nie podoba, bo nisko osadzone korony drzew rzucają cień na pole i żądają wtedy od leśników obcięcia gałęzi na granicy pole-las. Podobno ma to związek ze zmniejszaniem areału pola i naliczaniem dopłat bezpośrednich… To jest jednak fenomen pieniądza, a nie ekotonu jako bufora pomiędzy dwoma środowiskami. Jak wtedy tłumaczyć rolnikowi, że ze względu na funkcje i pozytywne cechy stref ekotonowych należy je chronić wszędzie tam gdzie one występują?

Najlepiej wybrać się na spacer tak jak ja dziś, stykiem lasu i pola i obserwować bogactwo form życia oraz różnorodność gatunków tu występujących. Zajęło mi to kilkadziesiąt minut i przyniosło jeszcze miłą pamiątkę. Gdy szybko wracałem do swoich codziennych obowiązków ponaglany telefonem, że mogę odebrać transfer danych z nadleśnictwa, na styku lasu i pola zobaczyłem dziwna gałąź. Spojrzałem przez nią przez obiektyw aparatu, bo w pośpiechu nawet nie zabrałem, lornetki. I cóż zobaczyłem na zielonej oziminie?

45510

To jeleń- byk zrzucił jedną z tyk swojego poroża właśnie na styku lasu i pola. Zrzut był zupełnie świeży, o czym świadczy zabarwienie „pieczęci”- spodniej strony róży poroża

45511

A zatem nie zawsze trzeba ganiać po młodnikach, bagnach, gąszczach krzewów, aby znaleźć poroże jelenia. Choć to upragnione trofeum dla wielu osób. Wystarczy poznać fenomen ekotonu…

Miłych spacerów na styku pole-las, choć zima nie wszędzie jeszcze ustąpiła wiośnie.

 

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl

Promocja publikacji „Wokół Pszczewskiej Góry Wysokiej” czyli Dzień Kobiet z leśniczym

$
0
0

456min

Każdy z nas ma swoją górę. Może to być góra możliwości, słabości ale pozostańmy w sferze góry istniejącej fizycznie i geograficznie. Ma ją przecież każdy region, okolica, miejscowość, nawet jeśli nie jest ona zbyt okazała czy wybitna. Bo zawsze jest jakaś góra… Może być to góra do zdobycia, do przebycia, do pokonania. Niezależnie od tego jak góra jest wysoka i trudna, jej pokonanie zwykle jest źródłem wielkiej satysfakcji. Bo z góry zawsze lepiej widać i zwykle z każdą górą wiążą się różne ciekawe historie. Miejscowość Pszczew, w której mieszkam od blisko ćwierć wieku też ma swoją górę.

Góra Wysoka, nazywana też Ozem Pszczewskim, który ukształtował lodowiec miliony lat temu, ma wysokość 101 m n.p.m. Może nie jest to imponująca wysokość, ale z jej wierzchołka roztacza się przepiękna panorama na rozległe jezioro Chłop. Ponad 300 ha czystej wody skrzy się obiecująco w słońcu.

4561

W budowie geologicznej ozu, obok piasków i żwirów oraz głazów, bierze udział także glina zwałowa, mułki oraz iły. To jest główny powód bogactwa gatunków, bo znajdziemy tu różne gatunki drzew oraz krzewów iglastych i liściastych, ale też spotkamy około 50 gatunków ssaków i ponad 100 – ptaków. Góra Wysoka znajduje się w bardzo ciekawej także pod względem historycznym okolicy. U jej podnóża wije się dawny trakt, którym przechodzili Celtowie i Rzymianie, kupcy i wojowie. Szedł tędy Św. Wojciech, Otton III, Mieszko I oraz Napoleon. Przebiegała też tędy droga dyliżansu którym podróżował m.in. Fryderyk Chopin.

Góra znajduje się nieopodal Pszczewa, widać ją z okien leśniczówki, a zatem to dogodny obiekt edukacyjny. Bogactwo urozmaiconych lasów, kilka czystych jezior, dostojna cisza i powiew historii oraz licznych legend- cóż potrzeba więcej? Wystarczyło postawić 10 tablic edukacyjnych, które sfinansowało nadleśnictwo Trzciel, ławkę w połowie drogi dla komfortu wypoczynku, oznakować pięciokilometrową trasę i na szlak!

Wycieczka zaczyna się i kończy przy pszczewskiej leśniczówce, a na spacer należy przeznaczyć od 2 do 5 godzin. Aby ułatwić turystom poznawanie okolicy i elementów przyrody, napisałem niewielki przewodnik po zaprojektowanej przeze mnie ścieżce. Jednak od dawna wydawał się mi on zbyt skromny i lakoniczny, toteż postanowiłem napisać bogatszą wersję. No tak, tylko kiedy się za to zabrać, skoro każdy dzień jest zapchany zadaniami, terminami, sprawami. Sprawę ułatwił mi mój organizm, który postanowił zastrajkować w postaci zapalenia oskrzeli.

Późną jesienią, przez ponad tydzień, choroba nałożyła „areszt na waszeci”… Wykorzystałem ten czas na zredagowanie tekstu i wybór fotografii.

 Nadleśnictwo Trzciel zleciło i sfinansowało  druk publikacji, a resztą zajęło się Wydawnictwo „Literat” Andrzeja Chmielewskiego z Międzyrzecza.

4562

W pierwszych dniach 2016 roku publikacja trafiła do leśników, a od nas do osób zainteresowanych przyrodą i historią okolicy. Książeczka nie jest sprzedawana lecz jako materiał promujący region, przyrodę i pracę leśników stanowi narzędzie edukacji przyrodniczej. Z tej skromnej publikacji, która ma 32 strony tekstu i zawiera 30 fotografii  się przecież sporo dowiedzieć o okolicach Pszczewa.

W pierwszych dniach marca zadzwoniła do mnie pani dyrektor gminnego ośrodka kultury i zaproponowała udział mój i „górskiej” publikacji jako „gwiazdy” wieczoru adresowanego do pań. Bo data 8 marca zobowiązuje!  Dyrektor Wanda Żaguń ciekawie to wymyśliła, a zatem nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić i już następnego dnia ujrzałem takie plakaty:

4563

Od lat zbieram informacje o naszym regionie. Przygotowałem prezentację złożoną ze starych map, pocztówek i moich fotografii przyrodniczych.

4564

 Miałem tylko problem z wyborem wątków do wykładu, bo wokół Góry Wysokiej drzemie przecież tak wiele atrakcji przyrodniczych i historycznych. Promocja publikacji odbyła się w kameralnej, przytulnej sali w pszczewskim kinie „Przystań”. Myślę, że to fenomen, że ono jest i wciąż prężnie działa. Stałe kino w malutkim Pszczewie (niespełna 2 tys. mieszkańców) działa przecież nieprzerwanie od 1952 r. Sala na  90 miejsc ma świetną akustykę, idealną na takie kameralne spotkania. Panie przed wejściem do kina były obdarowane cukierkiem i kwiatkiem

4565

Papierowe kwiaty przygotowały pszczewskie przedszkolaki. Na początek wiele znanych wszystkim, „wpadających w ucho” utworów muzycznych pięknie zaprezentowały panie z pszczewskiego chóru „Bel Canto”

4566

Potem przywitałem uczestników spotkania klangorem żurawi, urokiem leśnych oraz polnych krajobrazów, legendami i wydarzeniami historycznymi od IX do XXI wieku. Na widowni zasiadło około 70 osób. Widzowie żywo reagowali na moją gawędę oraz przyrodnicze fotografie

4567

Przyjechały nawet koleżanki z moich rodzinnych Brójec. Razem ze swoją córką do Pszczewa wybrała się także pani Stenia, która pracowała wiele lat, aż do emerytury w Nadleśnictwie Trzciel. To miłe odwiedziny, a panie dodatkowo deklarowały, że są stałymi czytelniczkami bloga leśniczego... Godzina minęła niepostrzeżenie. Zgodnie z zapowiedzią na zakończenie spotkania wszyscy chętni zostali obdarowani publikacją.

4568

Niektórzy prosili o dedykację na książeczce. Panie bardzo dobrze odebrały wykład na temat spaceru wokół pszczewskiej Góry Wysokiej  i cierpliwie czekały na podpisaną publikację. „Dla Elizy” - to popularny tytuł Bagateli a-moll, jednej z najbardziej znanych w literaturze muzycznej miniatur fortepianowych, którą skomponował Ludwig van Beethoven. A ja wpisywałem dedykację dla Luizy, córki pani Steni

4569

5 kilometrów przyrodniczej i historycznej edukacji to świetna przygoda dla każdego, na każdą porę roku. 10 tablic na trasie ścieżki i ta skromna publikacja z pewnością ułatwi zrozumienie i poszanowanie przyrody oraz będą pomocne w poczuciu ducha historii. To także dowód na szeroką i społeczną działalność leśników, którzy są nie tylko „nastawionymi na zysk deskorobami”, jak uważają niektórzy, ale także bezinteresownie realizują edukacyjną misję społeczną. Miło, że właśnie tak udało się uczcić Święto Kobiet. Wszystkim Paniom zaglądającym do blogowych zapisków leśniczego składam najserdeczniejsze życzenia i żyję nadzieją, że dla panów bez wyjątku to oczywiste, że kobiece święto trwa cały rok… Warto zatem wybrać się na spacer wokół pszczewskiej góry we dwoje każdego dnia, do czego zachęcam w zakończeniu książeczki.

 45610

 A wieczorem panowie, nie tylko 8 marca, warto przygotować taką aranżację wnętrza…

45611

Wino to wyrób z niedawno reaktywowanej pszczewskiej winnicy założonej na terenie folwarku Pszczew. Można tam zajrzeć wirtualnie:  www.folwark.pszczew.com.pl

 Fotografii z promocji publikacji użyczyła mi Ania Borowy- GOK Pszczew, serdecznie dziękuję.

 Publikacja jest „do zdobycia” w pszczewskiej leśniczówce.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@ erys.pl

Wilczym tropem przez wiosenny las

$
0
0

457min

Wiosna to generalnie pora roku, która zdecydowanej większości z nas miło się kojarzy. Przyroda budzi się po zimie nieśmiałą zielenią, nawoływaniem sikor, bębnieniem w sęki dzięciołów i żurawim klangorem. Dni stają się coraz dłuższe, bardziej słoneczne i możemy bezkarnie zapominać rękawiczek i szalików. Choć„w marcu jak w garncu”- to znane wszystkim przysłowie ma jak najbardziej praktyczne zastosowanie. Bo choć dziś w południe bór był ozłocony słońcem, w południe łkały na polach skowronki i kwiliły czajki, wieczorem pada lekki deszczyk, to całkiem niedawno pszczewski las był czarno biały z przewagą białego:

4571

W poniedziałek o świcie mróz skuł szyby samochodowe ale dziś ani śladu zimy, a ja oglądałem już mrówki, które biegały po mrowisku jak leśniczy na wiosnę.

4572

Bo wiosna to pora roku, która wprawia leśniczego w nieustanny pośpiech.  W pszczewskim lesie jak w każdym zapewne leśnictwie w kraju dzieje się wiele i to naraz. Trwają prace zrębowe i jeżdżą samochody z drewnem:

4573

Dziś już przed 6 rano jechałem na spotkanie z kierowcą, który przyjechał po „papierówkę S2a 2,40”. Wróciłem do leśniczówki o 7.30, a tam już czekał na mnie spory tłum detalicznych nabywców drewna opałowego. Szybko przestawiłem rejestrator, odpaliłem komputer i kasę fiskalną. Kilkunastu klientów zatrzymało mnie w kancelarii prawie do 11. A po drewno jechał już kolejny samochód, tym razem to S2b 1,80. Musiałem oderwać od odbiórki na zrębie podleśniczego Irka, choć tam dwa forwardery wspierane przez poczciwe LKT- czyli mocny ciągnik zrywkowy

4574

Wszystkie te maszyny ciągną do drogi wywozowej dłużyce sosnowe i dębowe, kłody różnej długości, papierówki i wałki opałowe, na które czekają kolejni klienci w kolejny wtorek. Bo we wtorek walki sosnowe, brzozowe, dębowe i czasem inne znajdują kolejnych nabywców. A leśniczy nerwowo spoglądając na zegarek drukuje asygnaty, paragony fiskalne, raporty, historie pracy i pędzi  do biura nadleśnictwa, a zaraz po rozliczeniu sprzedaży na powrót w las. Bo tam też coraz bardziej zielono:

4575

Przecież to już czas odnowień! Każdego dnia odwiedzam teraz to miejsce na skraju lasu:

4576

Poznajecie? To dół- przechowalnia sadzonek. W środku czekają dwulatki sosny, trzyletnie dęby i buki

4577

Dziś większość z nich trafiła na niedawne zręby, a teraz już nowe uprawy leśne. Jutro przyjeżdżają kolejne sadzonki od leśniczego Stasia z naszej szkółki leśnej

4578

ZUL-owcy uwijają się mocno, bo sadzić nowy las trzeba dokładnie i szybko, aby dobrze skorzystać z wiosennej wilgoci. Pracy jest teraz moc, stąd nic dziwnego, że temu pośpiechowi ze zdziwionymi dziobami przyglądają się dzikie gęsi, które spokojnie zabierają się za lęgi

4579

Żurawie ze stoickim spokojem spacerują po polu tuż pod zboczem pszczewskiej Góry Wysokiej, o której opowiadałem ostatnio. Od kilku dni zbiera się ich tam kilkanaście. Tańczą, nawołują się, umizgują do siebie i pewnie dobierają w pary. Nie śpieszą się i słusznie, bo łączą się w stałe związki, a to wymaga rozwagi…

45710

Widoczny w tle za żurawim stadkiem głęboki rów w zboczu góry, nazywany przez niektórych „rowem czołgowym” ma znacznie wcześniejszy niż czołgi rodowód i związany jest z dawnym traktem oraz pobieraniem opłat z korzystanie z niego. Bez obaw- publikację – przewodnik po ścieżce przyrodniczej wokół góry w wolnej chwili przygotuję dla Was do pobrania w formie pliku pdf. Ale cóż, na razie są bardziej terminowe zadania do wykonania. Bo w lesie teraz ścinają, ściągają, wożą, grodzą, sadzą i wszędzie jest potrzebny leśniczy.

Pszczewskie lasy są teraz poznaczone dużymi tropami. Tegoroczną wiosną bardzo uaktywniły się wilki i wciąż spotykam ich tropy i ślady. W minioną sobotę dwa wilki pojawiły się na zrębie i spokojnie przyglądały się pracy drwali. Spotykam też ślady ich udanych polowań

45711

Tyle zostało z daniela. Pobocza dróg pokrywają wilcze tropy, które wyglądają tak

45712

Dla porównania zobaczcie tropy psa:

45713

Idąc tropem wilczych łap możemy zobaczyć na leśnej drodze odciśnięte racice spłoszonych danieli, a nieco dalej odciski szpil watahy przelatków, czyli zeszłorocznych dzików. O tropach wilków można wiele dowiedzieć się zaglądając tu: http://www.polskiwilk.org.pl/download/SdN_Wilk_TropienieEduFin.pdf

O pszczewskich wilkach opowiem Wam innym razem, bo mimo późnej pory czeka na mnie jeszcze kilka tabelek związanych z nadzorem nad lasami prywatnymi no i zestaw szkiców zakładanych upraw, które jutro zazielenią się sadzonkami. Wiosenny las to mrówki, wilki, żurawie ale też wielka kumulacja prac leśnych. Dlatego teraz każdy leśniczy wciąż się śpieszy, spogląda na zegarek ale jak wszyscy cieszy się wiosną. Bo wiosna to miła pora roku…

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl

 

 

 

Święto lasów, wiosny i wróbelka

$
0
0

458min

Gdy spojrzałem dziś w swój zielony kalendarz, po który sięgnąłem aby zapisać kolejną partię sadzonek, która dojechała ze szkółki, zauważyłem sporą kumulację przyrodniczych świąt. Choć dzień leśniczego wcale dziś nie miał posmaku święta, bo wokół sadzą, wożą sadzonki, ścinają drzewa, zrywają. Pojechały trzy samochody z drewnem, dwa „sprytne” forwardery „Vimki”  ustawiają kolejne stosy, a mój telefon odzywa się raz po raz… Wiosną życie leśniczego radykalnie nabiera tempa, choć cały rok nie jest nudno… Pomimo, że na zegarze wskazówka  minęła  dawno godzinę 15 na koniec pracy się nie zanosi.  Ale o tak ważnych świętach należy pamiętać!

Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2012 roku ustanowiło dzień 21 marca każdego roku Międzynarodowym Dniem  Lasów. To święto obchodzone w tym roku po raz czwarty jest dedykowane roli lasów, jaką pełnią w zaopatrywaniu Ziemi w życiodajną wodę.

Polska jest w europejskiej czołówce pod względem powierzchni lasów.

 4581

   W połowie XX w. lasy zajmowały nieco ponad jedną piątą obszaru Polski, a dziś już niewiele mniej niż jedną trzecią. Choć w lasach wciąż wycina się drzewa, bo to normalne i korzystne dla przyrody zjawisko (nawet w Puszczy Białowieskiej) to lasów wciąż przybywa.  Każdego roku polscy leśnicy sadzą aż 500 mln nowych drzew,  czyli średnio… 57 tys. na godzinę. Dlatego nasze lasy zajmują ponad 29 proc. terytorium kraju, a rosną na obszarze 9,2 mln ha. Ponad połowa to lasy o charakterze ochronnym, w tym wodochronne, którym jest szczególnie dedykowane tegoroczny Dzień Lasów. Lasy zachowują się jak szczególny filtr, ponieważ zatrzymują wodę przeciwdziałając powodziom, obniżają temperaturę, tym samym zapobiegają ociepleniu klimatu, ale też zatrzymując zanieczyszczenia w ściółce oczyszczają wodę, a korzysta z niej mniej więcej jedna trzecia największych miast świata! Lasy także zatrzymując wodę minimalizują erozję gleby.

4582

Blisko 80 proc. światowej ludzkiej populacji odczuwa niedobór wody, czyli 8 na 10 ludzi nie zawsze ma pod ręką szklankę z wodą pitną lub leśny strumyk szemrzący kaskadą źródlanej wody. Warto też pamiętać, że tereny leśne,  nie tylko źródliska i mokradła, dostarczają 75 proc. świeżej wody dostępnej na Ziemi, która jest wykorzystywana w gospodarstwach domowych oraz przemyśle.

Leśnicy rozumieją nie tylko od święta znaczenie lasów  w ogólnym bilansie wody, a także bilansie węgla, ale to odrębna kwestia. Dlatego Lasy Państwowe od lat aktywnie uczestniczą w programach przeciwdziałających powodziom . Aż w  ponad połowie polskich nadleśnictw, czyli w 230 realizowane są programy tzw. małej retencji nizinnej i małej retencji górskiej. Dzięki tym programom realizowanym przez leśników oprócz ich normalnych obowiązków, lasy magazynują ok. 44 mln   m sześc. wody.

4583

Innym dzisiejszym świętem jest Pierwszy Dzień Wiosny. Kalendarzowo wypada to 21 marca, ale astronomiczna wiosna rozpoczyna się bez spoglądania w kalendarz- w równonoc. W niedzielę 20 marca o godz. 5.30 Słońce weszło w znak Barana i tym samym na całej kuli ziemskiej poza biegunami dzień i noc trwały po równe 12 godzin. Przez najbliższe kilkadziesiąt lat będziemy rozpoczynać wiosnę kalendarzowo o jeden dzień wcześniej, a potem nawet 19 marca. Dziej się tak dlatego, że ruch Ziemi wokół własnej osi jest niezależny od jej obrotu wokół Słońca.

 Tegoroczna wiosna trwać będzie do 20 czerwca, czyli 94 dni. Tegoroczna wiosna trwać będzie 94 dni. Choć na razie jest chłodno i mało wiosennie. Kwitną wprawdzie przebiśniegi, krokusy i fiołki

4584

Przyleciały już żurawie, czajki, szpaki i skowronki. Spóźniają się za to bociany

4585

Zgodnie z ludową tradycją bocian jest najważniejszym zwiastunem wiosny. Mówiono dawniej:

Jak na Gertrudę (17.III) bociek na gnieździe siędzie, wiosna szybko przybędzie.

Gdy bocian na święty Józef (19.III) przybędzie, to śniegu już nie będzie.

Tym razem, według meteorologów najbliższe prawdy będzie to ludowe przysłowie:

Na Zwiastowanie (25.III) zlatują się bocianie.

Choć są i tacy, co mówią, że bociany pojawią się dopiero w kwietniu, razem z jaskółkami.

Dla leśników oznaką pierwszych dni wiosny oprócz ptaków i roślin  są samochody z sadzonkami ze szkółki, narady z zulowcami co i gdzie sadzić oraz biurka pełne dokumentów związanych z odnowieniami, grodzeniami upraw czy pozyskaniem drewna.

Wcześniej było inne, „zielone” święto. 17 marca to Dzień Świętego Patryka- irlandzkie święto narodowe i religijne. Tego dnia Irlandczycy w wielu miastach organizują festyny i uliczne pochody, w których dominuje kolor zielony, będący narodową barwą Irlandii. Głównym symbolem święta jest trójlistna koniczynka- stosowana przez Św. Patryka jako pomoc przy tłumaczeniu pierwszym irlandzkim chrześcijanom pojęcia Trójcy Świętej. To święto, coraz bardziej popularne także w Polsce, związane jest z coraz bardziej kultywowaną celtycką tradycją i zielonym kolorem. W Dzień Świętego Patryka każdego roku odbywają się  liczne imprezy w pubach i klubach. Tradycyjnym trunkiem jest wówczas zielone piwo oraz irlandzka whiskey. Ale czy nie lepiej zamiast malować się na zielono i raczyć zielonym piwem w zatłoczonym pubie, zachwycać się czarem wiosny i świeżą zielenią wiosny w polskich lasach?

4586

Wiosną spotkamy także wiele barwnych ptaków. Szczególną uwagę każdego z nas zwróci zapewne bażant- kogut

4587

Choć szare niepozorne ptaszki mają swój urok, a niektóre nawet zasłużyły sobie na odrębne święto.  Wczoraj, 20 marca było bowiem jeszcze inne święto, związane z przyrodą. Tego dnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Wróbla. Nasz przesympatyczny wróbel domowy to jeden z najbardziej rozpowszechnionych gatunków na świecie, zasiedlający niemal wszystkie kontynenty. Z lewej wróbel domowy, a z prawej- mazurek, który ma charakterystyczną plamkę na policzku:

4588

 Towarzyszy człowiekowi od kilkunastu tysięcy lat i pojawiał się tam, gdzie ludzie zaczynali uprawiać rolę: na pustynnych oazach, wysepkach na oceanie czy potem także w wielkich miastach. Wszędzie dawał sobie radę ale ostatnio liczebność tego skromnego ptaka zaczęła sukcesywnie spadać. Łatwo to zauważyć podczas wiosennych spacerów, bo w gęstych krzewach, jeszcze pozbawionych liści widać gromady szarych ptaków, lecz są to głównie mazurki- krewniacy wróbla domowego.

4589

 Idea Święta Wróbla narodziła się w 2010 roku w Indiach, w celu nagłaśniania zjawiska zanikania tego gatunku, propagowania jego aktywnej ochrony oraz zwrócenie uwagi na problemy ekologiczne środowiska.  

Tak pisał o wróblu Jan Brzechwa:

We wsi Duże Kałuże

 Siedział wróbel na murze

 I ćwierkał wniebogłosy:

„Jestem nagi i bosy,

 Nie mam dachu nad głową,

Nie mam nic, daję słowo!”

Hałaśliwy sposób bycia i obyczaj stadnego życia nie zawsze podobał się ludziom, którzy bywa, że tępili wróbelki, a przecież to ptaszki niezwykle użyteczne. Przekonano się o tym w Chinach, gdzie wytępiono tę małą kruszynę, a później szarańcza, niespożywana przez ptactwo, pochłonęła plony, czego efektem była głodowa śmierć 30 milionów ludzi!

Swoją przygodę z wróblami mieli także mieszkańcy Śląska, a szczególnie Sosnowca-Porąbki. Opowiada o tym taka legenda:

Niegdyś Porąbkę zwano "wróblą wsią", a to z tego powodu, że tak w wiosce, jak i w okolicy najbliższej, przebywały gromady wróbli, które swoim świergotem wyczyniały takie piekło, aż uszy puchły. Toteż Fryderyk Wielki patentem z dnia 8 kwietnia 1744 roku wprowadził na obszarze swego państwa podatek w naturze, w postaci główek wróblich. Każdy mieszkaniec obowiązany był dostarczyć 6 wróbli, ogrodnicy 8, owczarze, pastuchy i inna służba po 4 wróble rocznie. Za każdego niedostarczonego wróbla z ukręconą głową ściągano przymusowo jeden grosz. Wtedy Ślązacy z Mysłowic i pogranicznych wsi śląskich wędrowali do Porąbki i tutaj kupowali wróble, których było mrowie,  płacąc za trzy do czterech sztuk jeden grosz. Przez dwa lata mieszkańcy wioski tłukli bez miłosierdzia nieszczęsne wróble, sprzedając je Ślązakom, aż wreszcie nie zostało ani jednego, bowiem niedobitki opuściły niewdzięczną osadę. Przez długie lata w wiosce głucho było w porze letniej a także i zimowej. Nie słychać było krzyku ćwierkałów, nie słychać było śpiewu i świergotu ptasząt, które omijały instynktownie wioskę, gdzie na ich życie czatowano dla marnego zysku.  Dopiero w kilkanaście lat później, zaczęło ptactwo powracać do wioski witane z sympatią i ulgą przez jej mieszkańców, zawstydzonych swoją chciwością…

Jak widać wróble chętnie przytulają się do człowieka, nawet jak ich zbytnio nie kocha: podskakują na drogach i podwórkach, ćwierkają na płotach, zbierają nasiona chwastów i owady, szczególnie gdy karmią swoje młode. Nie trzeba jednak być naukowcem ani bystrym obserwatorem, aby zauważyć, że jest ich coraz mniej i mniej. Czyha na nie wiele drapieżników, szczególnie tępią je domowe koty, ale przede wszystkim wróble nie mają gdzie mieszkać – stosowanie nowoczesnych technologii sprawiło, że te szare drobinki nie mają gdzie wić swoich gniazd. Może warto uczcić to święto, a także pierwszy dzień wiosny wieszając budki dla wróbli w pobliżu naszych osad? A zielone Święto Patryka połączyć z Międzynarodowym Dniem Lasów i poznawać oraz podziwiać zielone bogactwo, które nas otacza? Bo wszystkie te święta zwracają naszą uwagę na problemy przyrody i jej elementów, których przyczyną jest prawie zawsze człowiek…

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

 


 

Prawda o związkowcach, czyli poznajmy bliżej Związek Leśników Polskich

$
0
0

459min

Wiem, oczywiście, że wiem, jestem w pełni  przekonany, że słowo „związkowiec” u wielu czytelników leśnego bloga i nie tylko budzi złe skojarzenia i uśmiech politowania. Bo od dłuższego czasu przedstawiciele różnych mediów kładą nam do głowy, uszu i oczu obraz związków zawodowych oraz „działaczy związkowych” jako ekipy darmozjadów i karierowiczów.  Nie wiem jak to jest w innych związkach, ale w tych „leśnych”, z którymi mam do czynienia od lat jest po prostu normalnie. Nie ma armii etatowych działaczy, dziwnych przywilejów ani pozerstwa. Liczba członków wciąż rośnie, a działalność związkowa ma wieloletnią tradycję. Najliczniejszy związek leśników, czyli Związek Leśników Polskich w Rzeczypospolitej Polskiej w 2018 roku będzie obchodził jubileusz 100-lecia.  Trudno jednoznacznie określić z jakiego powodu część leśników aktywnie działa w związkach zawodowych. Pewnie wynika to z teorii hierarchii potrzeb, którą zawdzięczamy Abrahamowi Maslow. Nikt nie ma jednak z tego tytułu ani lepiej, ani więcej. No nie, więcej to owszem, ale obowiązków i wymagań… Bo ktoś zaangażowany społecznie, widoczny, nie chowający się za plecy innych, musi szczególnie dokładnie wypełniać swoje obowiązki i skoro wymaga od innych, musi wymagać od siebie. Ale dobrze, że są tacy ludzie, którzy potrafią rozmawiać, artykułować potrzeby swoje i innych i czują związki ze związkami, a raczej związek z tymi, z którymi spotykają się podczas każdego dnia pracy.

 

W Lasach Państwowych istnieją cztery liczące się związki zawodowe i to ich przedstawiciele spotykają się z dyrektorem generalnym LP podczas ważnych negocjacji i podpisywania istotnych dla wszystkich pracowników dokumentów. Dlaczego piszę o związkach?

  Niedawno, w dniach 18-19 marca w Sękocinie Starym pod Warszawą  odbył się Krajowy Zjazd Sprawozdawczy Związku Leśników Polskich w Rzeczpospolitej Polskiej.

4591

 17  okręgów, regionów tego największego w Lasach Państwowych  związku, liczącego blisko 11 tysięcy członków, reprezentowało 130 delegatów. Przyjechali przedstawiciele 17 regionalnych dyrekcji, wielu nadleśnictw  z całego kraju, leśnicy z Parków Narodowych, Instytutu Badawczego Leśnictwa, Dyrekcji Generalnej, Biura Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej  w Przemyślu, a nawet Zespołu Szkół Leśnych w Lesku. To dla leśników rozproszonych po całym kraju czasem jedyna okazja, aby porozmawiać i wymienić doświadczenia czy wrażenia. Stąd nawet „kuluarowe” rozmowy mają dużą wartość. Niektórzy wymieniali wrażenia już w czasie obrad, „na gorąco”, bo czasem atmosfera bywała gorąca

 4592

Inni dyskutowali zawzięcie „na forum” jak leśniczy Andrzej

4593

Większość delegatów słuchała bardzo uważnie wszystkich wystąpień, jak np. leśniczy Stanisław

4594

Przez dwa dni zjazdu pracowała komisja uchwał i wniosków, która przygotowała do głosowań 3 uchwały i aż 40 wniosków. Szefował jej kolejny raz leśniczy Zbyszek

4595

Ale nic dziwnego, że zgłoszono tyle wniosków, bo przecież to związek, który reprezentuje blisko 26 tysięcy leśników. To ludzie, którzy mają wiele spraw, potrzeb i problemów. Dlatego łączą się w jeden związek, a doroczny zjazd krajowy jest dobrą okazją, aby rozmawiać i szukać najlepszych, racjonalnych rozwiązań.  

Przewodniczący ZLP w RP  Bronisław Sasin powitał także gości zjazdu: Zastępcę Dyrektora Generalnego LP  ds. Gospodarki Leśnej Andrzeja Borowskiego oraz Naczelnika Wydziału Zarządzania Zasobami Pracy Agnieszkę Grzegorczyk.

  Goście zjazdu odpowiedzieli na szereg pytań delegatów

4596

 Dyrektor A. Borowski poinformował o przygotowaniach do inwentaryzacji bioróżnorodności na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe. To zadanie bardzo ważne dla lasu, leśników, ale głównie dla nas wszystkich, bo to przecież cenny, narodowy majątek.  W tym celu w przeciągu najbliższych 2 lat we wszystkich nadleśnictwach zostanie stworzonych łącznie około 900 etatów, które będą utrzymywane z Funduszu Leśnego. Zostaną zatrudnieni specjaliści z różnych dziedzin przyrodniczych, którzy przygotują dokładną inwentaryzację przyrodniczo-leśną, a także inwentaryzację obszarów i obiektów związanych z historią naszego kraju. Przecież to leśnicy najlepiej znają las i wszystkie ciekawe obiekty przyrodnicze oraz historyczne, tak cenne dla naszej kultury. Musi nimi zarządzać jeden gospodarz. Jest to niezbędne, aby je jak najlepiej chronić. Leśnicy dobrze o tym wiedzą już od lat, ale ciągle spotykają się z zarzutami różnych gremiów. Po to właśnie ta szczegółowa inwentaryzacja, aby jednoznacznie nazwać i skatalogować cenne zasoby.   Powstaje w tym celu specjalny portal, gdzie będą prezentowane wyniki inwentaryzacji.

 Dyrektor Borowski ze zrozumieniem odniósł się do głosów leśników, którzy podkreślali, że ich zadania, szczególnie pracowników terenowych wciąż rosną. B. Sasin przekazał dyrektorowi przygotowaną przez leśniczego listę prac i czynności zbędnych, mało efektywnych, a niepotrzebnie obciążających pracowników terenowych. Naczelnik A. Grzegorczyk podkreślała potrzebę zgodnej współpracy przy aktualizacji  jednolitego Ponadzakładowego Układu Zbiorowego Pracy, do którego włączono już wiele protokołów dodatkowych. Szereg uwag i pomysłów do nowelizacji PUZP wniesiono również w trakcie Zjazdu. Choć rozmowy dotykały różnych problemów to może dzięki obecności pań nie zapominano o dobrych obyczajach i uśmiechu

4597

  Delegatów zjazdowych odwiedzili także przedstawiciele firmy Mentor i przedstawili nową ofertę ubezpieczeń zdrowotnych oraz ubezpieczeń na życie. Spore zainteresowanie wzbudziła informacja o działalności poradni leczenia boreliozy pod patronatem prof. Panasiuka. Bo kleszcze i borelioza to ogromny kłopot leśników. Niektórzy uważają, że z kleszczami można sobie radzić tak:

4598

Jednak profesjonalna klinika i specjalistyczna opieka medyczna to lepsze rozwiązanie. Wszystkich, którzy mają kłopot kleszczowy zachęcam aby zaglądać np. tu: http://www.borelioza.org/

 Zjazd prawie jednogłośnie (przy 3 głosach wstrzymujących się) udzielił absolutorium za rok 2015 Radzie Krajowej ZLP i uchwalił szereg wniosków do realizacji w najbliższym roku. Można się z nimi zapoznać na stronie www.zlpwrp.pl.  Kolejny zjazd, a będzie to zjazd wybierający nowe władze krajowe odbędzie się w 2017 roku.

W poniedziałek zabrałem się od szóstej rano za nadganianie dwudniowych zaległości, związanych z pobytem na zjeździe, a przecież zbliża się koniec miesiąca no i Święta Wielkiej Nocy. Grodzenia upraw już praktycznie zakończone

45991

Trzeba jeszcze wypełnić wiele dokumentów, aby je rozliczyć. Na niedawnych zrębach słychać gwarek par sadzących młode dęby, buki, lipy i sosny. Dziś „wrzuciłem na stan” ostatnie stosy, które odebrał na zakończonym kolejnym zrębie podleśniczy Irek. Pokazałem wykonawcom młodniki, które wymagają czyszczeń. Rano przyjadą kolejne samochody po drewno. Wciąż coś się dzieje. A wieczorem dzwonią koledzy z różnych zakątków „leśnej Polski” i nadal rozmawiamy o związkach ze związkami…

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

                                                                 

 

Święta z jajem i zajączkiem przed nami

$
0
0

 

460min

 

Dziś Wielki Piątek i mam wrażenie, że świat wokół mnie nieco wyhamował, a może zatrzymał się w rozpamiętywaniu męki Ukrzyżowanego? Bo wczoraj i dziś na dobrą sprawę już są świąteczne dni i warto przeżyć je inaczej… Bo te rozpoczynające się święta traktujemy zwykle jak wiosnę- lekko, zwiewnie, radośnie i kolorowo. Kojarzą się nie z męką, ofiarą, cierpieniem lecz z jajem i zajączkiem. Może to i dobrze, choć nieco zadumy, dystansu oraz potrzeba zajrzenia w głąb własnej duszy przyda się każdemu. Choć nie każdy odczuwa potrzebę duchowego świętowania, takie mamy czasy.

Każdemu za to przyda się wytchnienie od codzienności i nawału pracy, dlatego warto świętować i niech każdy robi to po swojemu.

Pomimo, że niezbyt ciepło i bardzo dżdżysto, to jakby na przekór światu wiosna zaczyna zielenić świat i pogwizduje wesoło dziobami szpaków. Nabrzmiewa pąkami:

4601

Warto zerwać kilka gałązek i zrobić sobie w domu wielkanocny stroik lub niedużą, świąteczną instalację

4602

Skoro pomyślimy o duchowej sferze świąt to i o ciele nie należy zapominać. Choć nie chodzi tu ewidentnie o cielęta, ale raczej o baranki z masła:

4603

To pora zdobienia na różne sposoby jaj. U mnie naturalnie dominują motywy leśne i przyrodnicze

 

4604

Jednym słowem nawet leśniczy został zrobiony „w jajo”

 

460_5

Pora zatem sposobić stół na wielkanocne śniadanie

 

4606

Naturalnie bez spaceru nie ma świąt i pogoda z pewnością nie będzie przeszkodą, skoro możemy uczestniczyć w takim misterium z głosami żurawi w tle:

 4607

Zatem pozostaje tylko złożyć Wam życzenia

 

4608

Nie zapominajcie o wielkanocnych tradycjach, choć w dyngusowaniu lepiej zachować umiar, bo Zajączek na nas patrzy i zamiast czekoladowych upominków w gniazdku czasem znajdziemy kolczastą rózgę….

 

Miłego świętowania!

 

Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl


Edredon w ptasie święto

$
0
0

461min

Wczoraj jak wszyscy wiemy było święto Prima Aprilis, ale oszukani i oszukujący powinni także wiedzieć, że 1 kwietnia jest również Międzynarodowym Dniem Ptaków. Ten dzień ustanowiony został ptasim świętem w 1906 podczas ratyfikacji Konwencji o ochronie ptaków pożytecznych dla rolnictwa podpisanej w Paryżu 19 marca 1902. Z kolei dziś przypada rocznica wprowadzenia w życie w Unii Europejskiej Dyrektywy tzw. ptasiej w sprawie ochrony dzikiego ptactwa  - podpisanej w 1979 roku. No ale już chyba dość teorii i dat. Choć święto ptaków to ważna sprawa.  Ale to nic nowego, żyjemy w czasach, gdy codziennie jest jakieś święto.

Czy wyobrażacie sobie jednak życie bez ptaków? Wieczór bez klangoru żurawi, maj bez łkania słowików, urlop nad jeziorem bez huczenia bąka czy szybkich zwrotek trzciniaka albo kwietniowy poranek bez kosa gwiżdżącego swoje strofki z wierzchołka drzewa? Ptaki to nasi codzienni towarzysze, są ozdobą widoku za oknem, sojusznikami w trosce o zdrową żywność i opiekunami naszych ogrodów, sadów, pól i lasów…

Ich święto można uczcić w rozmaity sposób: wywiesić budkę lęgową, zrobić pojnik albo po prostu uważnie przyjrzeć się ptakom wokół nas. Bo aby obserwować ptaki nie potrzeba organizować drogich i dalekich wypraw. Wystarczy wyjść do parku, ogrodu, czasem nawet przed dom.

My, leśnicy, codziennie spotykamy się z ptakami i troszczymy się o nie, bo bardzo łatwo wyrządzić im krzywdę, prowadząc gospodarkę leśną. Dlatego  pamiętamy o nich nie tylko przy święcie, ale każdego dnia, choć są i tacy, którzy uważają, że tylko zajmujemy się „produkcją” drewna i nie oglądamy na takie drobiazgi jak ochrona roślin, owadów czy właśnie ptaków. Wiele gatunków ptaków zawdzięcza istnienie w przyrodzie dziś i w przyszłości właśnie leśnikom. Bo nam nie zawsze są potrzebne ustawy, dyrektywy czy istnienie świąt, aby żyć blisko ptaków i z ptakami…

Ptaki o tym wiedzą, dlatego ufają leśnikom i często pojawiają się na ich drodze. Widać to w publikacjach ornitologicznych, gdzie wiele ciekawych obserwacji dokonali właśnie leśnicy. Miałem do tej pory już wiele interesujących spotkań z różnymi gatunkami ptaków ale w dzień ptasiego święta udało się mi spotkać niecodziennego gościa w naszych stronach

4611

Przełom marca i kwietnia to bardzo pracowity czas dla leśniczych, którzy właśnie teraz mają wielką kumulację ważnych terminów: trzeba wywieźć drewno z zimowych cięć, zakończyć szacunki brakarskie zrębów zaprojektowanych na 2017 rok, a przede wszystkim dobrze przeprowadzić i rozliczyć akcję odnowieniową. Wracałem właśnie z jednego z odnawianych właśnie zrębów do leśniczówki, bo zadzwonił przewoźnik drewna, że jedzie już po zamówione drewno. Za chwilę zadzwonił też leśniczy-szkółkarz, że właśnie wysyła samochód ze sadzonkami dęba szypułkowego i sosny. Mijałem właśnie piękne i czyste jezioro Szarcz, gdy zauważyłem tam nietypową parę dużych kaczek. Były wyraźnie większe od innych, a samiec wyróżniał się charakterystycznymi kolorami:

4612

Sięgnąłem po aparat fotograficzny, który zwykle mam ze sobą. Spojrzałem przez wizjer i nastawiłem zoom obiektywu na maksymalne powiększenie. Tak, nie myliłem się,  to para edredonów- największych kaczek nurkujących. To rzadki gatunek kaczek morskich, objęty ścisłą ochroną, które są dość często spotykane na wybrzeżu, ale raczej rzadko w głębi kraju. Samiec jest pięknie ubarwiony i przyglądałem się mu z wielką przyjemnością:

4613

 Kaczor edredon ma czarny wierzch głowy, na samym jej czubku znajduje się biały pasek. Policzki, szyja, pierś i wierzch są białe, Na piersi pojawia się różowy odcień. Kark i boki szyi są w kolorze jasnozielonym z białą pręgą. Lotki oraz kuper są czarne. Samice są brązowe z ciemnym prążkowaniem. Jednak ich skromne upierzenie jest bardzo cenne. To właśnie ich puch, którym wyskubanym z własnej piersi, a w zasadzie spod własnych piór okrywowych na brzuchu moszczą gniazda, jest ultra lekkim i najdoskonalszym materiałem izolacyjnym na świecie.  Produkuje się z niego odzież polarną oraz poduszki i kołdry. Roczna wartość sprzedaży tej produkcji przekracza 30 milionów euro. Jedna kołdra z puchu edredona kosztuje około 20 tysięcy złotych.

Zbieranie puchu edredonów ma długą tradycję. Według Wikipedii pierwsze wzmianki o tym pochodzą z XII wieku! Praktycznie jedynymi dostawcami puchu są Islandczycy, którzy opatentowali technologię jego obróbki i traktują ją jako tajemnicę gospodarczą. Każdego roku 350 certyfikowanych zbieraczy pozyskuje łącznie około 2500kg  tego luksusowego surowca. Nie może być go więcej, bo z jednego gniazda pozyskuje się zaledwie od 28 do 35 gram cennego puchu. Potomkowie Wikingów dbają też o cenne, miękkopióre kaczki. Już w 1849 roku w Islandii wprowadzono dla niej ochronę gatunkową.

Edredony żywią się głównie mięczakami i skorupiakami wyławianymi z dna podczas nurkowania. Obserwowana przeze mnie para zbliżyła się bliżej brzegu i zaczęła żerować

4614

 

Ciekaw jestem co skłoniło edredony, które są gatunkiem typowym dla północy do pojawienia się w okolicach Pszczewa, tak daleko od morskiego wybrzeża. Pewnie skusiła je rozległa tafla czystego jeziora Szarcz. To moje pierwsze spotkanie z edredonem, ale oby nie ostatnie.

Na te egzotyczne tutaj kaczki ze zdziwieniem spoglądała para gągołów:

4615

Do tej pory to o nich mówiono kaczki-dziwaczki, bo gniazdują w dziuplach usytuowanych dość wysoko na drzewach i daleko od wody, a ich kaczęta wyskakują z nich na ziemię i pieszo maszerują do najbliższego jeziora lub rzeki.

Przyroda podarowała mi piękną przygodę w wiosennym dniu ptasiego święta. Warto być dobrym obserwatorem. Rozglądajcie się wokół uważnie, aby niczego nie przegapić, bo nigdy nie wiadomo co przyroda przed nami odkryje ze swojego piękna. Życzliwa jest z pewnością dla wielu z nas, nie tylko dla leśniczego.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

 

 

W odnowionym lesie coraz barwniej

$
0
0

462min

Przełom marca i kwietnia to w naszych lasach czas bardzo intensywnych prac odnowieniowych. Dzwonią o kamienie kostury i łopaty, jadą samochody z sadzonkami, czasem słychać ostatnie stukanie młotków przy budowie ogrodzeń nowych, cennych nasadzeń. Naturalnie wiele zależy od pogody, a prace odnowieniowe inaczej przebiegają w lasach lubuskich, mazurskich, bieszczadzkich czy tatrzańskich…

W moim leśnictwie prace w terenie właśnie zostały zakończone choć czeka mnie jeszcze „papierowe” rozliczenie ponad 100 tysięcy sadzonek. Dopiero teraz znalazłem chwilę na blogowe zapiski bo miniony tydzień był tak szczelnie wypełniony zajęciami, że nie było szans na spotkanie z Wami. Bardzo często za to odwiedzałem to miejsce

4621

To schron, w którym przechowujemy sadzonki, które po przywiezieniu ze szkółki są tu dołowane

4622

Zupełnie niedawno schron był wypełniony po brzegi sadzonkami sosny, buka, brzozy, dębów, lipy czy graba.  Czekają tam na swoją kolej sadzenia zanim trafią na niedawne zręby. Codziennie dokładnie zaplanowaną partię sadzonek zabierała grupa pracowników zakładu usług leśnych i w oparciu o przygotowany przeze mnie szkic-projekt  nowej uprawy wysadzała je w miejsca oznakowane dodatkowo palikami.

4623

Z jednej strony palika rosną sosny, a z drugiej buki. Odnowienie zrębów to nie taka prosta sprawa jak może się pozornie wydawać. Zasady hodowli lasu wciąż się zmieniają i są doskonalone przez leśników, którzy nieustannie podpatrują przyrodę i wyciągają wnioski z doświadczeń poprzedników. Każdy leśniczy analizuje błędy popełnione przez swoich poprzedników, a czasem także własne i stara się jak najlepiej zaplanować nowe pokolenie lasu. Chodzi o pełne wykorzystanie możliwości siedliska i warunków klimatycznych, glebowych, świetlnych, wilgotnościowych tak, aby wprowadzić maksymalnie dużo pożądanych w tym miejscu gatunków. Tam gdzie do tej pory rosły tylko sosny, w nowym pokoleniu lasu wprowadzamy domieszki liściaste, drzewa owocowe i krzewy. Na skraju lasu, na granicy z otwartą przestrzenią pól czy łąk projektujemy strefy ekotonowe złożone z krzewów i drzew liściastych.

Pogoda w tym roku była i jest bardzo sprzyjająca odnowieniu lasu. Dlatego sosny posadzone w najuboższych fragmentach lasu już pięknie zielenią się i rozbudowują system korzeniowy

4624

Od wielu lat już korzenie małych sosenek zabezpieczamy preparatem żelowym, który pomaga im chłonąć wilgoć z ubogiej gleby boru.

Tam gdzie gleba jest lepsza, zasobniejsza zakładamy kępy dębowe z domieszką grabu, buka, który lubi zacienione miejsca oraz drzew owocowych i lipy.

4625

Wszędzie gdzie siedlisko pozwala sadzę choć kilka lip i drzew owocowych bo to bardzo ważny składnik lasu. Lipa jest dość wymagająca i nie wszędzie można ją sadzić ale przecież to cenne i szlachetne drzewo naszych lasów. To przecież długowieczne drzewo obdarzone pozytywną energią, korzystnie wpływające na zdrowie człowieka. Dawni Słowianie uważali lipę za święte drzewo, które chroniło las przed piorunami i złymi duchami. Sam wierzę w szczególne właściwości lip i czasem przystaję w lesie na chwilę w ich towarzystwie. Znam też piękną legendę o pszczewskiej świętej lipie, której potomek rośnie niedaleko leśniczówki…

Dlatego i w tym roku posadziliśmy kilkaset lip.  Gdy młoda lipa po latach szczęśliwie zakwitnie, jej miododajne kwiaty zwabią pszczoły, także te dzikie, leśne, których populację leśnicy starają się usilnie odbudować.

Z kolei drzewa owocowe dostarczają pokarmu zwierzętom leśnym i dlatego w każdym ogrodzeniu staram się posadzić choć kilka dzikich jabłoni, trześni czy śliw. Właśnie zaczęły kwitnąć dzikie śliwy i ożywiają monotonię i szarość borów piękną bielą

4626

Zakładanie kęp dębowych to także sztuka, bo do możliwości siedliska należy dobrać rodzimy gatunek dębu. Dąb szypułkowy preferuje bowiem gleby świeże, głębokie, żyzne i wilgotne, znosi też okresowe zalewanie i ocienienie boczne choć jest światłolubny. Dąb bezszypułkowy rośnie z kolei na siedliskach mniej żyznych, czyli uboższych i bardziej suchych niż jego krewniak. Siłą rzeczy  jest także bardziej ciepłolubny. Sadziliśmy w tym roku oba gatunki, które są hodowane na naszej szkółce z żołędzi zebranych z tutejszych drzewostanów nasiennych. Rodzime pochodzenie zapewnia im jak najlepsze geny i rokuje na piękne dąbrowy w przyszłości. Dlatego dobrze, że mamy swoją szkółkę leśną, która zapewnia nam sadzonki najwyższej jakości. Odwiedziłem ją w piątek i spotkałem tam oczywiście leśniczego Stasia, który przygotowuje kwatery na kolejne zasiewy nasion

462_7

Uzgodniliśmy z kolegą szkółkarzem ilości odebranych przeze mnie sadzonek i chwilkę powspominaliśmy dawne czasy, bo przecież jesteśmy kolegami z jednej klasy z Technikum Leśnego w Rogozińcu. Jednak byłem umówiony na spotkanie z przewoźnikiem drewna i trzeba było wracać prędko do lasu. Kolejny wóz papierówki wyjechał z mojego leśnictwa. Zapas drewna bardzo mocno stopniał i jestem z tego bardzo zadowolony, bo łatwo teraz o zasinienie drewna, a dodatkowo pod korą zimowały przecież różne niesympatyczne owady, które siłą rzeczy po przerobieniu drewna nie rozmnożą się w lesie.

Gdy wracałem ze szkółki zajrzałem na moment do zakątka leśnictwa kolegi, gdzie kwitnie piękny łan kokoryczy pustej

4628

To bardzo ciekawa i w naszej okolicy rzadka roślina. Jest wprawdzie trująca lecz od wieków znane i cenione są jej lecznicze, kojące i nawilżające działania na suchą, popękaną skórę. Kokoryczą leczy się m.in. egzemy ale także chorobę Parkinsona. Na blogu doktora Henryka Różańskiego wyczytałem też, że składnik czynny kokoryczy – korydalina jest cenionym lekiem w stanach nadmiernego podniecenia nerwowego oraz ruchowego. Dr Różański podaje też przepis na lecznicze wino kokoryczowe:

5 dkg ziela lub 1 dkg bulw suchych lub świeżych rozdrobnić i zalać 100 ml alkoholu 70% i 150 ml wina czerwonego lub białego wytrawnego. Całość podgrzać, trzymać 3 minuty leciutko gotując. Odstawić na 5 dni w słoju zamkniętym, przefiltrować. Zażywać 1-2 razy dziennie po 10 kropli. W chorobie Parkinsona 2 razy dziennie po 10 kropli.

Stosując wino 2-3 razy dziennie po 5 kropli poprawimy swoją pamięć. Z pewnością warto!

Jednak nawet bez stosowania ziołolecznictwa i niekoniecznie w celach użytkowych warto teraz wybrać się do lasu. Przede wszystkim po to, aby wiosny nie przegapić… Zaczyna tam być coraz barwniej.

Kwitną w pełni moje ulubione fiołki

4629

W olsach i buczynach kwitną białe i żółte zawilce, zaczynają się niebieszczyć przylaszczki, w pełni kwitną niebieskie cebulice, a przekwitają już białe śnieżyce. Gdy wracałem w piątek do domu zajrzałem do mahoni, której spore stanowisko znajduje się przy drodze gminnej w dość ubogim borze sosnowym z domieszką robinii akacjowej

 46210

Powstało ono zapewne jak wiele innych w naszych lasach dzięki… śmieciarzom. Dawniej na wsi używano mahoni do wianków i innych dekoracji na grobach bliskich. Potem wyrzucano wianki do lasu, często w towarzystwie innych śmieci. Znam sporo takich stanowisk, także w pobliżu cmentarzy, ale naturalnie trudno to poczytać jako zasługę śmieciarzom choć mahonia to piękny i pożyteczny krzew pochodzący z Ameryki Północnej

 Kwiaty mahonii są intensywnie żółte, miododajne, zebrane w grona i wabią owady

46211

 Kręciło się przy nich wiele pszczół i trzmieli. Po przekwitnięciu zamiast żółci kwiatów na roślinie pojawiają się małe, ciemnogranatowe, pokryte woskowym nalotem jagody, które przysmakiem ptaków. Podobno są one jadalne – nadają się na galaretki i kompoty, ale jakoś nie miałem okazji ich spróbować. Obiecuję to zrobić w tym roku i podzielić się wrażeniami smakowymi.

W lesie i wokół nas też coraz barwniej za sprawą ptaków. Coraz to nowy gatunek wraca w ojczyste strony i rozpoczyna gody. Wracają bociany do swoich gniazd, w miniony poniedziałek widziałem pierwsze jaskółki dymówki. Ciągną już na tokach słonki, kiwają ogonkami pliszki siwe bo te ptaki zawsze razem wracają z zimowisk, kręcą się kanie rude. Różne ptaki zbierają materiał do budowy gniazd lub wybierają sobie dziuple

46212

W odnowionym lesie jest teraz barwnie, kwietnie i śpiewająco, warto to sprawdzić osobiście. Miłych wrażeń!

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

Mieszko i Św. Wojciech w pszczewskich lasach

$
0
0

463min

Przez ostatnie dni wiele słyszymy o 1050 rocznicy chrztu Polski. Dowiadujemy się nowych faktów, słuchamy różnych dywagacji o miejscach w kraju i Europie. związanych z tymi wydarzeniami. Lasy w okolicach Pszczewa mają bardzo ścisły i bliski związek z tym jakże ważnym wydarzeniem w historii naszego kraju. Choć było to tak dawno, że trudno oddzielić prawdę historyczna od legendy… Ale Andrzej Sapkowski pisał:

Tylko w legendach może przetrwać to, co w naturze przetrwać nie może. Tylko legenda i mit nie znają granic możliwości.

 O legendach opowiem dalej. Jednak to pewne, zbadane przez historyków, począwszy od prac Edwarda Dąbrowskiego w 1956 roku, a zatem udowodnione, że uwarunkowania geograficzne i przyrodnicze Pszczewa zapewniają mu znaczące miejsce w tym jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski. Bo przez Pszczew wędrował Mieszko I, Św. Wojciech, Otton III podążając właśnie tędy na Zjazd Gnieźnieński…

 Gęste lasy i nieprzebrane bogactwo wód, o których pisał m.in. Jan Długosz w swoich kronikach nazywając Pczewem jedno wielkie jezioro ciągnące się od dzisiejszego Trzciela, poprzez Pszczew po Przytoczną (nazwaną tak od konieczności przetaczania łodzi przez pasek lądu- dawniej Przetoczna) nadało tym ziemiom wielkie znaczenie.

Pośród nieprzebranych lasów, wód, bagien i trzęsawisk niewiele miejsc nadawało się na trakty i przeprawy dla pieszych czy konnych. Jednym z nich był przesmyk między jeziorami Chłop i Miejskim w Pszczewie. Tędy wiódł we wczesnym średniowieczu trakt, zwany frankfurckim a także lubuskim. Tędy wędrowali kupcy ze wschodu na zachód, tędy wiele razy wdzierały się do Polski różne, najczęściej zaborcze wojska. Ślady osadnictwa ciągłego w Pszczewie i jego najbliższej okolicy sięgają okresu rzymskiego. W odkrytej z tego okresu osadzie znaleziono pozostałości, świadczące o wytopie żelaza tzw. dymarki, czyli bardzo prymitywne piece hutnicze. Niektórzy mówią, że to Celtowie nauczyli dawnych mieszkańców Pszczewa wytopu cennego wtedy żelaza. Czasem znajduję w lesie bryły rudy, z której dawno temu wytapiano żelazo. Wiele pamiątek z dawnych dymarek oraz pozostałości ceramiki można obejrzeć w pszczewskim muzeum urządzonym w Chacie Szewca znajdującej się na naszym rynku.

Prowadzone w latach 1956-1959 prace wykopaliskowe wokół Pszczewa pozwoliły w miarę odtworzyć kształt systemu obronnego, zabezpieczającego przejście przez linię jezior. Główną warownią był gród, położony na półwyspie wrzynającym się w Jez. Miejskie od wschodu. Dziś ten półwysep nazywany jest Katarzyna.

Tak wygląda z podwórza leśniczówki:

 

 Otoczony był wałem drewnianym, wzmocnionym dodatkowo zasiekami z pali dębowych. Podczas stawiania tam szopy rybackiej w 1956 roku odkryto spore kawałki poczerniałego drewna. Na terenie grodu znaleziono też kawałki ceramiki, szczątki obuwia, narzędzia. Przy tym grodzie istniało też podgrodzie, którego mieszkańcy trudnili się hutnictwem. Gród ten istniał zapewne od VII - IX do XII wieku, kiedy został zniszczony podczas wyprawy wojennej Fryderyka Rudobrodego w 1157 r., która dotarła aż pod Poznań.

Z grodem i półwyspem Katarzyna związanych jest wiele legend. Jedna mówi o uroczej Katarzynie, córce znacznego woja, którą wbrew woli wydano za woja z sąsiedniego plemienia. Nie chciała sprzeciwić się woli ukochanego ojca i  rzuciła się ponoć w wody jeziora i słuch po niej zaginął. W księżycową noc można ją ujrzeć lub usłyszeć jej wołanie. Zrozpaczony ojciec wybudował tam kościółek imienia Katarzyny i czasem w ciemną noc słychać podobno z dna jeziora ciche bicie dzwonu.

    Zgodnie z inną legendą z grodu na półwyspie pochodzić miała piękna dziewczyna, która została jedną z pogańskich żon Mieszka I. Często ją odwiedzał w grodzie na pszczewskim półwyspie. Były to czasy, kiedy zapuszczali się tu chąśnicy. Tym określeniem nazywano słowiańskich wojowników, walczących na podobieństwo skandynawskich wikingów i łupiących wtedy grody i osady. Piastowskie wojska Mieszka I także bez żadnej litości łupiły okoliczne osady. Gród i jego otoczenie na półwyspie Katarzyna dziwnym trafem pozostał nietknięty, bo według legendy książę często odwiedzał tam piękną Katarzynę, nawet wtedy, gdy pojawiła się już w jego życiu Dobrawa. Dziś na półwyspie naprzeciw leśniczówki ustawiono głaz ze stosowną inskrypcją, dużą tablicę informacyjną i wielką, drewnianą rzeźbę legendarnej panny. Warto tam zajrzeć podczas pobytu w Pszczewie.

 Drugi gród wznosił się na zach. brzegu jeziora – opodal dzisiejszego kościoła i zespołu szkół. Również i przy nim istniało podgrodzie, stanowiące zwarty kompleks osadniczy. Oba grody stanowiły bardzo ważne ogniwo w systemie obronnym pierwszych władców Polski. Na zapleczu Pszczewa, na południe od miejscowości, znajdowały się grody broniące przejścia w Rybojadach. W oparciu o pszczewskie przejście powstał i rozwinął się w X w. ważny gród Piastów – Międzyrzecz, położony w widłach Obry i Paklicy

 

To właśnie w pobliżu tego piastowskiego zamku Św. Wojciech usytuował opactwo benedyktynów i tam powstał erem Pięciu Braci Międzyrzeckich, którzy zginęli męczeńską śmiercią. Dziś można zwiedzać dobrze zachowane ruiny zamku, gdzie wiele się dzieje za sprawą dyrektora i pracowników Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej imienia Alfa Kowalskiego, które właśnie obchodzi 70-lecie istnienia.

 

Pszczewska leśniczówka położona jest przy ulicy Kasztanowej, czyli dawnym szlaku lubuskim. Codziennie nią przechodzę lub jeżdżę moim Rockym:

Gdy ruszymy tą ulicą w kierunku wsi Silna dojdziemy do wzgórza Św. Wojciecha. Znajduje się ono w rozwidleniu dróg na Silną i Świechocin.

 Miejscowa legenda związana z powstaniem pierwszego drewnianego kościoła na tym wzgórzu odwołuje się do postaci św. Wojciecha, który udając się z  misją chrześcijańską z Czech do Gniezna (niektóre źródła podają, że było to podczas jego wyprawy na Pomorze), prawdopodobnie zatrzymał się w Pszczewie.

 To on zachęcił mieszkańców Pszczewa do budowy najstarszego kościoła katolickiego na tym terenie. Gdy wybudowano potem do dziś istniejący zabytkowy kościół p.w. Marii Magdaleny, stara świątynia została rozebrana. W pobliżu kościoła na wzgórzu rosła „święta lipa”, która była otaczana czcią przez mieszkańców Pszczewa. Według miejscowej legendy wyrosła po tym jak św. Wojciech nocując na wzgórzu włożył kij podróżny w ziemię. Z pozostawionego pastorału wyrosły liście, a potem święta lipa.  Drzewo w czasie burzy w 1875 r. połamało się. Obok kapliczki rośnie do dziś lipa, która być może wyrosła z pnia pierwotnej świętej lipy. Jest to możliwe, bo lipa ma wielkie zdolności odroślowe i gdy stare drzewo umiera z jego pnia wyrastają odrosty, dające początek życia kolejnego drzewa. Są to zresztą długowieczne drzewa i często przekraczają wiek 400 lat. Między innymi jedna z takich pomnikowych lip rośnie przed pszczewską plebanią- ma ponad 350 lat i blisko 500 centymetrów w obwodzie.  Pszczewska święta lipa przez wiele lat była punktem orientacyjnym umieszczanym na starych mapach. Oto przykład mapy pochodzącej z 1893 roku, na której Pszczew nazywano „Prszczewo” i zaznaczono „Heilige linde”

Dawniej obok kościoła znajdował się  cmentarz, na którym grzebano zmarłych w trakcie epidemii dżumy i cholery, która dotknęła mieszkańców po zniszczeniu świętej lipy. Dla upamiętnienia istnienia kościoła Św. Wojciecha ustawiono w 1774 roku kapliczkę z figurą świętego, istniejącą do dnia dzisiejszego. Została ona odnowiona w 1999 roku staraniem Towarzystwa Przyjaciół Pszczewa. Na rozstaju dróg zobaczymy także drewnianą rzeźbę świętego Wojciecha autorstwa Janusza Orzepowskiego z Lubska. Powstała ona na podwórzu pszczewskiej leśniczówki podczas jednego z plenerów rzeźbiarskich.

Kiedy zajrzymy do Słownika historyczno-geograficznego ziem polskich w średniowieczu - edycja  elektroniczna, opracowana przez Instytut Historii PAN (2010-2014) znajdziemy tam potwierdzenie istnienia tego kościoła podczas opisu wizytacji kościelnej w 1603 roku.

Przy roku 1640 znajdziemy z kolei  taki wpis:

W pożarze z 16 V 1631 spłonął, wraz z miastem i dworem bpim, kościół par. Ś. Marii Magdaleny, więc nabożeństwa i sakramenty sprawowane są w kaplicy, czyli w kościele Ś. Wojciecha (in oratorio seu ecclesia), położonym za miastem (extra oppidum); kościół jest drewniany, ołtarze, główny i Ś. Anny, niekonsekrowane; są też relikwie Pięciu Braci Męczenników i 11000 Dziewic, zaś relikwie ś. Wojciecha [włożone] w krzyż są w posiadaniu plebana

 

Odwiedziłem dziś wzgórze Św. Wojciecha i spoglądałem na budynek, który stoi w miejscu dawnego szpitala szpital - przytuliska ufundowanego w 1566 roku dla mieszkańców Pszczewa przez biskupa poznańskiego Adama Konarskiego.

 W późniejszym czasie stanęły obok wzgórza mieszkania dla służby granicznej, pięknie zachowane do dziś, a obok powstał cmentarz ewangelicki, o czym przypomina obelisk postawiony przy drodze powiatowej Pszczew-Silna.

 Nieopodal, pomiędzy Pszczewem, a Silną przebiegała do 1945 roku granica polsko-niemiecka. W miejscu gdzie stały szlabany i budynki graniczne my, leśnicy, urządziliśmy parking leśny z elementami upamiętniającymi to historyczne miejsce. Warto tam zajrzeć i poznać związane z tym miejscem wydarzenia. Czy to nie fascynujące, że tyle historycznych śladów wielkich wydarzeń można znaleźć niedaleko leśniczówki i w pszczewskich lasach?

Na szczęście dziś mieszkańcy Pszczewa i okolic, czyli Ziemi Międzyrzeckiej są przyjaźni turystom i przybyszom, którzy chcą podziwiać piękno okolicznych  lasów, wód i zabytków. Bo dawniej było inaczej i stąd tak nieprzychylnie potraktowano w Pszczewie ponad tysiąc lat temu Wojciecha Sławnikowica, bo tak  faktycznie nazywał się Święty Wojciech.  Opowiada o tym piękna legenda spisana przez Marię Krüger:

Zatopione miasto   

W tym miejscu gdzie dziś rozlewa swe wody jezioro pod miasteczkiem Pszczewem, w województwie poznańskim, rozciągało się przed setkami lat duże miasto. Po czystych ulicach, przy których stały piękne domy, chodzili bogato odziani mieszczanie. Wszędzie dosyć było jadła, nikt nie miał w tym mieście powodu do smutku i zgryzoty. Aż któregoś dnia, w letnie syte popołudnie, szedł ulicami obcy człowiek. Był obdarty i wynędzniały, wspierał się na dużym kiju, wystruganym z gałęzi lipowej. Szedł ubogi i nieznany, łaknący widać pożywienia. Ale mieszczanie i mieszczki mijali go obojętnie, spoglądając z pogardliwym uśmiechem na jego nędzę. Gdy więc nikt nie kwapił się, aby mu okazać gościnność, nieznany przybysz sam zapukał do pierwszych z brzegu drzwi. Uchyliły się i wyjrzała zza nich rumiana, okrągła twarz gospodyni. Wędrowiec pokłonił się i powiedział:

- Strudzony jestem daleką drogą i głodny. Czybyście nie dali mi schronienie i posiłku?

Ale gospodyni zatrzasnęła drzwi. W innym zaś domu gruby gospodarz ofuknął nieznajomego, a w jeszcze innym nawet obiecali psami wyszczuć, gdyby upominał się o pożywienie i chciał dłużej stać przy wejściu. Poszedł więc dalej i dopiero na przedmieściu ośmielił się zapukać do jakiegoś niedużego domku. Mieszkała w nim staruszka. Przyjęła gościnnie wędrowca, podzieliła się z nim chlebem i postawiła przed nim misę dymiącej kaszy.

Wyszedł potem podróżny przed dom, pokłonił się pięknie gospodyni, podziękował za przyjęcie, opodal jej domu wbił w ziemię swój kij lipowy, sękaty. Kiedy patrzała na to zdumiona, rzekł:

- Niechaj z tego kija wyrośnie przy twoim gościnnym domu piękne drzewo lipowe. Ale gdy drzewo to uschnie, wraz z nim zginie i to miasto okrutne, i jego nielitościwi mieszkańcy!

Odszedł potem nieznajomy gościńcem w szarzejącym mroku, a nazajutrz stara kobieta ujrzała na miejscu, gdzie był wbity kij -piękną, rozłożystą lipę, wonnym kwieciem okrytą. Pokochała to dziwne drzewo gospodyni z domku na przedmieściu, siadywała w jego cieniu i pamiętając o słowach nieznanego wędrowca - pielęgnowała, aby nie uschło. I było piękne, i zieleniło się jeszcze przez kilka lat. Ale potem, gdy umarła stara kobieta, zaczęło schnąć, gdyż nikt już o nie dbał. Nikt nie pielęgnował pięknej lipy, mimo że gospodyni z domku na przedmieściu powtarzała wielokrotnie mieszczanom słowa dziwnego przybysza. Aż wreszcie w pewien dzień pochmurny i ponury... zerwał się ogromny wicher. Targana jego podmuchami lipa runęła, a jednocześnie małe jeziorko rozlało się nagle szeroko i jego ciemne, spienione fale pochłonęły złe miasto. Zapadło się ono, hen, w głąb ziemi i tylko jeden dom ocalał na przedmieściu. Dom starej kobiety.

 Później do tego domu wprowadzili się jacyś ludzie i zbudowano jeszcze inne domy w pobliżu - i tak z czasem powstało miasteczko Pszczew. Nigdy jednak nie osiągnęło ono świetności zatopionego miasta. I tylko czasem starzy ludzie w tamtej okolicy, gdy zaczną wsłuchiwać się w ciszę wieczorną - twierdzą, że słyszą bicie dzwonów w jego kościołach i gwar rozmów na podwodnych ulicach.

 

Swoistym żywotem Świętego Wojciecha można określić odlane w spiżu XII-wieczne Drzwi Gnieźnieńskie. Składają się one z 18 kaset ze scenami z jego życia, których kompozycja powstała na podstawie nieznanego nam żywotu św. Wojciecha. Jednak historia świętego, który jest jednym z trzech głównych katolickich patronów Polski oraz księcia Mieszka I, związana z rocznicą 1050 - lecia Chrztu Polski została w Ziemi Międzyrzeckiej. Błąka się po międzyrzeckim zamku, szumi w drzewach z pszczewskich lasów oraz w falach jeziora rozbijających się o brzeg półwyspu Katarzyna.

 

Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl

 

Dzień Matki Ziemi- według Aliny i Józefa Skrzek

$
0
0

 

464min

Dzisiaj w Polsce obchodzimy Światowy Dzień Ziemi. Naszej ziemi, polskiej ziemi, po której stąpamy wolni, niezależni, samodzielni, mądrzy… Czy mądrzy? Tak z pewnością wydaje się każdemu z nas. Ale już od wielu lat mamy podobno demokrację i w zasadzie można mówić i myśleć co nam się podoba. Dlatego myślę sobie, że nie zawsze znajdziemy upoważnienie do tego, aby mówić, że jesteśmy mądrzy. Szczególnie gdy spojrzymy na naszą wspólną, polską ziemię. Gdy spojrzymy na otaczające nas lasy i wody, pola, łąki, otoczenie naszych domów. Wiem co mówię, bo od wielu już lat zaglądam w pozornie niedostępne zakamarki lasów, wód. Obcując na co dzień z przyrodą spotykam też nieustannie różne ślady ludzkiej działalności. Nie zawsze są to ślady chlubnej i mądrej działalności. Bo wszyscy możemy swobodnie i powszechnie korzystać z lasów i wód. No chyba, że natkniemy się na teren prywatny, ogrodzony i oznakowany… Korzystanie to nie zawsze mądre korzystanie, to zachowania czasem mało ludzkiei pozbawione szacunku do Matki Ziemi. Otacza nas wszystkich piękno świata przyrody. Czy umiemy z niego korzystać? Czy potrafimy docenić to co mamy na wyciągnięcie ręki?

W zasobach globalnej sieci przeczytamy:

Międzynarodowy Dzień Matki Ziemi  (ang. International Mother Earth Day) to święto obchodzone corocznie 22 kwietnia, ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2009 roku rezolucją A/RES/63/278 z inicjatywy Boliwii, ogłoszone światu przez jej prezydenta Evo Moralesa Ayma. Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 22 kwietnia 2009 roku uznała, że "Ziemia i jej ekosystemy są naszym domem", i że ustanowienie Dnia jest "niezbędne w celu promowania harmonii z naturą i Ziemią".

Termin "Matka Ziemia" został użyty, ponieważ "odzwierciedla współzależność, która istnieje między ludźmi a innymi żywymi gatunkami wspólnie zamieszkującymi naszą planetę". Ale zwykle to tylko ludzie uważają się za dzieci Matki Ziemi, nie licząc się z resztą otaczającego nas świata, zarówno żywego jak i składającego się z przyrody nieożywionej. Czy potrafimy uszanować otaczające nas piękno? Czy potrafimy pokłonić się zwierzętom, kwiatom, drzewom?

4641

Czy odpowiedzialnie i z szacunkiem obchodzimy się z naszą Matką-Ziemią?

Niszczymy jej piękno i bogactwa, eksploatujemy nie myśląc o jutrze, śmiecimy, tratujemy, demolujemy, bezmyślnie, palimy...

4642

 

Dzieje się tak chyba na całym świecie, nie tylko w Polsce.  Zbiorowa odpowiedzialność za planetę, do której wezwano narody na Szczycie Ziemi w 1992 została określona w słynnej deklaracji z Rio. Ale to tylko dokument, to tylko nasze, ludzi, deklaracje. Może choć dziś, tego jednego dnia warto pomyśleć o naszej Matce Ziemi? Pomyśleć o naszych działaniach, o dążeniu do harmonii z przyrodą. Celem tego świątecznego dnia jest przecież promowanie harmonii z naturą i Ziemią w celu osiągnięcia sprawiedliwej równowagi pomiędzy gospodarczymi, społecznymi i środowiskowymi potrzebami obecnych i przyszłych pokoleń ludzkości. To takie nieustanne poszukiwanie złotego środka pomiędzy potrzebami przyrody a różnorodnymi potrzebami ludzi. Jak każdy leśnik codziennie jestem takim szczególnym poszukiwaczem i sądzę, że po swojemu rozumiem tę harmonię.

 

Co roku 22 kwietnia w Polsce obchodzone jest to święto. Powiedzą nam o nim w wiadomościach, leśnicy i przyrodnicy zorganizują jakąś akcję, może włączą się w to święto szkoły. Zwykle taka akcja skupia się przede wszystkim na problemie śmiecenia i ponownym odzysku cennych surowców. W lesie znajdziemy czasem ogromne zasoby tego „bogactwa”

4643

Choć czasem powstaje dylemat jak odzyskać cenne surowce… Mierzyłem się z nim już w poniedziałek, bo zastanawiałem się co można odzyskać z dwóch kanap, które „żałosny ktoś” wywiózł do dębowego zakątka mojego leśnictwa

4644

Nic mi nie przychodziło do głowy, jakaś taka pustka mnie ogarnęła, a zatem wezwałem na pomoc pana Darka- pracownika zakładu usług leśnych i przekazaliśmy ten problem pod rozwagę pszczewskiemu „Pszokowi”. Wiecie co to PSZOK? To Punktu Selektywego Zbierania Odpadów Komunalnych, który jest w każdej gminie jako owoc świetnej, nowoczesnej ustawy „śmieciowej”. Mamy tam „swoje” kontenery na śmieci, za które nadleśnictwo otrzymuje faktury, fakt dostarczenia tam śmieci z lasu przez np. pana Darka potwierdza podpisem leśniczy. Sporo takich ”owoców” harmonii ludzi i natury dostarczamy do pszczewskiego PSZOKA. Czy te kanapy nie mógł ten "ktoś" dowieźć tam osobiście, zamiast wywalać je do lasu?  Osoby fizyczne, które dostarczają do PSZOK odpady tzw. ponadgabarytowe, nie mieszczące się do pojemników na śmieci nic za to nie płacą

 W skali całych Lasów Państwowych co roku wywozimy z polskich lasów tysiąc wagonów kolejowych śmieci pokrywających wciąż na nowo naszą Matkę-Ziemię. Płacimy za te śmieci milionami złotych z budżetu leśników, a przecież moglibyśmy je wydać na wiele innych, pożytecznych dla przyrody i ludzi rzeczy, bo nie wszystko jest za darmo.

Ale za darmo mamy piękno otaczającego nas świata, za darmo możemy podziwiać uroki ziemi, tej ziemi…

Szkoda tylko, że nie każdy z nas potrafi to docenić. Kiedy myślę o ziemi, o jej pięknie i trosce o nią, zwykle przychodzi ma na myśl pewne szczególne małżeństwo. To Alina i Józef Skrzekowie, którzy pochodzą ze Śląska. Może waśnie dlatego tak bardzo kochają przyrodę, ciszę i piękno naszej Matki Ziemi. Zachwycali się jej pięknem wiele razy w okolicach Pszczewa, pośród lubuskich lasów i wód. Józef to światowej sławy wspaniały muzyk, a Alina jest wrażliwą, mądrą kobietą, która czasem pisze teksty do Muzy Józefa.

4645

W pszczewskim kościele powstała jedna z płyt Józefa- „Maria z Magdali”.  Wcześniej, w 2006 roku ukazała się inna płyta J. Skrzeka pod tytułem „Słone perły” do której słowa napisała Alina Skrzek. Znajdziemy tam utwór dedykowany przez Alinę dzieciom Śląska - 

"O Ziemio”, który według mnie powinien zostać oficjalny hymnem Światowego Dnia Matki Ziemi:

„O Ziemio - Dzieciom Śląska”

słowa: Alina Skrzek  muzyka: Józef Skrzek

 

O ziemio niedobra, o ziemio przegrana

Jam ci wierny jak gołąb szybujący w niebo.

To blask pajęczyn, me serce krwawiące,

Dlaczego krzywdą opłacasz łzy moje.

To łzy nadziei, wołam, wielbię cię

Patrzę w niebo jaśniejsze niż zwykle.

Aż nagle chmura czarna pokryła twarz słońca.

Gołąb śnieżny lot zniżył, wirując ku ziemi ojczystej,

Zrzuć swe skrzydła w dusze nadziei

Kochanie już prawie noc…

 

Dbajmy wszyscy o polską ziemię, aby nie była ani niedobra, ani przegrana. Nie róbmy jej krzywdy żadnym nieprzemyślanym uczynkiem, bo nie godzi się tego robić Matce…

 

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl

 

Majówka w lesie jest na literę Z

$
0
0

465min

 

Podobno Polacy bardzo lubią świętować i z utęsknieniem czekają na okazję, gdy sobocie i niedzieli towarzyszy inny wolny od pracy dzień. Najlepiej zwykle świętuje się w plenerze i przy dobrej pogodzie. Dymią wtedy grille lub ogniska na działkach i w przydomowych ogródkach. To świetna okazja do rodzinnych i towarzyskich spotkań. Zwykle pierwszą taką okazją jest majówka. Tak potocznie nazywamy od jakiegoś czasu  dni od 1 do 3 maja. Ze względu na bliskość Święta Pracy i Święta Konstytucji 3 Maja, które są dniami ustawowo wolnymi od pracy, przy sprzyjającym układzie kalendarza lub dobraniu sobie paru dni urlopu mamy dogodną okazję do wielodniowego wypoczynku. Każdy z nas, nawet największy pracuś, odczuwa czasem potrzebę leniuchowania i urlopowego luzu, szczególnie po zimie.

Formalnie majówka składa się z trzech świąt:

  1. Pierwszego maja obchodzone jest święto pracy. Jest to międzynarodowy dzień dla uhonorowania wszystkich, którzy walczyli o prawa dla robotników. Geneza tego święta wywodzi się z Chicago, gdzie w pierwszych dniach maja robotnicy strajkowali, aby wprowadzić ośmiogodzinny dzień pracy.1 maja jest świętem państwowym od 1950 roku. 
  2. Drugiego maja w Polsce obchodzony jest Dzień Flagi. To dość młode święto (ale nie jest to dzień wolny od pracy) wprowadzono 20 lutego 2004 roku. Tego dnia organizowane są akcje mające na celu propagowanie patriotyzmu. Warto wspomnieć, że to właśnie 2 maja 1945 roku Polacy umieścili biało-czerwoną flagę na Reichstagu w Berlinie.  
  3. Trzeciego maja obchodzone jest Święto Konstytucji Trzeciego Maja. Upamiętnia ono podpisanie 3 maja 1791 roku Konstytucji Trzeciego Maja. Od 1919 roku ten dzień jest świętem narodowym, jednak w 1950 roku władze komunistyczne zabroniły obchodów. Od roku 1981 wznowiono tradycję świętowania trzeciego maja.

Majówka stała się zatem świetną okazję do propagowania idei patriotyzmu, jednocześnie wielu Polaków wykorzystuje te kilka dni wolnego jako okazję do rodzinnego wypoczynku. W miastach organizowane są liczne spotkania patriotyczne, składanie kwiatów pod pomnikami, uroczyste msze, parady i pokazy Wojska Polskiego. Nie zapomnijmy wywiesić flag państwowych na swoich domach!

 Ostatnie dni kwietnia nie rozpieszczały nas wiosenną, słoneczną pogodą. Taki widok z okna kancelarii leśniczego roztaczał się jeszcze 24 kwietnia

4651

Dziś jednak jest już słonecznie i znacznie cieplej. Księżyc wyszedł już z fazy pełni, co o tej porze skutkuje zwykle nawet solidnymi przymrozkami. W tym czasie w lasach robi się bielutko nie tylko od przymrozków , bo kwitną tarniny:

4652

Nie tylko zresztą w lasach, bo na śródpolnych, starych alejach kwitną już także moje ulubione śliwki- węgierki

4653

Majówkę wielu ludzi spędza poza granicami kraju, na wycieczkach, prywatnych wypadach. Mój znajomy Czech kiedyś ze śmiechem komentował, że podczas majówki czeska Praga staje się absolutnie polska. Trudno wtedy na Złotej Uliczce lub Moście Karola usłyszeć inny język niż polski ...

Każdy wypoczywa jak lubi. Ktoś pragnie zwiedzać Pragę lub egzotyczne kraje, ktoś rozpala grilla na działce, ktoś inny pracuje w ogródku i rozmawia z drzewami w sadzie. Nieodmiennie, od lat, namawiam do spędzenia majówki w lesie bo jest ona na literę Z. Możemy się naprawdę zachwycić tym Z… Dlaczego?

Po pierwsze majówka w lesie jest na Z- bo Zielona:

Pierwsze dni maja to wybuch świeżej, soczystej zieleni. Przyroda budzi się do intensywnego życia i każda roślinka pobudzona wilgocią i majowym słońcem pędzi w górę. Las jest teraz zachwycająco piękny. Zakwitło już wiele kwiatów i oprócz uspokajającej nasze zmęczone cywilizacją zmysły zieleni, ucieszymy oczy całą paletą barw. W oczy rzucają się łany kaczeńców, czyli knieci błotnej

4655

Bogactwo barw zobaczymy też na skrzydłach motyli odwiedzających kwiaty, piórach ptaków, które uwijają się przy budowie gniazd i na zwierzętach, które też są teraz nadzwyczaj aktywne. Kręcą się zające, lisy, rude wiewiórki, czasem spotkamy także większe zwierzęta. Na do tej pory szarych sukniach saren zobaczymy już przebijającą się, charakterystyczną dla wiosny i lata rudość

4656

O tej porze w lesie, oprócz bujnej zieleni na nasze zmysły świetnie podziałają wiosenne dźwięki i zapachy. Bo pachnie świeżą trawą, kwiatami roślinności zielnej, pękającymi pąkami kwiatów krzewów i drzew , świeżo wzruszoną ziemią, wilgocią. Wokół słychać dźwięki wielu gatunków ptaków, które nawołują się, tokują, ostrzegają, oznajmiają o zajętym terytorium, straszą rywali lub wrogów. Huczą bąki ukryte w trzcinach, „hupkają” bajecznie kolorowe dudki, koncertują drozdy, strzyżyki, pokrzewki, pleszki, pieją bażanty-koguty

4657

Kogo teraz nie ma w lesie- ma czego żałować!

Po drugie majówka w lesie jest Z- jak Zdrowa:

Otaczająca nas zieleń niesie wytchnienie dla zmysłów ale też zdrowie. Sam kontakt z lasem, dobrą energią emitowaną przez drzewa, olejkami eterycznymi i ciszą jest zbawienny dla naszych organizmów. Ale możemy teraz zrobić zapasy liści, kwiatów czy pędów, które niosą nam zdrowie. Kwitną właśnie „mlecze” czyli mniszki lekarskie

46581

Całe rośliny są lecznicze ale teraz szczególnie warto zbierać kwiaty. Podawałem już wcześniej przepis na „miodek” z kwiatów mniszka. Warto też zbierać płatki kwiatów, układać je w słoiku i przesypując cukrem lub dodając nieco miodu. Na koniec można dodać łyżkę lub nieco więcej spirytusu, aby zakonserwować nasz zdrowy wyrób. Zażywać codziennie dla zdrowia łyżkę syropu razem ze słonecznymi  płatkami mniszka.

Syrop z mniszka lekarskiego jest skarbnicą witamin, minerałów i innych substancji, które mają działanie prozdrowotne. Może być stosowany w leczeniu wielu dolegliwości, ale bywa też źródłem nie tylko zdrowia, ale też przyjemności. Warto bowiem rozpuścić w garneczku parę tabliczek dobrej, gorzkiej czekolady i dodać do niej mniszkowych płatków z syropem. Całość wylać na tacę lub folię i na powrót zrobić tabliczki z czekoladą ale z unikalnym dodatkiem jakże zdrowych płatków. To dopiero zdrowy przysmak.

W lesie pojawiły się już pokrzywy, które są także bogactwem witamin i bardzo bogatym źródłem świetnie przyswajanego żelaza.

4659

 Warto nazbierać ich w środku lasu, z dala od dróg oraz pól i zrobić z nich bardzo zdrowe danie, szczególnie polecane kobietom i dawcom krwi:

Naścinać szczytowych części pokrzyw z głębi lasu przed ich zakwitnięciem (najlepsze są tylko stożki wzrostu). Potrzebna jest większa ilość, bo po ugotowaniu bardzo tracą na objętości. Wrzucić na chwilę do wrzątku, potem odcedzić i otrząsnąć z wody. Drobno posiekać, wyłożyć na rozgrzane klarowane masło, lekko poddusić  (tak jak przyrządza się szpinak), dodając posiekany czosnek, sól i pieprz. Wlać nieco śmietany (najlepiej wiejskiej – „od baby”), odparować i zaciągnąć całość jajkiem. Podawać na grzance umoczonej w mleku lub śmietanie, podsmażonej na złoty kolor. Posypać potarkowanym, gotowanym na twardo jajkiem i oprószyć zieleniną według uznania.

Warto też nasuszyć sobie liści pokrzywy i używać ich potem w kuchni jako uniwersalny dodatek do sałatek czy np. do oprószenia gotowanych ziemniaków.

Świeżą ale też zdrową zielenią pysznią się teraz brzozy

465102

Początek maja to najlepszy czas na zbiór młodych liści brzozy oraz wykorzystanie ich walorów zdrowotnych. Liście zawierają liczne związki czynne: m.in. flawonoidy, garbniki, saponiny, kwasy organiczne, olejki eteryczne i sole mineralne. To świetny surowiec do odtrucia naszego organizmu. Dlatego warto teraz zrobić sobie zapas na cały rok. Jakże zdrowo spędzimy majówkę, gdy podczas leśnego spaceru, obcując z zielenią drzew i barwami kwiatów, ptaków oraz motyli nazbieramy jeszcze zdrowych liści pokrzywy lub brzozy...

Świeżo zerwane, najlepiej w lekko słoneczny dzień, suche i zdrowe listki brzozy czy pokrzywy rozłożyć na papierze (nie na gazetach, bo farba drukarska nam je zanieczyści) lub na płótnie, w miejscu zacienionym i przewiewnym. Po wyschnięciu, czyli gdy liście będą się kruszyć w palcach, zamknąć w szczelnym szklanym naczyniu lub zwykłej, koniecznie papierowej torbie.

Picie naparów z liści brzozy powoduje zwiększone wydalanie moczu, a wraz z nim jonów sodu, chloru i kwasu moczowego, szkodliwych produktów przemiany materii. Liście brzozy chronią też wątrobę, powodują zwiększone wydalanie żółci, działają lekko napotnie.

Można też z nich zrobić wyjątkową nalewkę:

W szklanym słoju o pojemności 0,7 l umieścić do więcej niż połowy naczynia rozdrobnione, najlepiej ręcznie, świeże liście brzozy i lekko je ugnieść. Podgrzać dość mocno ćwiartkę wódki i zalać nią liście. Macerować około 7 dni, przecedzić. Stosować 2–3 razy dziennie w dawce około 10 ml rozpuszczonej w szklance wody lub w postaci dodatku do herbaty.

Można by tu jeszcze dodać całą księgę „zdrowych” przepisów na surowce, które możemy sami zdobyć z naszych lasach w trakcie majówki.

Po trzecie majówka w lesie jest Z, a nawet ZZ- Zaskakująco Zwyczajna…

Jestem przekonany, że po fascynacji egzotyką dalekich wyjazdów, urokiem obcych krajobrazów, smakami światowych kuchni tęsknimy za zwyczajnością. Pragniemy zwyczajnego odpoczynku w otoczeniu znanym od dziecka, tęsknimy do smaków kojarzonych z kuchnią babci i mamy, z ulgą wracamy do zwykłych miejsc, które kojarzą się nam z tym co było. Las to właśnie takie pozornie zwykłe ale jakże atrakcyjne miejsce. Czasem jest to las, który sami sadziliśmy jeszcze w szkole podstawowej, innym razem jest to las, gdzie chodziliśmy na pierwsze randki. Zawsze jest to jednak Z askakująco Z wyczajny, polski las, który jest Z ielony, Zdrowy i gwarantuje każdemu kto go lubi i szanuje najcudowniejszą majówkę, jaką można sobie wymarzyć.

Życzę zatem wszystkim cudownej, leśnej majówki!

 

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl

 

 

 

Nam też patronuje Florian

$
0
0

 

466min

Co roku 4 maja w dzień Świętego Floriana, swoje święto obchodzą strażacy. Bo jest to Międzynarodowy Dzień Strażaka, kiedy świętują zarówno zawodowi strażacy- zatrudnieni z Państwowej Straży Pożarnej, jak i ochotnicy- zrzeszeni w organizacji społecznej o długiej tradycji-Ochotniczej Straży Pożarnej. W wielu naszych miastach, gminach i wsiach brać strażacka integruje się w tych dniach podczas okolicznościowych apeli, uroczystości kościelnych, a później podczas festynów.

„Gdy obowiązek wezwie mnie

Tam wszędzie, gdzie się pali,

Ty mi, o Panie siłę daj,

Bym życie ludzkie ocalił...”

Ten fragment modlitwy strażaka, anonimowego autora w zasadzie mówi wszystko. To ryzykowny, odpowiedzialny zawód dla dobrze przygotowanych ludzi. Dlatego aby zostać strażakiem zawodowym należy ukończyć szkołę np. dla aspirantów, której absolwent zdobywa stopień młodszego aspiranta odpowiadający technikowi pożarnictwa lub Szkołę Główną Służby Pożarniczej, po której ukończeniu otrzymuje się stopień młodszego kapitana (mgr inż. pożarnictwa). Każdy strażak nieustannie szkoli się i ćwiczy, bo i tu znajduje zastosowanie powiedzenie: „im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju”.

Bo to trudny i niebezpieczny zawód.

4661

To nie tylko gaszenie pożarów, ale ratownictwo drogowe, a wypadków na drogach jest mnóstwo. To także likwidacja zagrożeń chemicznych, wyjazdy do niebezpiecznych owadów, czasem zwierząt i wiele innych obowiązków. Pomoc strażaków bywa nieoceniona, a zawsze bardzo potrzebna.

Niejednokrotnie na dźwięk syreny alarmowej do zagrożenia ruszają też strażacy-ochotnicy, zrzeszeni w OSP- Ochotniczych Strażach Pożarnych. To szczególnie na obszarach wiejskich często jedyna, prężnie działająca organizacja społeczna zrzeszająca mężczyzn ale także kobiety, młodzież, a nawet dzieci. W „moim” powiecie międzyrzeckim do OSP formalnie należy 1200 osób zrzeszonych w 39 jednostkach. Do tego należy doliczyć spore grono sympatyków i młodzieży zrzeszonej w Młodzieżowych Drużynach Pożarniczych. Strażacy ochotnicy mają w naszym powiecie do dyspozycji 56 samochodów bojowych różnego typu, a czasem swoje zamiłowanie do „strażactwa” okazują poprzez lifting prywatnych samochodów:

4668

 Ochotnicy niezależnie od pory dnia, święta i sytuacji, pozostawiają swoje domowe obowiązki, a czasem nawet pracę i ruszają z pomocą innym ludziom.

4669

 Czym się zajmują, najlepiej opisują słowa hymnu OSP " RYCERZE FLORIANA ":

Gdy trzeba - czuwamy po nocach:

Czy łuna na niebie nie wschodzi

W ulewach i rwących potokach-

Walczymy z żywiołem powodzi.

Bo wszędzie gdzie życie i mienie człowieka

Gotowy potargać na strzępy los zły -

Spieszymy z pomocą- bo nie ma co zwlekać-

Rycerze Floriana - to my !

 

Refren:

Strażacy - druhowie

I z miasta i wsi

Czuwają , by człowiek

Bezpiecznie mógł żyć.

 

Opatrzność nam sprzyja, więc raźniej -

Nieść pomoc, na którą ktoś czeka.

Strażacy potrafią odważnie

Przygarnąć do serca człowieka.

Umiemy żyć jasno, z honorem i dumnie,

Ożywiać marzenia i spełniać swe sny.

Więc trzeba świat kochać i strzec go rozumnie-

Rycerze Floriana - to my !

 

Refren:

Strażacy - druhowie

I z miasta i wsi

Czuwają by człowiek

Bezpiecznie mógł żyć

 

46610

Strażacy ochotnicy są widoczni nie tylko w akcjach bojowych ale podczas różnych uroczystości religijnych, samorządowych i państwowych. Często pomagają w zapewnieniu bezpieczeństwa na dużych i małych imprezach:

4662

 

Przechodzą przecież szereg specjalistycznych szkoleń, dzięki którym ich pomoc jest zawsze na wysokim poziomie. Uczą się od strażaków zawodowych, policjantów, wojskowych, ratowników medycznych, lekarzy, chemików i mechaników. Strażacy ochotnicy swoją pomoc niosą głównie na zasadach wolontariatu. Niektóre jednostki jednak mają za to wynagrodzenie za godziny wyjazdów ratowniczych, ale przeważnie jest ono przekazywane na konto straży i finansuje sprzęt oraz umundurowanie.

Strażacy z OSP kojarzą się nam także bardzo pozytywnie z siłą orkiestr dętych:

 46631

Strażacy to zatem rycerze Floriana, a kim był ich patron, święty Florian?

Według żywotu z VIII wieku, Florian był oficerem, dowódcą wojsk rzymskich, stacjonujących w Mantem, w pobliżu Krems. Podczas prześladowania chrześcijan przez Dioklecjana został aresztowany wraz z 40 żołnierzami i przymuszony do złożenia ofiary bogom. Wobec stanowczej odmowy wychłostano go i poddano torturom. Przywiedziono go do obozu rzymskiego w Lorch koło Wiednia. Namiestnik prowincji, Akwilin, starał się oficera rzymskiego wszelkimi środkami zmusić do odstępstwa od wiary: groźbami i obietnicami. Kiedy jednak te zawiodły, kazał go biczować, potem szarpać jego ciało żelaznymi hakami, wreszcie uwiązano kamień u jego szyi i zatopiono go w rzece Enns. Miało się to stać 4 maja 304 roku.

  Co prawda nie był strażakiem, ale legendy wokół jego osoby spowodowały, że stał się patronem osób, które wykonują niebezpieczne zawody, związane z ogniem. Florian jest szczególnie bliski mieszkańcom Krakowa i ma tam m.in. swoją ulicę i bramę.

W roku 1184 na prośbę księcia Kazimierza Sprawiedliwego, syna Bolesława Krzywoustego, Kraków otrzymał znaczną część relikwii św. Floriana. Ku ich czci wystawiono w dzielnicy miasta, zwanej Kleparz, okazałą świątynię. Kiedy w 1528 roku pożar strawił tę część Krakowa, ocalała jedynie ta świątynia. Odtąd zaczęto św. Floriana czcić w całej Polsce jako patrona podczas klęsk pożaru, powodzi i sztormów.

4664

Florian to także nasz patron, patron leśników. Bo każdy leśnik terenowy także bywa strażakiem. Pełnimy dyżury przeciwpożarowe, wypatrujemy dymów, dbamy o specjalnie oznakowane drogi pożarowe i punkty czerpania wody. Wielu z nas, ja także, jest członkami OSP. Bardzo często to właśnie my wzywamy na pomoc strażaków, zarówno zawodowych jak i ochotników, choć często sami sobie radzimy:

4665

Tak właśnie działa nasz leśny system przeciwpożarowy. Szczecińska Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych, tak jak każda z pozostałych 16 RDLP, ma doskonale opracowany i funkcjonujący system ochrony przeciwpożarowej. Obejmuje on przecież ogromną powierzchnię około 660 tys. ha, od Bolewic w Wielkopolsce, po Międzyzdroje nad Bałtykiem, której strzeże system szybkiego wykrywania i alarmowania o pożarze. Składa się on z ludzi, którzy mają do pomocy nowoczesną technikę: kilkadziesiąt kamer na 32– 40-metrowych masztach, sprzęt łączności, samochody gaśnicze i samochody patrolowo-gaśnicze, będące na wyposażeniu każdego nadleśnictwa.

Widać je często w lesie obok strażackich wozów bojowych

4666

 W czasie silnego zagrożenia pożarowego ten ogromny obszar patrolują także 2 samoloty patrolowe, 2 śmigłowce i 5 samolotów patrolowo-gaśniczych. Wszyscy leśnicy są częścią tego systemu, bo kiedy ktoś zgłosi pożar lub gdy któraś z kamer dostrzeże dym, trzeba natychmiast udać się w takie miejsce i sprawdzić, co się dzieje. Obserwatorzy śledzący obraz z kamer po zauważeniu dymu kontaktują się z sobą i bardzo precyzyjnie lokalizują powstałe zagrożenie. Dyżurują przy monitorach od rana do późnego wieczora – to też bardzo odpowiedzialna służba. Kamery są wysokiej jakości, pozwalają na zbliżenie obrazu i precyzyjne ustalenie współrzędnych pożaru.

Pożary i wszelkie zagrożenia zgłaszane są również telefonicznie, kiedy ludzie widzą podejrzany dym lub ogień.

Choć najlepiej nie szukać leśniczego ale dzwonić pod numer alarmowy 112 lub 998.

Zdarza się jednak często, że zaniepokojeni dymem lub ogniem ludzie, dzwonią bezpośrednio do leśniczego. To prawidłowe zachowanie, bo przecież pożar to największa katastrofa, jaka może się zdarzyć w lesie i przyrodzie. Dlatego i leśnikom patronuje święty Florian, choć my rzadko tego dnia świętujemy.

 

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl

                                                                                   

 

 

Ponieśli wilka…do Mniszek

$
0
0

467min

Dla wielu z nas to symbol zła, który napawa nas niechęcią i lękiem. Nigdy go nie lubiano. Wilk- piękny, szary drapieżnik polskich lasów jako symbol zła występował od wieków w legendach, bajkach, przypowieściach i wielu innych przekazach. Choć nie jest największym drapieżnikiem w Europie, to ani niedźwiedź, ani ryś, ani żadne inne zwierzę nie budziło i nie budzi tylu negatywnych emocji. Mówimy czasem tak jak dawniej: „Tylko człowiek wilkiem patrzy, wilk głodem…” Nie chcemy chyba jednak dopuścić do siebie myśli, że w naszych lasach, obok nas, mogą znowu żyć wilki.

Jednak to staje się faktem i czy się nam podoba, czy nie, wilki wracają do lasów praktycznie całej Polski. Ostatnio zadomowiły się już na stałe w zachodniej Polsce i w zasadzie codziennie mogę spotkać ich ślady i tropy w pszczewskich lasach oraz okolicach. Kilka dni temu wilk pojawił się w Mniszkach, za sprawą leśników z Nadleśnictwa Bolewice. Ale nie żywy, bez obaw. To wilk, który niestety padł ofiarą ludzi, a dokładnie to uczestnik kolejnej kolizji drogowej. Moi koledzy z sąsiadującego z Trzcielem nadleśnictwa, słynącego z sosny bolewickiej, pomierzyli go, zważyli a następnie oddali do spreparowania. Przy okazji uzyskali pewność, że wilki zadomowiły się w lasach, w których racjonalnie gospodarują.

Wilczy dowód leżał na poboczu drogi wojewódzkiej nr 160 pomiędzy Łowyniem a Głażewem.

 4671

To właśnie w tym miejscu 17 listopada 2015 roku znaleziono martwego ważącego 30 kg samca wilka. O tym szczególnym znalezisku powiadomił leśników łowczy Koła Łowieckiego nr 98 „Ryś" z Międzychodu. Wilk- jak wielu jego szarych pobratymców- zginął w wyniku zderzenia z pojazdem. Potwierdził to lekarz weterynarii wezwany przez leśników, który ocenił wiek wilka na około 2 lat i pobrał próbki do badań genetycznych, które przeprowadziło potem stowarzyszenie dla Natury „Wilk".

Od kilkunastu lat Stowarzyszenie dla Natury „Wilk” pod okiem pani dr Sabiny Nowak prowadzi badania nad rozmieszczeniem, liczebnością i wybranymi elementami ekologii wilków w Polsce Zachodniej. Projekt rozpoczął się już w lecie 2001 roku. Wtedy pojawiły się tutaj pierwsze ślady obecności wilków. Według badaczy wiosną 2015 roku w lasach zachodniej Polski żyło już co najmniej 40 stałych, rozmnażających się grup rodzinnych wilków.

Naukowcy potwierdzili też, że głównym zagrożeniem dla wilków jest człowiek. Spośród 28 wilków, jakie dotąd w czasie trwania badań znaleziono martwe, 18 zginęło na drogach (były to głównie młode samce, jak ten z okolic Łowynia), siedem padło łupem kłusowników, a dwa zginęły z powodu chorób i innych przyczyn naturalnych.

Wilk po uzyskaniu przez leśników z Bolewic wszelkich zgód na spreparowanie i przetrzymywanie chronionego zwierzęcia służy teraz jako „obiekt” edukacyjny. Nadleśniczy Tadeusz Szymański uznał jednak, że jest w okolicy miejsce, gdzie wilk lepiej zostanie wyeksponowany i lepiej posłuży edukacji przyrodniczej niż w Izbie Edukacyjnej Nadleśnictwa Bolewice.

No i ponieśli wilka do Mniszek…

4672

Mniszki to dawny folwark, a obecnie wieś w wielkopolskiej gminie Międzychód, malowniczo położona w dolinie rzeczki Kamionki, w enklawie Pszczewskiego Parku Krajobrazowego. Nazwa wsi nawiązuje do czasów, gdy do pocz. XV wieku właścicielem Mnichów - sąsiedniej, nieco większej wsi. był klasztor w Paradyżu. Tuż obok leżą Tuczępy, kolejna ciekawa wieś i miejscowi żartobliwie nazywają położone obok Mnichy, Mniszki i Tuczępy – „trójmiastem”.

Do lat 90. XX w. na skraju Mniszek funkcjonowała przemysłowa tuczarnia trzody chlewnej. Od roku 2007 działa tu Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej i właśnie tutaj bolewiccy leśnicy przekazali w darze pechowego wilka.

4673

To doskonałe miejsce dla wilka, który profesjonalnie spreparowany będzie żył drugim życiem w tym ciekawym ośrodku edukacyjnym. Centrum posiada zbiory, które mogą zainteresować każdego. Można przypomnieć sobie tutaj jak dawniej żyło się na wsi. Urządzono więc warsztaty: szewski, garncarski, wikliniarski, bednarski, kuźnię i kącik pszczelarski. Zobaczymy tu także wystawę sprzętu gospodarstwa domowego i urządzeń do przeróbki mleka,  urządzeń i sprzętu do prania, maglowania i prasowania, wystawę maszyn rolniczych. Leśnicy pomogli także w wyposażeniu stoiska z narzędziami drwala i żywiczarza. Odtworzono także wnętrze dawnej klasy szkolnej z ławkami, gdzie stał atrament i obsadka pióra oraz skład kolonialny „z mydłem i powidłem”. Wiele tu się dzieje przez cały rok, a sztandarową imprezą jest jesienne Wielkie Smażenie Powideł.

Skromna uroczystość z wilkiem w tle odbyła się tu 6 maja, przy okazji narady terenowej leśników z Bolewic. Nadleśniczy Tadeusz Szymański i jego zastępca Grzegorz Roszkowiak zaprosili na nią oprócz leśników także pracowników i sympatyków CEPiR oraz myśliwych i przyrodników. Przecież właśnie tutaj już od wiosny 2011 roku czynna jest diorama poświęcona rezerwatowi przyrody Dolina Kamionki, a od jesieni 2012 roku także izba edukacyjna dotycząca leśnictwa i myślistwa.

Nadleśniczy opowiedział historię wilka, który zapewne stanie się atrakcją Centrum w Mniszkach

4674

Przypomniał zebranym, że las jest dla wilków domem, daje im schronienie oraz pożywienie. Pojawienie się wilków na tym terenie jest dowodem dobrze prowadzonej gospodarki leśnej i łowieckiej. Wilki polują przecież od wieków na dzikie ssaki kopytne  i wybierają zwykle najsłabsze osobniki, przez co nie są konkurencją dla myśliwych , a pozytywnie wpływają na selekcję zwierzyny płowej.

Potem wilk został uroczyście przekazany kierownikowi Centrum Jackowi Kaczmarkowi.

46751

Wszyscy uczestnicy tego spotkania stanęli do pamiątkowej fotografii

4676

Pamiętajmy, że wilki nie stanowią zagrożenia dla ludzi i nie są powodem, aby unikać kontaktu z lasem. Wbrew pozorom nie jest łatwo spotkać wilka w lesie, a one nie są zainteresowane kontaktem z ludźmi. Od kilkudziesięciu lat nie zdarzył się przypadek agresywnego zachowania tego drapieżnika wobec człowieka. Raczej nigdy nie zdarzy się sytuacja, którą w satyrycznym żarciku zilustrował Andrzej Mleczko

4677

Pomimo to czytamy:   „Nie ma chyba w dziejach świata zwierzęcia, które miałoby u ludzi tak zszarganą reputację jak wilk – tak napisał kiedyś prof. Andrzej Bereszyński z poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Dla nas, leśników, ta zszargana reputacja wilka stała się podwaliną budowania pozytywnego wizerunku i PR. Dlaczego?

Na dzieci i ich pojmowanie świata bardzo silnie oddziałują bajki. Pamiętajcie bajkę o Czerwonym Kapturku? Po raz pierwszy ukazała się pod tytułem „Mały Czerwony Kapturek” w zbiorze baśni Charlesa Perraulta dokładnie w 1697 roku, a potem powstało wiele innych wersji. W każdej z nich spotykamy jednak dobrego leśniczego, myśliwego lub gajowego (dla dzieci, a także wielu dorosłych to zwykle ta sama osoba), który, zabijając lub przepędzając złego wilka, staje się obrońcą bezbronnych ludzi.

  Nowszą wersję Czerwonego Kapturka stworzył Jan Brzechwa, w której dzielny gajowy nie zabija wilka i nie rozpruwa mu brzucha ale zdecydowanie skłania go do wyplucia babci i dziewczynki.  

Tak naprawdę już dawno temu w tępieniu wilków wpisaliśmy się na niechlubną kartę obok wielu europejskich krajów. Możemy się usprawiedliwiać, że to było dawno temu. Że to wszystko przez zaborców i komunizm. Jednak to prawda, że objęliśmy wilka ochroną gatunkową na terenie całego kraju dopiero w 1998 roku.

Ale wilki giną nadal, bo człowiek podporządkował sobie naturę i nic tego nie zmieni. Będzie coraz więcej domów, miast, dróg. Czy znajdzie się w tym świecie miejsce dla wilka? Bo ten znalazł sobie miejsce w Mniszkach

4679

Wilk o mało nie podzielił losu tura czy dropia… Opowiedziałem o historii wilka, jego prześladowaniu i o legendach z nim związanych uczestnikom uroczystości w Mniszkach, bo zaprosili mnie tam koledzy z Bolewic.

4678

 W najbliższym czasie podzielę się także z Wami opowieścią o „odwilczaniu” polskiej ziemi, wilczych komisarzach  wojewódzkich i aktach prawnych zmuszających leśników do tępienia szarych drapieżników. Wilki jednak to przetrwały. A mądrzy ludzie mawiają:

Kto boi się wilków, nie powinien chodzić do lasu...

 

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Niezapominajka dla wilka

$
0
0

468_min

 

Dzisiaj, w niedzielę, 15 maja, w Leśnym Ośrodku Edukacyjnym im. red. Andrzeja Zalewskiego w Jedlni-Letnisku odbywają się po raz piętnasty główne obchody Święta Polskiej Niezapominajki.

Dzień Polskiej Niezapominajki – święto przyrody obchodzone corocznie właśnie 15 maja, ma na celu promowanie jej walorów, stałe przypominanie o ochronie środowiska i zachowaniu różnorodności biologicznej Polski.

Obchodzone jest od 2002 roku. Powstało dzięki inicjatywie Andrzeja Zalewskiego z Ekoradia. "Intencja święta jest jedna: niech niezapominajka zbliża ludzi i uczy Polaków wzajemnej serdeczności. Święto Niezapominajki, to święto ludzi serdecznych - serdecznych Polaków" - powiedział w 2006 roku nieżyjący już redaktor Zalewski.

Innym razem redaktor Zalewski zauważył, że:

„polska bioróżnorodność jest jeszcze na tyle bogata, że pozwala żyć niezapominajce w lasach, na bagnach, moczarach, przy stawach i rzekach, a także na polach, bo mamy odmianę polnej niezapominajki oraz w zacienionych częściach starych parków".

O tym święcie i o niezapominajkach, niepozornych ale ciekawych roślinach pisałem już wcześniej, np. tutaj:

http://lesniczowka.blox.pl/2015/05/Nie-zapomnij-o-niezabudkach.html

Powstała nawet nowa tradycja wysyłania w Dniu Polskiej Niezapominajki kartek-niezapominajek do ludzi, których darzymy serdecznymi uczuciami o których chcemy szczególnie pamiętać. Wysyłam zatem niezapominajkę dla wszystkich czytelników zapisków leśniczego:

46811

Drugą jednak dedykuję wilkowi, bo to szczególny symbol bioróżnorodności naszych lasów.

Dlaczego tegoroczną własną niezapominajkę podarowałem wilkowi?

W sekretnym języku kwiatów niebieski kolor zarezerwowany jest dla wzniosłych uczuć. W ten sposób te niepozorne ale piękne kwiaty stały się symbolem miłości człowieka dla przyrody, miłości do Ziemi i do innych ludzi. Ale zastanówmy się dlaczego Cyprian Kamil Norwid w fantazji „Za kulisami” napisał wierszem „Nie chcę już smutków, nie!...” tak:

Dlatego lubię kwiat niezapominek,

Bo rwą go tylko ręce wiarołomne!

O jakim wiarołomstwie pomyślał genialny poeta?

Dlaczego inny poeta, z którym dzielę wiele wspólnych poglądów, także miłość do Tatr, Kazimierz Przerwa –Tetmajer pisał?:

Gwiazdy są dla mnie jako modre kwiatki 

niezapominek posiadanych na grobie 

straconej wiary...

Być może chodzi tu o wiarołomność i straconą wiarę w ludzi, którzy krzywdzą przyrodę. Może obaj poeci znali historię wilka i wilczego prawa, które wobec szarego drapieżnika z polskich lasów stanowili ludzie? Ci sami ludzie, którzy chętnie deklarują, że kochają kwiatki, ptaszki, motyle, przyrodę… Wilk jest także częścią przyrody, w którą tak samo chętnie, jak często nieumiejętnie wtrącają się ludzie.

Kontynuując poprzedni wpis wysyłam swoją dzisiejszą „niezapominajkę” wilkowi, którego od wieków prześladowano w naszym kraju.

46821

Wilk, gdziekolwiek się pojawił, był i jest obecny w wierzeniach i kulturze narodów dzielących z nim miejsce na ziemi. Obecny jest w wierzeniach, legendach, obrzędach, imionach i nazwiskach, nazwach miejscowości, gór, rzek. Znamy wszyscy legendę o założycielach Rzymu wykarmionych przez wilczycę, a warto też pamiętać, że słynny mongolski cesarz Dżyngis Chan także szczycił się tym, że jest synem wilka. Szczególnym szacunkiem cieszył się wśród Indian i Eskimosów. Jednak w cywilizowanej Europie, no i siłą rzeczy w Polsce niemal od zawsze był prześladowany.

Najlepiej świadczą o tym akty prawne związane z wilkiem, które udało się mi odszukać i zebrać:

  • Pierwszy z nich, który pochodzi z I poł. XIX w i powstał w Wielkim Księstwie Poznańskim brzmi dość ponuro:

Za zabicie wilka wypłacano wtedy nagrody zgodnie z bardzo szczegółowym aktem prawnym, jakim było wydane 29 sierpnia 1815 roku przez Królewsko-Pruskiego Naczelnego Prezesa Wielkiego Księstwa Poznańskiego „Obwieszczenie tyczące się wygubienia zagęszczających się coraz bardziey wilków” oraz z rozporządzeniem Królewsko-Pruskiej Regencji z 7 marca 1817 roku „względem nagród za zabicie wilków” . Nagrody wypłacano za ubicie dorosłego wilka, młodego i  szczenięcia,  za okazaniem obciętych uszu, z dozwoleniem stosowania wszelkich metod. Jako najskuteczniejszą metodę tępienia wilków uznawano sporządzanie trucizn. Co szczególnie mnie przykro było czytać służbom leśnym wyznaczono wtedy nawet rygor kar w przypadku niedopełnienia obowiązku zabijania wilków.

Ale nie tylko Wielkopolska tak stanowiła „wilcze” prawo dla wilka.

„Królewska Pruska Regencyja” w Opolu 26 lutego 1817 roku ogłasza w Amtsblattcie - Dzienniku Urzędowym tak:

„Uwiadomienie względem wyniszczenia wilków, bo się bardzo rozmnożyły i względem nagród za to obiecanych”. Musiały jednak nieźle śląskim przodkom podpaść  nieszczęsne wilki, ponieważ wyznaczono solidne nagrody za ich zabicie. Wilk wilkowi nierówny, dlatego i nagrody były mocno zróżnicowane. Za starą wilczycę (waderę) płacono 12 talarów, za starego wilka (basiora) 10 talarów, za młodego wilka 8 talarów, a za szczenię 4 talary.

Wtedy trzeba było przedstawiać całą zabitą sztukę, chociaż zabijać można było, jak mówiło zarządzenie, jakimkolwiek sposobem... Wartość nagrody była duża, a najbardziej było opłacalne zniszczenie gniazda z młodymi i ich rodzicami. Można było zgarnąć nawet ponad 30 talarów. Dla porównania w lutym tegoż roku płacono w Raciborzu za korzec (Scheffel) pszenicy 2 talary i 18 groszy a za korzec owsa 1 talar i 4 grosze. Jeden korzec pruski to 54,961 litrów.

W 1846 roku pojawiła się carska ustawa o tępieniu wilków. Zalecane było używanie trucizn w bezlitosnym tępieniu wilków. Premie wypłacały powiatowe urzędy skarbowe, a ogon i uszy stanowiły dowody i podstawę do wypłaty nagrody. Opieszałych w zwalczaniu wilków dotkliwie karano.

Takie przepisy i gorliwe ich wypełnianie doprowadziły do szybkiego wytępienia wilków w Wielkopolsce, a także na Ziemi Lubuskiej. Ostatniego wilka w powiecie międzyrzeckim upolowano w okolicy Wyszanowa (gm. Międzyrzecz, woj. Lubuskie) 18 lipca 1852 roku. Podaje tę informację za kronikami niemieckimi Stefan Cyraniak z Międzyrzecza w swojej „Kronice dziejów Międzyrzecza i okolic” wydanej w 2 częściach w 2009 roku. Wilk, który przywędrował w rejon Wyszanowa i Bukowca z południowo-zachodniej Wielkopolski wyrządzał duże szkody pośród domowych zwierząt należących do rolników z okolicznych wiosek. Myśliwi zorganizowali polowanie w bukowieckich borach i myśliwy z Lusowa Jan Ungier strzelił ostatniego wilka w starym borze, na wzgórzu. Wdzięczni mieszkańcy wiosek postawili w tym miejscu pamiątkowy 3 metrowy obelisk z okolicznościową płytą i napisem w języku polskim i niemieckim. Pomnik wilka stoi tam do dziś i jest podobno jedynym pomnikiem wilka w Polsce i być może w Europie. Znajdziecie go na terenie Leśnictwa Czarny Bocian w Nadleśnictwie Trzciel, w oddziale 33 a, tuż obok granicy z Nadleśnictwem Międzyrzecz, w sąsiedztwie parkingu leśnego.

Wojciech Łysiak w książce „Mnisia Góra. Podania i bajki warciańsko-noteckiego międzyrzecza” przytacza opowieści o polowaniach na wilki w Jeziercach, Goszczanowie i okolicach Skwierzyny. Według tych opowieści ostatni wilk w okolicy Skwierzyny został zastrzelony w 1843 roku.

  • 3.XII.1927 roku – ukazuje się rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej wprowadzające nowe prawo łowieckie, jednolite dla całego państwa. Uznaje ono wilka za dzikie zwierzę łowne z całorocznym okresem polowań. Dopuszcza, a wręcz zaleca możliwość tępienia tego bezwzględnego szkodnika wszelkimi sposobami – można stosować żelaza, potrzaski, sidła, pułapki.

Może to w odwecie za te pułapki na wilki niektórzy stosowali w dawniejszych czasach takie nieprzyjemne pułapki na leśniczych

4683

 

Wykładano je (na szczęście bardzo rzadko) na leśnych ścieżkach, którymi leśnicy przemieszczali się rowerami służbowymi.

  • połowa lat 30-tych – dyskusje wokół nowelizacji ustawy łowieckiej: domagano się całkowitego wytępienia wilków jako bezwzględnych szkodników przy użyciu wszelkich możliwych sposobów lub ewentualnie trzymanie ich jedynie w rezerwatach. Przy ożywionej dyskusji pada też propozycja wprowadzenia czasowej ochrony.
  • 29.I.1955 r. - uchwała Rady Ministrów w sprawie tępienia wilków. Nałożyła ona obowiązek ich eksterminacji na Wojewódzkie Rady Narodowe. Ustalono nagrody za zabicie wilka (1000 zł w czasie polowania indywidualnego; 500 zł w trakcie polowania zbiorowego i 200zł za wybranie szczenięcia z gniazda. Średnia płaca w przemyśle w 1955 roku wynosiła 1100 zł. Władze PRL zobowiązane, wiadomo przez kogo, do „odwilczenia terenu” ludowej ojczyzny, powołały komisarzy do kierowania akcją tępienia drapieżników. W ciągu 10 lat zabito 2600 wilków.
  • 7.XII.1955 r. - wyłączono wilka ze spisu zwierząt łownych, a tym samym zupełnie wyjęto go spod prawa
  • 2.I.1956 r. - zarządzenie Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego powołujące komisarzy wojewódzkich d/s tępienia wilków, także przy zastosowaniu trucizn.
  • 17.VI.1959 r. – Sejm uchwalił ustawę o hodowli, ochronie zwierząt łownych i prawie łowieckim. Status prawny wilka bez zmian - nie został uznany za zwierzę łowne.
  • 1960 r. – podniesienie wysokości nagród za zabicie wilka do 1200 zł
  • 1964 r. – kolejny wzrost wysokości nagród do 1500 zł.
  • początek lat 70-tych - pierwsze głosy w prasie i wydawnictwach naukowych wskazujące na konieczność ochrony wilka oraz niedopuszczenie do jego całkowitego wyginięcia.
  • 5.VII.1973 r. - zarządzenie Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego w sprawie zmniejszenia liczby wilków. Złagodzono sposób traktowania wilków- odtąd wprowadzono zakaz trucia wilków. Zarządzenie przeniosło obowiązek zajmowania się tępieniem wilków z komisarzy na nadleśniczych, czyniąc ich odpowiedzialnymi za stan wilków w terenie. Na jego mocy leśnikom wypłacano nagrody zabicie wilka- w kwocie 3000 zł. W woj. rzeszowskim, białostockim i lubelskim utrzymano nagrodę w wysokości 1500 zł. W pozostałych województwach nawet tak wysokie nagrody (przeciętna płaca w przemyśle w 1974 r. wynosiła 2870 zł) straciły sens, bo wilków i tak już tam nie było. W latach siedemdziesiątych w Polsce zostało bowiem zaledwie ok. 100 wilków.
  • 17.XI.1975 r. - rozporządzenie Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego - wpisano wilka na listę zwierząt łownych. Zniesiono nagrody za zabicie wilka oraz wprowadzono okres ochronny od 1 IV do 31 VII na terenie całego kraju z wyjątkiem województw: krośnieńskiego, przemyskiego i nowosądeckiego. To miejsca, gdzie wilki przetrwały w największej liczbie i nadal były tępione.
  • 30.XII.1981 r. – zmieniono rozporządzenie MLiPD z 1975 roku i wprowadzono okres ochronny dla wilka na terenie całego kraju
  • 1984 r. - wypłacanie myśliwym za zabicie wilka zgodnie z kalendarzem polowań tzw. zryczałtowanych kosztów pozyskania zwierzyny w wysokości 5000 zł
  • 1989r. - odstąpienie od centralnego wyznaczania odpłatności za pozyskanie zwierzyny, także wilka. Myśliwy musiał od tej pory płacić za odstrzał. Za udane polowanie trzeba było zapłacić sumę równą w przybliżeniu średniej miesięcznej płacy w sektorze uspołecznionym.
  • 13.IV.1992r. - rozporządzenie Wojewody Poznańskiego w sprawie gatunkowej ochrony zwierząt - wprowadzono ochronę wilka w województwie poznańskim. Niebawem, jeszcze w tym samym 1992 roku takie same rozporządzenia chroniące wilka wydali wojewoda gorzowski i pilski.
  • 6.I.1995 r. - rozporządzenie Ministra Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt - całkowita ochrona gatunkowa wilka z wyjątkiem województw: krośnieńskiego, przemyskiego i suwalskiego.
  • 20.II.1995 r. - rozporządzenie Ministra OSZNiL w sprawie okresów polowań na zwierzęta łowne- wprowadzenie okresu polowań od 1 XI do końca lutego na terenie województw: krośnieńskiego, przemyskiego i suwalskiego.
  • 30.IV.1995 r. - rozporządzenie Ministra OSZNiL w sprawie uznania niektórych gatunków dzikich zwierząt za łowne oraz wyłączenia niektórych gatunków ze spisu dzikich zwierząt łownych. Uznano wilka za dzikie zwierzę łowne na terenie województw: krośnieńskiego, przemyskiego i suwalskiego.
  • 1995 r. - rozporządzenia wojewodów przemyskiego i suwalskiego w sprawie ochrony gatunkowej wilka na terenie ich województw.

14.IV.1998 r. - rozporządzenie Ministra OSZNiL w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt wprowadzające całkowitą ochronę gatunkową wilka na terenie całego kraju.

  07. XI. 2015 r. - zakaz zabijania polskich wilków na Słowacji przy granicy z Polską.

 Po 2000 roku pojawiły się informacje o pojawianiu się wilków w zachodniej Polsce, po wielu latach nieobecności. Znaleziono wilka potrąconego przez samochód na drodze pomiędzy Łagowem a Torzymiem. Można go dziś podziwiać spreparowanego w Nadleśnictwie Torzym. Wilki były spotykane coraz częściej w tamtejszych okolicach oraz obserwowano je także w lasach pod Bledzewem i Międzyrzeczem. Leśnicy i myśliwi wielokrotnie opowiadali mi o spotkaniach z wilkami w Puszczy Noteckiej, szczególnie w okolicach Międzychodu, Sierakowa i Wronek. Oglądałem amatorski film nakręcony przez myśliwego w 2004 roku w okolicach Sierakowa, gdzie samotny wilk pojawił się w Puszczy Noteckiej. Potem leśnicy widzieli małe wilczki i watahę liczącą 4-5 sztuk.

W pierwszych dniach grudnia 2009 roku na poboczu drogi nr 160 w okolicach Sowiej Góry, tuż przy granicy lubusko-wielkopolskiej, znaleziono martwego wilka.

 Wypatrzył go na poboczu drogi kierowca szkolnego autobusu. Zawiadomił natychmiast leśników z Międzychodu, którzy ocenili, że jest to ważący 46 kg basior. Jego wiek oceniono na 4 lata.

Można go podziwiać w całej okazałości w siedzibie Muzeum Puszczy Noteckiej

 W dawnej leśniczówce Mokrzec (na terenie nieistniejącej już puszczańskiej wsi Radusz) zorganizowali je leśnicy z Nadleśnictwa Międzychód wspólnie z lokalną społecznością.

Leśnicy z Bolewic też przekazali wilka, który zginął pod kołami samochodu do Centrum w Mniszkach. Wilki zatem stały się pełnoprawnymi mieszkańcami polskich lasów i musimy nauczyć się żyć w ich sąsiedztwie. Bo to od ludzi i ich zdrowego rozsądku zależą dalsze losy wilków.

 Ważne jest to, żeby ludzie ograniczali presję na wilki - podkreśla Sabina Nowak, która od lata zajmuje się badaniem populacji wilka.

 "Chodzi o to, żeby istniała wola dalszej ochrony gatunkowej, żeby leśnicy akceptowali obecność tych zwierząt w lasach i rozumieli, że mają w tym drapieżniku sojusznika w ochronie lasu przed nadmiernym żerowaniem jeleni i saren. Bez wsparcia ze strony leśników, bez jednoznacznego, negatywnego stosunku do kłusownictwa ze strony leśników, sytuacja wilków może się w każdej chwili pogorszyć" – tłumaczy dr Sabina Nowak.

Dlatego moja dzisiejsza niezapominajka trafiła w wilcze łapy

 

W przyrodzie najważniejsze jest zachowanie równowagi i rozumienie zachodzących w niej procesów, szczególnie przez człowieka, który nieustannie dostosowuje otoczenie do swoich potrzeb. Musi to rozumieć leśnik, myśliwy, przyrodnik, dziennikarz, nauczyciel i każdy, kto odwiedza las, gdzie mieszkają wilki. Nawet Czerwony Kapturek.

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

 

 

 

Pyłek sosnowy- lepszy niż żeń szeń

$
0
0

469min

Każdy z nas marzy o długim, wygodnym, szczęśliwym życiu bez chorób i trosk. Wszyscy staramy się dbać o zdrowie, zapobiegać chorobom i szukamy recept na długowieczność. Wciąż próbujemy diet, szukamy zasad zdrowego żywienia i różnych naturalnych specyfików, które mają nam pomóc w osiągnięciu tego celu. Z pewnością najsłynniejszym naturalnym specyfikiem, znanym szczególnie panom jest… żeń-szeń. Znany w medycynie chińskiej od 4 tysięcy lat nie bez powodu nazywany jest zamiennie wszechlekiem. Jednak „człowiek-korzeń” bo tak z chińskiego tłumaczy się żeń-szeń, dziko rośnie w Chinach, Japonii oraz w rosyjskim Kraju Nadmorskim i zlewni Ussuri. Po co przemierzać świat lub szukać go w sklepie lub aptece skoro można pójść na spacer do sosnowego boru?

 Od ponad sześciu lat przekonuję czytelników blogu leśniczego o wszechstronnym dobroczynnym działaniu lasu i różnych roślin na ciało i ducha człowieka. Rośliny, zwierzęta, las towarzyszą nam od zarania, a drzewem, które w wielu kulturach wręcz otaczano czcią, jest… sosna. Pospolita sosna, królowa polskich borów, która zajmuje ponad 70 procent powierzchni naszych lasów to wspaniałe drzewo, które dzieli się z nami całą sobą. Większość naszego drewna to drewno, które pochodzi właśnie z drzew sosny.

4691

Ludzie zawsze korzystali z jej drewna, jednak posiadając pewien zasób wiedzy warto też korzystać z jej kory, igliwia, szyszek, młodych pędów, pączków, żywicy i eterycznego olejku. Jednak największym skarbem sosny, z którym dzieli się z nami właśnie teraz, w maju jest jej unikalny pyłek.

Szczególnie widać go teraz, najlepiej po deszczu lub na wilgotnych kawałkach dróg, które są pokryte żółtym nalotem

4697

Pyłek pokrywa też szczelnie okna domów w pobliżu lasu, parapety i lakier samochodów. Ale to nic złego. Drzewa sosnowe rosną w czystym środowisku, dlatego korzystnie jest mieszkać w sąsiedztwie borów. Czyste, przesycone aromatem olejków eterycznych powietrze w sosnowym borze bardzo pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie. Wszyscy odczuwamy, czasem wręcz chronicznie, przemęczenie i wyczerpanie nerwowe. Wiadomo od dawna, że bliskość sosen pomaga leczyć choroby układu oddechowego, dlatego zakłady lecznicze dla chorych na gruźlicę usytuowane są w suchych sosnowych borach. Igły sosny wydzielają lotne substancje o działaniu mikrobobójczym – fitoncydy. Dlatego gdy chodzimy po lesie rozkoszujemy się przyjemnym żywicznym zapachem, a przy tym oczyszczamy płuca. Warto to robić, bo w leśnym powietrzu jest do 70 razy mniej organizmów chorobotwórczych aniżeli w mieście.

Do lasu warto wybierać się o każdej porze roku, jednak to w maju jest najlepszy czas na spacery po sosnowym lesie. Pyłku w nich do woli, gdyż sosna - można powiedzieć- produkuje go w marnotrawnym nadmiarze, jakby nie tylko dla przetrwania swojego gatunku, ale jeszcze po coś. Kwiaty szpilkowych, czyli także sosny, nie są zapylane przez owady, lecz przez wiatr. Na jednej sośnie zobaczymy kwiaty męskie i żeńskie.

469_2

Kwiaty żeńskie, w postaci zielonkawych lub czerwonawych łusek zebranych w stojące, szyszeczkowate kwiatostany, wyrastają parami na końcach młodych pędów.

4693

 

 Kwiatostany męskie wyrastają w skupiskach, tzw. klastrach, na końcu gałęzi, przypominające kolby kukurydzy lub większą wierzbową bazię. Wytwarzają one żółty pyłek, który wiatr przenosi na kwiaty żeńskie, a jeden kwiatostan dostarcza ponad 5 milionów ziaren pyłku!  

4694

Stąd jego obfite chmury, czasem nawet uciążliwe choć zupełnie nieszkodliwe (choć może alergicy mają inne zdanie) zapewniają trwałość borów. Co tak szczególnego jest w sosnowym pyłku?

Jego unikalność polega na tym, że stanowi jedno z nielicznych naturalnych źródeł naturalnego testosteronu i jego prekursora – androstendionu. W wielu współczesnych kulturach widzi się w pyłku sosnowym „eliksir młodości” czy „męskiej mocy”, niektórzy nawet mówią o nim : „viagra dla całego ciała”. Systematycznie stosowany przez długi okres czasu działa odmładzająco, zapobiega przedwczesnemu starzeniu się organizmu, pobudza siły witalne bo przecież zwiększa poziom testosteronu.

W tradycyjnej medycynie chińskiej pyłek sosnowy uważany jest za prawdziwe panaceum w zasadzie na prawie wszystko. Zalecany jest jako środek wykrztuśny, przeciwbólowy, zwiększający wytrzymałość i odporność, poprawiający stan skóry, ułatwiający odchudzanie, zapobiegający przerostowi prostaty.

Można stosować również zewnętrznie w celu osuszania ran, zahamowania krwawień i leczenia chorób skórnych – wyprysków, liszaja, trądziku, odparzeń itp. Wystarczy rankę czy zmianę skórną posypać pyłkiem.

Zwolennicy medycyny naturalnej dowodzą, że pyłek sosnowy wyraźnie przeciwdziała zmęczeniu, wydłuża czas przeżycia w warunkach stresu, obniża stężenie cholesterolu całkowitego we krwi, poprawia jego profil, działa przeciw miażdżycowo, chroniąc ściany tętnic przed uszkodzeniami od wewnątrz.

Pyłek sosnowy ma wysoką wartość odżywczą. Zawiera liczne aminokwasy, witaminy i składniki mineralne. Pyłek sosnowy może być używany jako dodatek do żywności. Możemy rozpuścić go w miodzie lub w mleku. Bardzo dobrze działa na nasz organizm podawany w nalewce, która łatwo możemy sporządzić. Alkohol powoduje rozpad błon okalających poszczególne ziarenka pyłku, czyniąc go bardziej biodostępnym dla naszego organizmu. Wystarczy nazbierać pyłku otrząsając do słoika męskie kwiatostany i zalać go 40 % wódką. Po odstaniu 3-4 tygodni w ciemnym miejscu stosujemy z umiarem. Wystarczy wziąć kilka kropli nalewki i bez połykania poczekać aż przez błony śluzowe w ustach hormony z pyłku przenikną do krwiobiegu. Błona śluzowa ust (szczególnie strefa pod językiem) charakteryzuje się doskonałą zdolnością wchłaniania pewnych związków, np. alkoholi i rozpuszczonych w nich środków. W ten sposób unikniemy strat związanych z przejściem przez przewód pokarmowy.

Można naturalnie jeszcze wiele pożytków czerpać z sosny. Wspomnę tylko, ze maj to czas na syrop-miodek z młodych pędów, które potem można jeszcze zalać alkoholem i uzyskać świetna nalewkę.

4695

 Z młodych, zielonych szyszeczek warto zrobić dżemik bo to rewelacyjny lek na gardło.

 Węglowodany, białka, olejki eteryczne, witaminy i mikroelementy opakowane w piękną formę kwiatostanu męskiego sosny są doskonałą przekąską podczas spaceru po rozgrzanym majowym słońcem borze sosnowym. Tak, to nie żart! Warto spróbować.

Spacer pośród sosen to ruch, świeże powietrze i zastrzyk pozytywnej energii. Jeśli dodamy do tego przekąskę z kwiatu sosny pełnego żywicznego zapachu i dobroczynnego pyłku to mamy swojego rodzaju baton energetyczny i jednocześnie napój – kwiaty są tak soczyste, że nawet gaszą pragnienie.

Z pełnego pyłku kwiatostanu możemy nawet sporządzić świetną i oryginalną, luksusową przekąskę i zadziwić nią przyjaciół. Wyobrażacie sobie pełen naturalnego testosteronu i substancji odmładzających kwiat sosny w gorzkiej czekoladzie z dodatkiem miodu, cukru trzcinowego lub syropu klonowego i posypany odrobina czarnego pieprzu? Podany do popołudniowej lub wieczornej kawy? Możemy to bardzo łatwo samodzielnie zrobić:

Należy zebrać niewielką ilość kwiatów, najlepiej z sosny pochodzącej z samosiewu, rosnącej na nasłonecznionej roli, aby nie zrobić szkód w lesie. Wybieramy zamknięte kwiatostany, czyli takie, z których nie osypuje się pyłek w czasie zbierania. Można obciąć nieco twardszy czubeczek kwiatu. Roztapiamy dobrą, gorzką czekoladę i dodajemy nieco miodu lub syropu oraz sporą szczyptę świeżo zmielonego pieprzu. Polewamy soczyste kwiatostany sosnowe ułożone na małym talerzyku, dekorujemy według własnej fantazji np. listkiem mięty lub odrobina pomarańczy i…gotowe.

Idealne dla dojrzałego pana na romantyczny wieczór z towarzyszką życia!

To wcale nie żart, bo dobroczynny wpływ sosnowego pyłku najlepiej działa na panów w słusznym wieku, ze stwierdzonym obniżonym poziomem testosteronu.

Uwaga:

Nie mogą pyłku stosować młodociani, gdyż powoduje on zakłócenie wydzielania endogennego testosteronu. Przeciwwskazane jest to również u mężczyzn dotkniętych nadczynnością hormonalną. Pyłek sosnowy dobrze wpływa też na kobiety. Między innymi, dzięki temu, że zawiera androstendion może zapobiegać przedwczesnemu wygaśnięciu czynności jajników.

Wszyscy jednak możemy spacerować po sosnowych borach, bo sosna na każdego ma dobroczynny wpływ.

4696

 Ludzie wiedza o tym od dawna, bo np. już tysiące lat temu w Chinach i Japonii panował zwyczaj picia herbaty pod sosną na cześć dobrego ducha w niej mieszkającego, natomiast w starożytnej Grecji i Rzymie sosna poświęcona była bogini przyrody i płodności.

Może zatem zaczniemy budować nową tradycję majówek dla zdrowia? Wtedy zamiast grilla oraz piwa tuż przy domu będziemy stosować spacery po sosnowych borach, czekoladową przekąskę z sosnowego pyłku, syrop-miodek z pędów sosny, o którym pisałem już wcześniej no i nalewkę z pędów sosny lub z jej fantastycznego pyłku. Warto pomyśleć o tej leśnej ofercie jak najszybciej, bo niebawem dłuższy weekend.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

 

Sztuka używania kosy i tasaka

$
0
0

470min

Wreszcie nieco popadało i las pokryty nie tylko sosnowym pyłkiem ale też zwykłym kurzem stał się intensywniej zielony i świeży. Normą jakoś stały się upały w maju i długotrwała susza, a przecież woda jest niezbędna do wszelkiego życia, także życia lasu. Wiosenne odnowienia z ulgą przyjęły porcję majowego deszczu, choć wilgoć i światło słoneczne zachęcają także do intensywnego wzrostu chwasty. To bardzo pojemne pojęcie i to co dla jednego jest chwastem, dla drugiego może być pożyteczna rośliną. Co leśnik nazywa chwastem?

Z chwilą usunięcia starego lasu i powstaniem powierzchni otwartej, wymagającej odnowienia nowym pokoleniem lasu, pojawiają się tam rośliny wciąż konkurujące z roślinnością drzewiastą o przestrzeń, światło, pokarm i wilgoć, czyli właśnie chwasty. Do najbardziej pospolitych i niechętnie widzianych przez leśnika chwastów zalicza się: trzcinnik, żarnowiec, malinę i jeżynę, wierzbówkę czy pokrzywę. Do najbardziej niebezpiecznych dla młodych drzewek należą chwasty silnie rozrastające się w górę i na boki, silnie i głęboko ukorzeniające się, rozmnażające się za pomocą rozłogów, kłączy lub przez obfity obsiew oraz tworzące zbitą darń. Czasem jako chwast należy traktować gatunki drzewiaste, niepożądane akurat w tym miejscu i będą to np. naloty brzozowe czy osikowe lub sosnowe, gdy pojawią się w miejscu gdzie powinny  rosnąć dęby lub buki. Spore kłopoty czasem sprawia robinia akacjowa

4701

Stąd deszcz, który pobudza do wzrostu małe drzewka, sprzyja także chwastom i leśniczy musi być czujny i szybko reagować na ich nadmierny rozwój. Zakończenie odnowień i posadzenie sadzonek, posianie nasion oraz rozliczenie prac wcale nie oznacza końca troski o leśne uprawy. Wręcz przeciwnie… Kiedy rzędy sadzonek pysznią się zielenią nowych przyrostów, gdy nasiona pozyskane z miejscowych, starannie wybranych drzew kiełkują i dają początek młodym dębom czy bukom, leśniczy nie zapada w drzemkę w wygodnym fotelu na tarasie leśniczówki. Nie spaceruje sobie także z wolna z wiernym psem u nogi, słuchając jak las sam rośnie. O las trzeba nieustannie troszczyć się, dbać, trzeba go nieustannie pielęgnować. Inaczej zamiast rzędów dębów czy buków zobaczymy taki gąszcz:

4702

  Szczególnej troski wymaga przez pierwsze dziesięciolecia jego życia. Na młode drzewka czyha przecież wiele niebezpieczeństw. Trzeba je chronić poprzez stosowanie rozmaitych zabiegów przed owadami, grzybami, zwierzyną, negatywnymi skutkami klimatu, a szczególnie przed konkurencją chwastów w wyścigu o światło i wodę.

Czynności dotyczące pielęgnowania są ściśle ze sobą związane a realizuje się je poprzez eliminowanie chwastów i zbędnych domieszek ale utrzymując zwarcie pożądanych gatunków drzew. Co oznacza słowo „zwarcie”?

Zwarcie oznacza w lesie rodzaj i stopień wypełnienia przestrzeni przez korony pożądanych gatunków drzew. Pełni ono istotną rolę w powstawaniu i życiu lasu, wywiera wpływ na kształtowanie się drzew, ich wzajemne relacje oraz na otaczające je środowisko. W zależności od stopnia zwarcia pod koronami drzew wytwarzają się różne stosunki świetlne, cieplne i wilgotnościowe. Tworzą one odpowiednie warunki do życia różnych roślin, nie tylko drzew. Zwarcie wciąż zmienia się i zależy od wielu czynników, bo innego zwarcia wymagają drzewa w młodym, a innego w starszym wieku.  Zależy ono naturalnie także od gatunku, gdyż więcej miejsca potrzebują gatunki światłożądne np. modrzew, a inaczej sprawa wygląda u cienioznośnych np. u buka. Nieco to skomplikowane, prawda? Ale to ważna część wiedzy leśnej, którą wciąż doskonalą leśnicy i najważniejsze, żeby to oni potrafili pielęgnować las i utrzymywać odpowiednie zwarcie. Dlatego jest takie leśne powiedzenie: „ dobry leśnik ma jasno w głowie (dużo wie, ale i tak wciąż się uczy) ale ciemno w lesie” ( czyli utrzymuje właściwe zwarcie). To istota pielęgnowania lasu, którego konieczność narodziła się wraz z erą lasów gospodarczych. Dawniej lasy zajmowały ogromne przestrzenie i tworzyły nieprzebrane puszczańskie ostępy, które żyły według pierwotnych praw natury. Drzewa rosły same, a te które umierały naturalną śmiercią dawały życie kolejnym. Jednak pewnego dnia do lasu wszedł człowiek ze swoimi pomysłami, potrzebami i prawami. Wtedy powstały lasy gospodarcze, które trzeba pielęgnować, hodować, choć nie wszystkim podoba się to wtrącanie w prawa przyrody i klasyfikowanie roślin na pożyteczne, obojętne i szkodliwe, czyli chwasty.

Choć taki łan trzcinnika, który potrafi zakryć samochód a nie tylko małe drzewka nie budzi sympatii leśnika

4703 

Pielęgnowanie lasu to ogół wielu czynności gospodarczych prowadzonych od momentu powstania nowego pokolenia lasu, aż do czasu osiągnięcia pełnej dojrzałości. To bardzo pracochłonny i kosztowny proces, ważny dla przyrody i człowieka, który przecież pragnie wyhodowania lasu z odpowiednimi gatunkami drzew o jak najwyższej jakości. Polega ono także na ciągłym wzbogacaniu składu gatunkowego głównej warstwy drzew, ale też  na stosowania cięć pielęgnacyjnych, utrzymujących właściwe zwarcie.

Od pierwszych chwil życia drzewom towarzyszą cięcia i dlatego leśnicy nieco przekornie mówią, że las pielęgnuje się siekierą i piłą. To w pełni prawdziwe stwierdzenie, bo przecież gdy powstaje nowe pokolenie sosnowego boru to na hektarze mamy 10 tysięcy małych sosenek. W dojrzałym wieku, czyli w 80-100 letnim borze na hektarze naliczymy 300-500 dorodnych sosen. Małe drzewka wciąż toczą zacięta walkę o byt. W warunkach silnej konkurencji chwastów i krzewów, różnych zagrożeń niekorzystnych warunków klimatycznych, bez pomocy z zewnątrz byłoby to bardzo trudne. Dlatego młody las pielęgnujemy kosą, niszcząc chwasty oraz tasakiem- wycinając głuszące drzewka krzewy i usuwając tzw. przedrosty i rozpieracze.

Do pielęgnowania zaliczamy także przerzedzanie siewów i samosiewów pożądanych gatunków drzew. To pracochłonny ale konieczny zabieg, często wykonywany ręcznie np. poprzez wyrywanie lub wycinanie sekatorem, siekierką czy tasakiem.

4705 

Eliminujemy wtedy słabe i zdeformowane siewki, a pozostawiamy najbardziej dorodne zapewniając im przestrzeń, światło i wilgoć. To konieczny zabieg, bo takie zagęszczenie sadzonek, czyli silne zwarcie spowoduje ich naturalną śmierć

4706

 Do przerzedzania sztucznych siewów przystępuje się w zwykle w trzecim roku od posiania uprawy. W odnowienia naturalne ingerujemy w drugim lub trzecim po usunięciu drzewostanu macierzystego, którego nasiona dały początek nowemu lasowi. W lesie zatem wciąż jest wiele do zrobienia, tak jak w przydomowym ogrodzie, tylko to inna skala i rozmiar prac. Takie zabiegi formujące siewy wykonujemy do około 8 roku życia drzewek. Natomiast zaraz w pierwszym roku życia nowej uprawy, często już w maju się przystępujemy do walki z chwastami.

470_4

  Są różne sposoby niszczenia chwastów: najczęściej stosowane jest koszenie- kiedyś sierpem lub kosą, dziś kosą mechaniczną z zastosowaniem rozmaitych głowic i noży. Skuteczne, ale pracochłonne, a co za tym drogie jest motyczenie. Zapobiega ono rozrastaniu się chwastów, wyparowywaniu wody oraz sprzyja utrzymaniu gleby w wysokiej sprawności poprzez jej napowietrzenie. Stosuje się także wyrywanie, łamanie i wydeptywanie- (szczególnie późną jesienią).  W terenie równym, ale tylko na międzyrzędach stosuje się brony talerzowe zaczepiane do ciągnika. Podczas tych prac pielęgnacyjnych nie można jednak działać szablonowo, bo  czasami chwasty można wykorzystać jako sojusznika i obrońcę naszych młodych drzewek. Na powierzchniach, gdzie licznie występuje chrabąszcz majowy, korzenie traw i wszelkich chwastów są alternatywną bazą żerową dla pędraków. W czasie gdy pędraki żerują płytko pod powierzchnią ziemi, chętnie ogryzają korzenie chwastów, dlatego wtedy nie można ich wykaszać, bo niejako zmuszamy pędraki do zainteresowania się korzeniami naszych drzewek. W zaniżeniach terenu, gdzie często tworzą się lokalne zmrozowiska, szczególnie groźne dla buka i dęba ale także modrzewia, który mocno cierpi od przymrozków, także warto później przystąpić do wykaszania chwastów bo osłonią nam drzewa przed mrozem. Chwasty zabezpieczają cenne dla nas dęby przed przymrozkami, często także przed nadmiernym zgryzaniem przed zwierzyną ale także przed równie szkodliwym silnym, palącym słońcem letnim. Każdy leśnik wie, że „dąb lubi być w kożuchu, ale z odkrytą głową”. Naturalnie chodzi o kożuch z traw czy samosiewów sosnowych lub brzozowych, które pełnią też rolę podgonu, zmuszając drzewko do szybkiego wzrostu w stronę światła.

4707

 Dąb lubi bowiem boczne ocienienie ale w odpowiednim czasie należy go jednak nieco odsłonić, bo zatraci pożądaną gonną formę drzewiastą. Najmłodsze pokolenie lasu, czy powstałe z samosiewu, czy sztucznie posadzone, pielęgnujemy poprzez niszczenie chwastów tak długo aż przestaną one zagrażać drzewkom. Istotne jest także niszczenie chwastów przed ich zakwitnięciem, bo wtedy nie rozsieją się. Warto też pamiętać, że wycinanie np. czeremchy czy żarnowca jeszcze bardziej pobudza ich zdolności odroślowe dlatego trzeba rozsądnie wybrać porę zabiegu. Dobrze pielęgnowana uprawa szybko stanie się młodnikiem.

4708

Wtedy wkraczamy tam z tasakiem oraz piłą. Pierwsze cięcia pielęgnacyjne wykonywane na początku rozwoju odnowień, jeszcze w fazie uprawy, do momentu dojścia do zwarcia, czyli do czasu gdy drzewka dotykają się koronami, nazywamy czyszczeniami wczesnymi. Jest to bardzo ważny zabieg, decydujący o kształcie i jakości nowego pokolenia lasu. Gdy drzewka dotykają się koronami w rzędach i między nimi oznacza to, że weszły już w fazę młodnika. Zabiegi pielęgnacyjne w młodnikach to czyszczenia późne, które potem, gdy zaczynamy już pozyskiwać drewno, płynnie przechodzą w trzebieże wczesne.

O dojrzewające, kilkudziesięcioletnie drzewostany także dbamy nazywając te zabiegi pielęgnacyjne trzebieżami późnymi. Przygotowują one głównie las do kolejnego obsiewu. Podstawowym celem czyszczeń jest normowanie składu gatunkowego i formy zmieszania oraz regulowanie zwarcia. Jako zasadę przyjmuje się popieranie grupowej formy zmieszania, czyli podczas czyszczeń usuwamy pojedyncze, niechciane osobników, np. brzozy czy osiki, które „biczują” sąsiednie drzewa i trwale je uszkadzają lub nawet zabijają. Z pożądanych jednogatunkowych grup usuwamy tłumiące je drzewka, które wyraźnie przerastają otoczenie. Takie drzewka nazywamy przedrostami (powstają z samosiewów) lub rozpieraczami . Są tego samego gatunku (spotkamy je pośród sosen, dębów i buków) lecz mają takie geny, że szybciej i silniej rozwijają się od innych. Rozpieracz wykształca dużą koronę z mocnymi, grubymi, poziomo rozłożonymi konarami. Jest bardzo sękaty, a jego drewno będzie niskiej jakości, a zatem nie jest mile widziany w młodniku.

4709

 Typowanie i eliminowanie rozpieraczy to bardzo ważny element czyszczeń, szczególnie późnych. Czasem jednak nie wycinamy ich zupełnie, aby nadal żyjąc ocieniały glebę oraz chroniły pozostałe drzewka przed zwierzyną. Siekierą, czasem piłą a najczęściej ostrym tasakiem ogławiamy je wtedy z głównych pędów, czasem pozbawiamy ostatnich 2-3 przyrostów, aby nie rosły w górę lub obrączkujemy (zdzieramy korę na pełnym obwodzie drzewka), co powoduje ich powolne zamieranie.

Cięcia w czyszczeniach powinny być jednak prowadzone w sposób umiarkowany. Usuwając nadmiar niepożądanych, wadliwych i chorych osobników, należy utrzymać określoną ilość drzewek, która jest potrzebna do zachowania zwarcia, ochrony gleby, a więc polepszenia i czasem nawet stymulowania warunków wzrostu i rozwoju gatunków będących podmiotem naszej troski. Zatem tu również, podobnie jak przy niszczeniu chwastów, nie można postępować schematycznie i trzeba podpatrywać przyrodę. Szczególną uwagę należy zwrócić na pielęgnowanie domieszek liściastych, zachowanie dzikich drzew owocowych i  formowanie kęp odroślowych, które często naturalnie wyrastają z pniaków pozostałych po poprzednim pokoleniu.

W młodym, tak niedawno zainicjowanym lesie przemiany zachodzą bardzo szybko. Leśnik musi go wciąż obserwować, aby niczego nie przegapić. Małe siewki i sadzonki szybko stają się drzewami, ale wymagają ciągłej troski. Pielęgnowanie lasu to nie wyuczone według sztywnych zasad rzemiosło, a raczej sztuka. Dlatego można przyrównać je do malowania obrazu. Każdy zabieg oparty o naszą wiedzę i umiejętność stosowania sztuki leśnej to jak pociągnięcie pędzla oraz dobór właściwych barw. Nasi następcy, spoglądając na galerię obrazów dojrzałego lasu zobaczą każdy zabieg, każde cięcie i z pewnością docenią sztukę pielęgnowania lasu. Choć w tej sztuce używamy kosy i tasaka, a nie piórka, pędzla czy ołówka…

 

Leśniczy Jarek-lesniczy@erys.pl

 

Nie zabierajmy sarenek, zajączków, piskląt

$
0
0

471min

Ostatni tydzień to  wiele odebranych przeze mnie telefonów i wizyt ludzi zatroskanych o los leśnej młodzieży. Przecież to właśnie teraz, na przełomie maja i czerwca podczas spacerów przez lasy i pola możemy natknąć się na młode zające, sarny, daniele, a czasem nawet na cielęta jeleni. Niesłychanie zatroskani o ich los spacerowicze zgłaszają się najczęściej do leśniczego z prośbą o zaopiekowanie się maleństwami. No bo do kogo mają pójść? Zdarza się nawet, że przynoszą do leśniczówki sarenkę, zajączka, młodą kunę, wiewiórkę, a nawet liska.

4711

Pomimo lat prowadzonej przez leśników edukacji przyrodniczej wciąż zdarzają się takie sytuacje, ale z drugiej strony świadczy to dobrze o ludzkiej wrażliwości i o zainteresowaniu przyrodą. Warto jednak wciąż zdobywać wiedzę przyrodniczą, bo wtedy nie będziemy intruzami w lesie i polu, a także swoim nieświadomym działaniem nie wyrządzimy nikomu krzywdy.

Przesympatyczne wiewiórki często teraz przebywają w pobliżu ludzi, bo łatwiej im o pożywienie.

4712

 Czasem nawet potrafią zajrzeć do domu przez otwarte okno, skuszone widokiem owoców lub orzechów. Zdarza się, że wizyty w okolice ludzkich siedzib przypłacają życiem, bo wiele z nich, niestety, ginie teraz na drogach

 4713

Jeśli chcemy im pomóc, to zachowajmy szczególną ostrożność za kierownicą samochodu czy motocykla. To będzie zdecydowanie bardziej pomocne, niż dotykanie, zabieranie młodych zwierzą i inne próby „niesienia pomocy” Przecież nie są to zwierzęta domowe. Mają swoje obyczaje, biologię i zachowania nie zawsze znane nam i zrozumiałe dla człowieka, ale ukształtowane przez naturę i zapewniające trwanie gatunku. Leśne wiewiórki na przykład wiodą zupełnie inny żywot niż wiewiórki spotykane często w parkach. Ludzie, którzy o tym nie wiedzą i zabierają zwierzęta z lasu, wyrządzają im krzywdę i przysparzają kłopotów leśnikom. To nie maskotki, czy zabawkowe „pluszaki” beztrosko porzucone przez rodziców. Nie zbliżajmy się do zwierząt i absolutnie nie dotykajmy. Zapach, który rozsiejemy w pobliżu zwierzęcia, może spowodować tak silny stres u jego rodziców, że porzucą potomstwo lub na długo pozostawią bez opieki. Zostawmy je w ich naturalnym środowisku, które jest ich domem!

      Pozostawianie, pozornie bez opieki, małych saren czy zajączków przez rodziców to naturalne zachowanie zwierząt. Młoda sarna nie wydziela zapachu, kropkowana sukienka doskonale ją maskuje w środowisku. Tak sarenkę przystosowała do życia natura. Wcale nie została porzucona ani osierocona. Koza-matka celowo przychodzi do swego dziecka tylko na czas karmienia, aby swoją stałą obecnością nie narażać go na niebezpieczeństwo. Młode daniele są intensywnie cętkowane, co doskonale maskuje je na dnie lasu, choć nimi rodzice opiekują się dość starannie.

4714

 Tak jak sarna-koza zachowuje się również  zajęczyca, odwiedzająca tylko od czasu do czasu swoje zajączki. Obserwuje jednak bacznie najbliższą okolicę

4715

Zwykle tylko raz na dobę zagląda do swojej kotlinki, gdzie leżą w bezruchu malcy oczekujący na mleko matki. Podobnie rzecz się ma z niektórymi ptakami. Na przykład pisklę żurawia zaraz po obeschnięciu opuszcza gniazdo i podąża za rodzicami. Ludzie, widząc pozornie bezradne żurawiątko, myślą, że wypadło z gniazda lub zostało porzucone. Kiedyś  z tego powodu przyniesiono do leśniczówki pomarańczowe pisklę żurawia, a nawet prawie już lotnego młodzieńca.

Warto wiedzieć, ze pisklę żurawia zaraz po obeschnięciu opuszcza gniazdo i podąża za rodzicami.

4716

 Dorosłe żurawie bardzo troskliwie się nim zajmują, odsuwają kamienie i patyki na jego drodze i znoszą smakołyki. Młode szybko rośnie i nawet jeśli nie da rady uciec, potrafi się bronić. Przestrzegam przed próba chwytania żurawiego podlota. W sytuacji zagrożenia przewraca się na grzbiet, nastawia ostry dziób i wierzga silnymi nogami. Nieświadomy tego agresor, a także ”obrońca” może solidnie ucierpieć.

 W tym czasie możemy zobaczyć wiele ptasich podlotów, które próbują samodzielnego życia. Coć niektórymi rodzice opiekują się bardzo troskliwie i nawet biorą je „na barana”

4717

 Czasem młode sójki, drozdy czy zięby wypadną z gniazda, które nie wytrzymało rozpychania kilku młodzieńców, ale to naturalna sprawa. Rodzice są zawsze w pobliżu i dokarmiają oraz strzegą bezpieczeństwa młodych. Nie każdy jednak o tym wie.  Zdarza się, że ludzie próbują łapać słabo latające ptasie podlotki, nie bacząc na protesty znajdujących się w pobliżu rodziców. Rozumiem, że są wrażliwi i chcą pomóc, ale można naprawdę bardzo zaszkodzić przyrodzie.  Przecież to normalne, że podloty opuszczają gniazdo i uczą się samodzielnego życia pod okiem ojca i matki. Dlatego jeśli nie znamy obyczajów zwierząt, nie ingerujmy w prawa przyrody. Przypominam o tym co roku, ale wciąż odbieram takie sygnały:

„Jarek? Musisz natychmiast przyjechać koło boiska bo a tam jest porzucona sarenka? Coooooo? Nie ruszać? No, co ty… „

Cierpliwie tłumaczę sarnie obyczaje i po jakimś czasie kolega znowu dzwoni: „Wiesz, miałeś rację. Obserwowałem tę sarenkę, bo tobie nie wierzyłem i myślałem, że nie chce się tobie po prostu przyjeżdżać, a rzeczywiście przyszła matka i odprowadziła ją w zboże”

 4718

     Wyszło jednak na moje...  Można sobie wyobrazić, jak wielki stres przeżywają rodzice zwierzęcia, gdy widzą, jak ludzie zabierają ich dziecko. Często trafia ono do leśniczówki. To wielki kłopot dla leśnika, który musi podjąć decyzję, czy zwrócić malucha naturze, czy wychowywać w sposób zastępczy, bo nie ma już szans na jego akceptację przez rodziców. Najczęściej, niestety, oznacza to dożywocie w klatce ogrodu zoologicznego.

Czasem zwyczajnie nie możemy pomóc maluchom. Bo np. silny wiatr zwali gniazdo z ledwo wyklutymi pisklakami. Pozbawione nawet puchu, nagie pisklęta nie mają szans, aby przetrwać. Rodzice powtórzą zwykle lęg, nic na to nie poradzimy. Bywa też i tak, że nielot trafi w szpony lub pazury drapieżnika. Tak jest „zorganizowana” przyroda. Kuna ma w dziupli swoje małe, a w norze lisa oczekują na powrót rudej matki z polowania wciąż głodne małe liski. W gnieździe kruka, puchacza czy krogulca pisklęta także czekają na mięsną zdobycz. Rodzice drapieżników nie przynoszą pokarmu z supermarketu. Dlatego nie wtrącajmy się w naturę i biologię zwierząt. Zostawmy je w ich domu. Jeżeli natomiast uzasadnione jest podejrzenie, że zginęła matka zwierzęcia czy zostało uszkodzone ptasie gniazdo z wyrośniętymi już pisklętami, wtedy należy zawiadomić leśników. Na pewno podejmą właściwą decyzję. Czasem sami próbujemy pomóc zwierzętom nawet wtedy jeśli tej pomocy nie potrzebują i nieopatrznie wyrządzamy im krzywdę np. poprzez podawanie nieodpowiedniej karmy

4719

Leśnicy chronią las i jego mieszkańców przed wieloma niebezpieczeństwami. Najtrudniej jednak chronić go przed ludźmi, którzy nie rozumieją lub nie szanują praw natury, nawet jeśli robią to w dobrej wierze. Pamiętajmy o tym podczas letnich spacerów.

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

Leśniczemu tydzień mija szybko

$
0
0

 

472minMiniony tydzień minął mi zupełnie przysłowiowo, czyli jak z bicza trzasł…  Zajrzałem bardzo późnym wieczorem do blogowych zapisków i zauważyłem, że ostatnio odzywałem się 4 czerwca. Równy tydzień, który jakże szybko minął.  Spojrzałem do kalendarza oraz terminarza w telefonie i odtworzyłem sobie co działo się u mnie przez miniony tydzień. Niby nic szczególnego, beż żadnych szczególnych wydarzeń, ale ile to spraw za mną, ile spotkanych ludzi i do ilu zakamarków lasu zajrzałem przez minione 7 dni.

 

Poniedziałek.

 Rozpocząłem dzień od spotkania z szefem ZUL - zakładu usług leśnych. Wcześniej usiadłem do komputera i przygotowałem zlecenia na prace z zagospodarowania lasu czyli: porządkowanie parkingów leśnych, pielęgnowanie upraw, czyszczenia wczesne, wykoszenie i uporządkowanie ścieżki przyrodniczej i drobne naprawy. Wspólnie z jednym z  pracowników  ZUL ruszyliśmy w teren, bo nie wystarczy opowiadać, należy wszystko pokazać w terenie. Wskazałem uprawy do pielęgnowania, zaczynając od najpilniejszych, gdzie chwast niebezpiecznie schowały małe sosny i dęby. Potem czyszczenia wczesne, gdzie należy uformować kępy dębowe i usunąć samosiew brzozy, robinii akacjowej i kępy leszczyny wdzierające się w rzędy dębów, grabów i buków. Pokazałem też ławkę na punkcie widokowym ścieżki turystycznej uszkodzoną przez „pseudo-turystów”. W trakcie przeglądu upraw wstąpiliśmy na chwilę w oddział 106, bo wykonawcy prac musiałem okazać granice trzebieży. Wcześniej pokazywałem je operatorowi harwestera, ale solidny stok wiodący na wzniesienie o wysokości dochodzącej do 100 m n.p.m. poprzecinany okopami z czasów II wojny światowej oraz bardzo gęsty podszyt uniemożliwił pracę harwestera. Usapaliśmy się solidnie po obejściu tej powierzchni, a nawet małą chwilę odpoczynku uniemożliwiły roje much, zwabionych naszym ciepłem. Zdjąłem 3 kleszcze ze spoconego karku, koszulę z pleców, bo słońce podniosło się wyżej i zaczęło solidnie przygrzewać i ogłosiłem małą przerwę w objeździe, bo zadzwonił przewoźnik drewna.

Szef zula pojechał do swoich zajęć, pan Sławek zabrał się za naprawę ławki a ja pojechałem po rejestrator i drukarkę do leśniczówki, a potem do samochodów zabierających papierówkę 2,40. Gdy wróciłem po wydaniu kwitów wywozowych ławka już była naprawiona:

4721

Ruszyliśmy już tylko z panem Sławkiem na kolejne uprawy wymagające koszenia. Po godzinie zadzwonił kolejny kierowca. Udało się jednak pokazać wszystkie uprawy wymienione w zleceniu. Obok jednej z nich zauważyłem spory łan żywokostu lekarskiego

4722

To ciekawa i bardzo pożyteczna roślina, co zarówno żywi jak i goi kość, według ludowego powiedzenia. Żywokost jest stosowany w medycynie od wieków, głównie przy problemach z tkanką kostną – skutecznie leczy choroby kręgosłupa, stawów biodrowych, kolan, bóle reumatyczne oraz rwę kulszową. Pomaga przy leczeniu złamań oraz  zwichnięć i stłuczeń. Jest niezastąpiony w stanach zapalnych ścięgien i zakrzepowym zapaleniu żył. Jest także wspaniałym kosmetykiem przeciw zmarszczkowym, szczególnie dobrze działa na zmarszczki wokół oczu, odbudowuje tkankę i likwiduje przebarwienia. Warto go sobie nasuszyć, choć szczególnie dobrym surowcem jest korzeń żywokostu.

Po rozstaniu z zulowcem Sławkiem objechałem i obszedłem stosy z drewnem opałowym, bo jutro dzień sprzedaży detalicznej. Trzeba przygotować się na wymagania klientów, bo ktoś chce cienkie wałki, ktoś inny z kolei tylko ceni grube. Trzeba też przypomnieć sobie przy jakiej drodze stoją poszczególne  stosy. Na niektórych piszę od razu lubryką (specjalną kredą do drewna) inicjały nabywców, którzy wcześniej telefonicznie deklarowali zakup. Także na liście magazynowej znaczę sobie który stos dla kogo, bo wtedy sprawniej idzie wystawianie asygnat na drewno. Popołudnie, które przeciągnęło się do „późnego popołudnia” spędziłem nad mapą cięć i materiałami, które w piątek przekazał mi zastępca nadleśniczego. Muszę się przecież dobrze przygotować do jutrzejszego spotkania z urządzeniowcami (pracownikami Biura Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej) na uzgodnienia planów nowego operatu. Tak potocznie nazywamy PUL- Plan Urządzania Lasu, który właśnie zacznie obowiązywać od przyszłego roku na kolejne 10 lat. To bardzo ważna kwestia, bo będę te plany realizował przez najbliższe 10 lat. Szczególnie ważne są uzgodnienia związane z działkami zrębowymi, bo układ cięć rębnych zależy od wielu czynników i determinuje bardzo ważny, tzw. ład przestrzenny lasu.

 

Wtorek

 

Wstałem wcześnie, bo zanosi się na sporą sprzedaż detaliczną, a muszę bez spóźnienia dojechać do oddalonego o 18 km nadleśnictwa na godzinę 10.30, bo tak umówiłem się z urządzeniowcami. Cóż z tego planu, gdy dzwoni kierowca, że jedzie po kłody? Do wydania kwitu wywozowego potrzebny jest ten sam rejestrator, za pomocą którego wydaje się asygnaty na drewno opałowe. Ułożyliśmy plan działania z podleśniczym Irkiem i on pojechał wydawać kłody a ja zająłem się klientami detalicznymi. Miałem ich 12 tego dnia i sprzedałem około 100 m3 drewna. Każdą asygnatę drukuje się w trzech egzemplarzach ( klient, nadleśnictwo, leśnictwo), potem „nabijam” należność na kasę fiskalną, drukuję paragon, umawiam z klientem datę wywozu i czas i miejsce spotkania, bo przecież muszę mu pokazać zakupione drewno. Część klientów obejrzała ze mną drewno wcześniej.

Większość zakupionego drewna to wałki pochodzące z posuszu- sosen, rosnących na tzw.”gruntach porolnych”, gdzie pierwsze pokolenie lasu zaatakowały grzyby i owady. Po zakończonej sprzedaży drukuję raport dobowy z kasy fiskalnej, transferuję dane do systemu nadleśnictwa i natychmiast wsiadam do auta. W nadleśnictwie szybko wpadam do działu technicznego, a potem do księgowości. O 10.30 rozkładam mapę „moich” ponad 2000 ha lasu i pochylam się razem ze sporą grupą osób nad działkami zrębowymi w 83 oddziałach leśnych. Z nadleśnictwa wychodzę kilka minut przed 15. W leśniczówce odbieram czekające na serwerze dane z systemu nadleśnictwa do mojego rejestratora, sprawdzam szybko służbową pocztę i stany drewna po sprzedaży detalicznej, a potem jadę pokazać drewno jednemu z klientów. Czeka na mnie jeszcze spory stos dokumentów, które przywiozłem z nadleśnictwa…

Środa

Zaczynam dzień od spotkania z szefem ZUL, bo musimy ustalić jakie sortymenty drzewne będą pozyskiwane w zaplanowanych i pokazanych w terenie trzebieżach. Uzgodniłem wczoraj w dziale technicznym jakie sortymenty potrzebują odbiorcy drewna i dyktuje wymiary szefowi ZUL: kłody sosnowe2,90, 2,6 i 2,50, papierówki s2a oraz S2b, surowiec na zrębki. Potem jedziemy obejrzeć pas lasu, który trzeba wyciąć, bo zaczynamy niebawem budowę drugiego odcinka nowej drogi przez leśnictwo. Sprawdzam przy okazji, czy są zamknięte szlabany zabezpieczające przejazdy kolejowe.

 Odpowiadam za bezpieczeństwo na tych przejazdach, z czego skrupulatnie rozliczają mnie i cale nadleśnictwo kolejarze, a zdarza się, że ktoś własnym sposobem forsuje szlabany i pozostawia je otwarte. Bo pierwszy odcinek pięknie wykonanej, równej drogi leśnej kusi amatorów nielegalnych przejażdżek

4729

To jednak droga leśna, zgodnie z ustawą o lasach udostępniona pieszym i rowerzystom.

Potem ruszam na przegląd upraw, bo muszę wytypować kolejne do pielęgnacji. Część z tych, które były dokładnie wypielęgnowane w maju zarasta już ponownie trzcinnikiem, malinami i paprociami. Oglądam uprawę, gdzie spore szkody wyrządzają dzikie króliki. Fragmenty są mocno zniszczone

4724

Mimo, że to pełnia dnia, bez problemu spotykam „winowajców:

4725

Króliki wyglądają bardzo sympatycznie, ale dla małych drzewek nie są przyjaciółmi. Rozwiązywanie problemu jak pogodzić istnienie lasu z istnieniem różnych gatunków zwierząt nigdy nie było proste… Niebawem wracam do leśniczówki, do której mam z tego oddziału ponad 16 km bo przyjechał samochód po drewno- tym razem to sortowane papierówki S2b.

 

Czwartek

Od rana wyznaczam ostatnią część pasa do wycięcia pod budowę nowej drogi. Nie jest łatwo, bo jest kilka miejsc styku z prywatnymi gruntami oraz przejście przez gruntową drogę powiatową, a kamieni wyznaczających granice nie widać. Musze jednak przerwać pracę bo dzwoni przewoźnik, że wybiera się po drewno. Tym razem to papierówka olchowa 2,40. Szukam upoważnienia w grubej teczce, dzwonię i uzgadniam z działem technicznym nadleśnictwa numer umowy i sprawdzam, czy odbiorca drewna nie zalega z płatnościami. Rejestrator i drukarkę przekazuje podleśniczemu Irkowi na jednym z leśnych skrzyżowań. On zajmie się wskazaniem drewna, zaprowadzi tam samochody i pokaże im wyjazd z lasu. Wracam do swojej pracy, pomaga mi podleśniczy Krzysiek. Mówi, że wczoraj widział wilczycę i dwa małe wilczki w jednym z oddziałów naszego leśnictwa. No proszę, nie tylko od czasu do czasu będziemy spotykać wilki. Nie na darmo w tej okolicy znaleźliśmy dwa zagryzione daniele, łanię i sarnę!

Pas do wycinki drzew wyznaczony, potem precyzyjnie na potrzeby budowy wyznaczy go geodeta. Spotykam się z operatorem harwestera, pokazuję mu co jest do wycinki i tłumaczę mu jakie sortymenty drzewne ma wymanipulować ze ściętych drzew. Pokazuję mu też miejsca, gdzie należy zerwać przygotowane drewno. Jadę potem do pana Darka, który wykonuje trzebieże 2 klas wieku, czyli trzebieże w młodszych lasach, zwykle nie przekraczających 40 lat. Sprawdzam wykonanie dotychczasowych prac i wiozę go na kolejne oddziały. Obchodzimy dokładnie granice, tłumaczę mu zasady wykonania trzebieży, ustalam sortymenty i miejsca składowania drewna. Muchy strasznie nam dokuczają, tną jak diabli i całe roje latają wokół nas.

W lesie jest bardzo sucho i strasznie się kurzy na drogach. Może spadnie deszcz? Potem ruszam na przegląd upraw, bo muszę sprawdzić, które wymagają poprawek w przyszłym roku. Do końca miesiąca muszę sporządzić projekty planów wszystkich prac gospodarczych na przyszły rok. Trzeba dojrzeć wszystkie potrzeby lasu w terenie, a potem przelać to do systemu informatycznego w postaci kodów grup czynności i konkretnych czynności oraz materiałów. Muszę zaplanować ile i czego będę sadził, aby na szkółce czekały wiosną kolejnego roku sadzonki. Wcześniej trzeba zaplanować przygotowanie gleby: ile kilometrów pasów należy wyorać i jakim pługiem, ile talerzy trzeba wykonać tam, gdzie nie wjedzie ciągnik. Planuję też  grodzenia upraw: ilość słupków i gwoździ, metry siatki, hektary, godziny… Muszę także zaplanować czyszczenia wczesne i późne, melioracje agrotechniczne. Także wszelkie inne prace z hodowli lasu, ochrony lasu, ochrony przeciwpożarowej i zagospodarowania turystycznego.

 

Piątek

Rano czekał na mnie przed kancelarią mieszkaniec jednej z okolicznych wsi. Był zaniepokojony drzewem przechylonym  w kierunku jego posesji. Pojechaliśmy tam, obejrzałem źródło problemu, wyznaczyłem w pobliżu kilka innych suchych i złamanych drzew, które trzeba będzie przy okazji usunąć. Umówiłem ZUL na przyszły tydzień. Pojada tam drwale i mocny ciągnik z długa liną. Pojechałem sprawdzić wykonane niedawno trzebieże i skontrolować stany drewna. Wszystko było w porządku, ale nachodziłem się solidnie. Naraz zobaczyłem jakiś ruch w koronie sporej sosny. Zobaczyłem jakiś dziwny zarys o metalicznym połysku. Sądziłem, że to jakaś folia lub balon. Sięgnąłem do Rockiego po lornetkę. Nie zabrałem jednak ze sobą aparatu fotograficznego. Szkoda, bo gdy dobrze się przyjrzałem stwierdziłem, że to przecież ptak! Bocian czarny przykucnął dziwnie przygarbiony za pniem sosny, stąd nie rozpoznałem go gołym okiem. Wyraźnie mnie obserwował i chciał pozostać niezauważony. Potem chyłkiem sfrunął na ziemię i na pieszo oddalił się ode mnie.

Potem widziałem go kołującego wysoko nad lasem:

4726

 Podleśniczy Irek mówił mi wcześniej, że także go widział w tym rejonie. Może się gdzieś u zagnieździł? Obszedłem wolno  spory kawał lasu, ale gniazda bociana nie zauważyłem. Kolejny tego dnia telefon oderwał mnie od poszukiwań. Musiałem wydać drewno zakupione na fakturę przez właściciela składu opałowego. Potem wskazywałem drewno- gałęzie pozostałe po trzebieży do wyróbki kosztem nabywcy i szkoliłem z zasad pozyskania mieszkańca Stołunia. Podpisał druk zezwolenia i przy okazji prosił o porady dotyczące gospodarki w jego prywatnym lesie. Przecież jestem leśniczym, który oprócz 2200 ha państwowych lasów nadzoruje gospodarkę leśną na ponad 200 ha lasów niepaństwowych… Ruszyłem na dalszy obchód upraw i młodników, wybierając te, gdzie należy zaplanować prace na przyszły rok. Zadzwoniła potem jeszcze pani z jednego z ośrodków wypoczynkowych w okolicy prosząc o zgodę na wypuszczenie wieczorem zapalonych lampionów. „Bo to tak ładnie i romantycznie…” Wytłumaczyłem jej, że lampiony są ładne i romantyczne, ale spadając na wody jeziora skutecznie je zaśmiecają, a spadając na las, niechybnie mogą stać się źródłem pożaru, bo przecież mamy trzeci, najwyższy stopień zagrożenia pożarowego. Chyba zrozumiała… Z sosnowych młodników przeniosłem się w olsy nad rzeką Obrą:

 4727

Zatrzymałem się chwilę nad wodą w przyjemnym cieniu i usłyszałem charakterystyczne „hupkanie”. Po chwili zobaczyłem po drugiej stronie rzeki kolorowego dudka:

4728

Zrobiłem kilka fotek ale po chwili musiałem jednak jechać w inną część leśnictwa bo przyjechał długo oczekiwany samochód po kłodę 4 metrową. Gdy wydrukowałem kwity wywozowe było już sporo po 14, a jeszcze tyle do zrobienia!

47210

 Jak dobrze, że jutro sobota, bo wokół domu i w ogrodzie  mam tyle do zrobienia. Zajrzałem do skrzynki emailowej w telefonie i na blogowe strony. Zaraz, zaraz! To już tydzień od ostatniego wpisu? Jak szybko minęło te 7 dni, a gdyby je bardziej  szczegółowo opisać i dodać więcej obrazów to pewnie wyszłaby z tego sporej objętości opowieść.

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

Viewing all 144 articles
Browse latest View live