Quantcast
Channel: Blog leśniczego
Viewing all 144 articles
Browse latest View live

Zakosztuj czaru jesiennej, leśnej drogi

$
0
0

493min

Drogi w lesie są bardzo drogie leśniczemu. Bo to fundament dobrego gospodarzenia w lesie. Ale leśne drogi to także swojego rodzaju szyfr do skarbca piękna, ciszy i duchowego bogactwa przyrodniczego… Leśniczy przytłoczony ogromem swoich zadań najczęściej patrzy na las okiem gospodarza. Aby chronić przyrodę, zajmować się ochroną, hodowlą, pozyskaniem drewna, zagospodarowaniem turystycznym trzeba przecież dojechać do każdego zakątka leśnictwa.

 Dziś, gdy leśniczy jednoosobowo, korzystając tylko z pomocy podleśniczego, zarządza około 2 tysiącami hektarów lasu, nie ma możliwości aby chodzić pieszo lub poruszać się rowerem czy konno. Równe i przejezdne przez cały rok drogi to przedmiot marzeń wszystkich leśniczych z ponad 5 tysięcy polskich leśnictw. Choć oczywiście inaczej gospodarzy się w górach, a inaczej na nizinach. Inne funkcje mają drogi przecinające górskie stoki,  urozmaicone puszcze, a inne biegnące przez lubuskie bory. Sieć dróg pokrywających teren każdego leśnictwa przywodzi na myśl nasz krwiobieg. Bo drogi są tak potrzebne dla dobrego funkcjonowania lasu jak krew, która dostarcza tlenu i pokarmu dla naszego organizmu. Tymi drogami dojeżdżają do pracy drwale, zrywkarze i pracownicy zakładów leśnych wykonujący wszelkie prace leśne. Drogami leśnymi wyjeżdża  z lasu potrzebne wszystkim drewno. Drogi zapewniają też bezpieczeństwo leśnym ostępom na wypadek pożaru. Nic dziwnego, że leśniczy marzy zatem o takich drogach w lesie:

4931

Ale nie zawsze drogowy krwiobieg funkcjonuje doskonale. Czasem jeden zniszczony przepust powoduje zator lub zapaść. Zdarza się też, że jedna droga przebiega przez grunty różnej własności. Wtedy może grozić nawet zawał. Bo drogi często wytyczono w czasach, gdy wszystko było państwowe. Co ma począć leśniczy, gdy droga wychodząca z jego leśnictwa we fragmencie staje się prywatna, gminna lub powiatowa i właściciel tego traktu nie dba o jego stan? Czasem też staje na niej znak zakazu lub choćby nieprzyjazny kierowcom ciężarówek z drewnem znak z czerwoną obwódką, ograniczający tonaż pojazdu. Nasze drogi są solidnie obstawione wszelkimi znakami, szczególnie te ostatnio remontowane, „ozdobione” dodatkowo tablicami informującymi o wykonanych projektach unijnych. Dziś była wspaniałą pogoda, wszystkie fotki ilustrujące tekst wykonane zostały dzisiaj i o tym świadczą. Ale po 19 zaczęło padać.

Pierwsze jesienne, solidne deszcze, choć często długo wyczekiwane, przysparzają kłopotów wielu leśniczym. Bo zwykle oznaczają kłopoty z drogami, a jakość leśnych dróg ma wielkie znaczenie dla prowadzenia gospodarki leśnej. Niezależnie od tego czy jest to kamienista stokówka w Bieszczadach, dylówka biegnąca środkiem podlaskich bagien czy granitowa, równa jak stół tłuczniówka przecinająca Puszczę Notecką, każda z tych dróg jest droga sercu leśniczego. Przecież to leśniczy własnym samochodem każdego dnia przemierza lasy korzystając z tych dróg. Zna na tam każdy zakręt, każdą dziurę, zapadnięty przepust, piaszczysty podjazd czy bagniste zaniżenie. Leśne drogi to swojego rodzaju wizytówka leśniczego. Jeśli są zarośnięte, zakrzaczone lub nawet zdarzy się na którejś z nich przewrócone dawno temu drzewo tarasujące przejazd, źle to świadczy o gospodarzu lasu. Choć kto z nas nie lubi dzikich, niedostępnych dla ludzi uroczysk, do których prowadzi prawie niewidoczny trakt?

49331

 Dlatego czasem dobry gospodarz lasu chroni ich tajemnice i nie udostępnia ich powszechnie poprzez brak dojazdu. To czasem jedyny sposób, aby las i jego mieszkańcy mogli żyć spokojnie bez presji ludzi. Ale nie każdemu to odpowiada… Drogi leśne budzą różne ludzkie emocje. Bywają tacy ludzie, co opierają wizerunek leśników na drogach i kierują się emocjami, czasem skrajnymi. Kto mieszka w lesie i gruntową drogą jeździ do pracy, sklepu, czy wozi dzieci do przedszkola inaczej spogląda na drogę niż turysta, przyrodnik czy grzybiarz. Cóż, przecież wizerunek, autorytet i reputacja każdego, leśniczego także, opierają się na wrażeniach i emocjach...

To do leśniczych kierują pretensje okoliczni mieszkańcy i to ich winią za stan dróg i udostępnienie, lub nie do powszechnego korzystania. Jak droga dziurawa i rozjechana- budzi to niechęć i niezadowolenie, choć przecież to część lasu gospodarczego. Jak piękna i nowa - ludzie są oburzeni, że służy tylko gospodarce leśnej i mają za złe leśnikom, że nie wpuszczają na nią prywatnych samochodów.

Ale leśne drogi to nie tylko gospodarka, zarządzanie i bezpieczeństwo pożarowe. Leśne drogi to romantyczny szlak do piękna, to trasa, która wiedzie nas do najwyższych wartości.

4934

Spacer leśną drogą to o każdej porze dnia i roku źródło wspaniałych przeżyć, doznań i wzruszeń. A teraz, gdy jesień ubarwiła nawet pozornie nieciekawy, sosnowy bór wspaniałymi barwami?

4935

Kiedy promienie słońca podświetlają firankę traw, pióropusze schnących już paproci, gdy w lesie obok szarości i zieleni pojawia się miedź i złoto a czasem też srebro pierwszych przymrozków?

4936

Ale aby to zauważyć, trzeba choć na chwilę zatrzymać się w biegu codziennego dnia. Wyłączyć telefon i nie nasłuchiwać jego dzwonków lecz skrzeczenia sójki lub krzyku dzikich gęsi ponad lasem

4937

Nie wpatrywać się godzinami w tablet, smartfon czy ekran laptopa lecz spoglądać szeroko otwartymi oczami i duszą na leśną drogę, gdzie na piaszczystym lub błotnistym fragmencie możemy czytać jak z książki

4938

Bo na tej drodze są zapisane kopytkami, racicami, pazurami i łapkami rozmaite historie. Co najmniej równie ciekawe i sensacyjne jak te, które z zapartym tchem codziennie śledzimy na portalu społecznościowym. Jeżeli potrafimy z kolei jeszcze słuchać i to nie tylko szelestu dokumentów lub banknotów, ale potrafimy się zasłuchać w odgłosach jesiennego lasu, usłyszymy i zauważymy np. spadające na drogę żołędzie efektownie teraz wyglądającego dębu czerwonego

4939

A może gdy będziemy cichutko usłyszymy też spacerujące obok sarny i ucieszymy oczy ich naturalnym pięknem?

49310

Jeżeli masz w sobie jeszcze choć nieco romantyka, jeżeli cywilizacja ze swoim pośpiechem nie zabiła wrażliwości na piękno, zakosztuj koniecznie czaru leśnej, jesiennej drogi. Przed nami ostatnie, pogodne dni złotej jesieni. Warto wykorzystać szansę na spotkanie z urokami lasu. Choć nie ma borowików czy rydzów możesz zachwycić się czerwienią muchomora

49311

Prawda, że przepiękny? Podczas wędrowania uroczymi leśnymi traktami i smakowania uroków październikowej przyrody masz szansę spotkać ślady pracy leśnych ludzi

49312

Spójrz z szacunkiem na stosy sosnowych lub dębowych wałków. Pomyśl jak bardzo różni się praca drwala od pracy urzędnika czy sprzedawcy. To nie gwałt na przyrodzie, to nie rany zadane lasowi lecz przemyślane i skomplikowane zadania wykonywane twardymi rękami pracowników leśnych. Kiedy przyjdziesz tu za rok, na kolejny spacer kolejną jesienią, nie będzie już znaku po piłach, traktorach i stosach. A las będzie jeszcze piękniejszy, dorodniejszy. A człowiek będzie jeszcze mądrzejszy, bo czar jesiennej leśnej drogi wspaniale działa na ciało i umysł…

49313

Podczas takiego spaceru można wspaniale odpocząć i wiele wyczytać z otoczenia leśnej drogi. A o to czego nie zrozumiemy i czego nie potrafimy nazwać, zawsze możemy zapytać leśniczego.

Serdecznie zapraszam

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 


Szanując las, szanujesz pamięć o ludziach, których już nie ma

$
0
0

494min

Układ kalendarza spowodował, że w zasadzie już od wczoraj rozpoczęliśmy czas odwiedzin miejsc ostatniego spoczynku naszych bliskich. Porządkujemy mogiły, zapalamy znicze i świeczki, stawiamy kwiaty oraz stroiki. Często korzystamy przy tym z darów natury: zielonych gałązek, kolorowych pędów, mchów, owoców krzewów leśnych. Najbardziej popularnym materiałem służącym do zdobienia grobów jest stroisz. Tak nazywamy gałązki drzew i krzewów liściastych. Bardzo popularna jest jodła, świerk, sosna, różne gatunki żywotników ale także cis, który jest (przypomnę!) na stanowiskach naturalnych chroniony od 1423 roku, czyli od czasów Króla Jagiełły.

4941

Czasem kupujemy ozdoby, wianki czy stroisz w różnych, często nawet doraźnie urządzonych punktach handlowych. Innym razem jadąc na cmentarze zdobywamy je sami, świadomie lub nieświadomie wyrządzając krzywdę przyrodzie. Wcale nie krytykuję zdobienia grobów zielonymi gałązkami i nie zachęcam do zastąpienia ich plastikiem. Warto przecież podkreślić, że ozdoby wykonane ze stroiszu ulegają biodegradacji i nie są tak szkodliwe dla środowiska jak tworzywa sztuczne. No i oczywiste wydaje się, że to, co pochodzi z lasu jest piękniejsze, naturalne i bardziej dostojne.

Strażnicy leśni są właśnie zaangażowani w szczególną ochronę lasów i ta akcja nosi kryptonim „Stroisz”. Leśniczowie mają również uprawnienia strażnika leśnego i choć z reguły zamiast nakładać mandaty karne wolą tłumaczyć, edukować i pouczać, zatem i ja pragnę przekazać nieco informacji przydatnych w tym czasie. Dbając bowiem o groby, szanując pamięć o tych, których już nie ma pośród nas, musimy szanować nasze otoczenie i obowiązujące prawo.

Dlaczego zatem sprzątając cmentarze wyrzucamy śmieci za jego ogrodzenie lub wyrzucamy w najbliższym lesie? Dlaczego zatrzymujemy się po drodze na cmentarz przy uprawie lub młodniku jodłowym i łamiemy gałązki dla siebie, niszcząc wieloletnią pracę leśników? Dlaczego okazjonalni „przedsiębiorcy” zamiast kupić stroisz w nadleśnictwie sami „zaopatrują się” po kryjomu w lesie w gałązki, mech, niszcząc nawet chronione widłaki?

 4942

Leśnicy wykonują różne zabiegi gospodarcze, które polegają na usuwaniu słabszych, osłabionych drzewek. Jeśli jest zapotrzebowanie na stroisz leśniczy tak zaplanuje prace, że tuż przed świętem Wszystkich Świętych będą świeże, zielone gałęzie jodeł czy świerków do legalnej sprzedaży za niewielkie pieniądze. Wystarczy tylko wcześniej zgłosić się do gospodarza lasu. Co roku patrole leśników i ukryte w lesie kamery monitoringu namierzają sprawców wykroczeń przeciwko prawu. Ale to nie tylko sprawa przestrzegania prawa i mandatów do 500 zł. To także kwestia etyki, szacunku dla zmarłych i pamięci o nich. Dlatego należy interesować się podejrzanie tanimi wiązkami stroiszu czy nawet gotowymi stroikami, zniczami, doniczkami kwiatów. Czy chcemy szanować pamięć zmarłych poprzez brak szacunku dla lasu, przyrody? Czy chcemy ozdobić groby bliskich krzywdą lasu? Nie wspomnę już o cmentarnych kradzieżach… Złodzieje, nazywani niesłusznie „hienami” (bo czym sobie zasłużyła sympatyczna przecież hiena na takie porównanie?) kradną stroiki, doniczki z kwiatami, znicze, wazony, nawet mosiężne elementy nagrobków. Byłem niedawno w Słowińskim Parku Narodowym i odwiedziłem przepiękny skansen chroniący kulturę Słowińców  w Klukach. Tuż przed skansenem jest stary cmentarz. Brama cmentarna jest zamknięta na łańcuch i kłódkę, bo ludzie kradli stare, żeliwne krzyże.

4943

 Bez komentarza…

Warto też pamiętać o tym, że gdy spotkamy w lesie przydatne nam łany barwinka, pędy bluszczu czy krzaczek cisa, może być to wspomnienie po dawnej mogile lub starym cmentarzyku. Las pełen jest przecież anonimowych mogił, pełno w nim błąkających się dusz. Kradnąc zatem gałązki czy wykopując paprocie, barwinek lub bluszcz możemy okradać czyjś grób.

Leśnicy dbają o wiele takich cmentarzy czy mogił. Chronią pamięć o nich, historie związane z losem tam pochowanych osób, troszczą się o symbole. Pięknie pisze o tym Edward Marszałek na stronie: http://www.lasy.gov.pl/informacje/aktualnosci/czas-pamieci-o-lesnych-cmentarzach

Jak co roku wracam też pamięcią do Cmentarza Leśników w leśnictwie Płociczno (RDLP Piła). Położona między liściastymi drzewami prawie dwustuletnia nekropolia znajduje się między Piłą a Dobrzycą. Jest pięknym świadectwem tolerancji i mądrości leśników z Nadleśnictwa Zdrojowa Góra. To oni własną pracą i za składkowe pieniądze zadbali o pamięć, aby – tak jak głosi napis przy wejściu na cmentarz – była ona „niezbędnym dobrem życia”.

49441

Niewielki teren cmentarza ogrodzony jest drewnianym płotem, cierpliwie naprawianym przez leśników, i niewysokim murem z kamieni polnych. Z kilkunastu grobów, które się tutaj znajdują, niewiele zostało. Widać zaledwie kilka tablic z niewyraźnymi napisami. Najstarszy grób pochodzi z 1868 r. Cmentarzem opiekuje się i gospodarzy w nieodległej szkółce leśniczy Jarosław Ramucki (na fot powyżej) . Opowiadał mi kiedyś, że to, co udało się zachować i odbudować leśnikom, nadal staje się łupem złodziei. Ukradziono postawiony przez nich płotek, metalowe, oczyszczone krzyże, nawet postumenty z piaskowca. Dla chciwych ludzi nie ma żadnych świętości!  Ręce opadają…

 Jednak z drugiej strony są też mądrzy, szlachetni ludzie, którzy potrafią szanować i przyrodę, i pamięć o tych, którzy odeszli. Dlatego dziś i w najbliższych dniach, na wielu pozornie opuszczonych mogiłach w kątkach cmentarzy, przy samotnych krzyżach w lasach, parkach czy obok dawnych domostw zapłoną znicze. Tam gdzie były kiedyś żydowskie kirkuty, cmentarze wyznawców różnych religii, nawet bezimienne krzyże czy resztki mogił, także zobaczymy oznaki szacunku dla zmarłych. Czasem zobaczymy nawet dowody pamięci istnienia ludzkich siedzib, gdzie splatało się życie i śmierć. Oto kamień ustawiony na terenach poligonowych Nadleśnictwa Sulęcin przypominający o istnieniu tam leśniczówki Wiklerów, stojącej w cieniu lipy

4945

Jestem dumny z tego że w Pszczewie, który z racji przygranicznego położenia był świadkiem wielu wydarzeń historycznych, gdzie żyli i pracowali wyznawcy różnych religii, szanuje się pamięć o wszystkich. Jest tu stary cmentarz parafialny, gdzie obok grobów współczesnych zmarłych mieszkańców Pszczewa znajdziemy weteranów I wojny światowej leżących pod nagrobkami z niemieckimi napisami.  Leży tam także bohater Bitwy Warszawskiej  1920 roku, żołnierze I i II Armii Wojska Polskiego i wielu, wielu innych, którzy przybyli tu po wojnie z Pomorza, Wielkopolski, w ramach Akcji Wisła oraz repatrianci zza Buga. Leżą tu także tutejsi, miejscowi od lat, niezależni od granic administracyjnych i ustaleń polityków, nazywani autochtonami. Obok kościoła znajdziemy też taki nagrobek:

49461

 W Pszczewie jest też kamień upamiętniający istnienie cmentarza żydowskiego, cmentarza ewangelickiego oraz miejsce pochówku żołnierzy Wielkiej Armii Napoleona.

4947

Jak każdy leśniczy znam w okolicznych lasach wiele miejsc, gdzie w tych dniach należy zapalić znicz lub przynajmniej pochylić się w chwili zadumy. Bo las jest pełen mogił. Czasem są jeszcze dawne cmentarzyki, zadbane jak ten pod Stołuniem, w oddziale 14 leśnictwa Pszczew

4948

Są też takie jak ten ewangelicki niedaleko Silnej, które wymagają sporej troski żyjących

4949

 

 Nieopodal jest parking urządzony przez leśników z Bolewic „Na dawnej granicy państwa”, gdzie zginął 1 września 1939 roku plutonowy Antoni Paluch. W rocznicę jego śmierci i tam płoną znicze

49410

Parę kilometrów dalej, tam, pod dębem, pochowany jest dawny leśniczy, pod akacjami żołnierze napoleońscy, gdzie indziej rozbiła się "latająca forteca", a dalej spoczywa pilot niemieckiego samolotu rozstrzelany przez Rosjan. Stare lipy pozostałe po folwarku Sophienhof szumią nad losami rodziny Haza Radlic, która osiedliła się tu w XVIII wieku

49411

Las jest pełen pamięci o tych, których nie ma. Las pamięta. Dlatego apeluję do Was, jak każdy leśniczy, który stara się być łącznikiem pomiędzy lasem i ludźmi: szanujmy każdą jego cząstkę, każdą roślinę, a nawet jej część, bo szacunek dla przyrody jest też szacunkiem dla ludzi. Dla ludzi, którzy już odeszli ale też dla tych, którzy żyją.  

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

Rolki papieru są z wałków drewna

$
0
0

495min

W latach 70 i 80 XX wieku, czyli wtedy gdy każdą wolną chwilę przeznaczałem na poznawanie lasu (nawet kosztem kopania piłki) mówiło się powszechnie, że życie jest „szare jak papier toaletowy i długie jak kolejki po niego”. Czy zastanawialiście się kiedyś jak powstaje papier, bez którego trudno dziś się obejść? Jaki związek mają arkusze i rolki papieru z wałkami drewna, zwanymi potocznie papierówką? Czy oszczędzanie papieru służy ochronie lasów?

Naturalnie papier ma bardzo wiele różnych zastosowań i nie może kojarzyć się tylko z rolką papieru toaletowego. Choć takie skojarzenie z pewnością może się przydarzyć pamiętającym czasy PRL-u. Bo wtedy, gdy ktoś szedł ulicą obwieszony rolkami papieru z pewnością patrzono na niego z większą zazdrością niż na samochód i konto jakiegoś np. Rockefellera. W okresie PRL-u kolejki po papier toaletowy stały się jednym z bardziej charakterystycznych symboli kryzysu ekonomicznego. Rolki papieru, na który zawsze jest zapotrzebowanie były wtedy ważniejsze jak banknoty. Bo w sklepach niewiele można było kupić za pieniądze, a za papier toaletowy (traktowany wtedy jako łapówka) dało się osiągnąć wiele…

Kiedy zajrzymy na stronę polskiej encyklopedii humoru, czyli Nonsensopedii, dowiemy się, że papier ma bardzo szerokie zastosowanie, począwszy od higieny osobistej człowieka aż do zastosowań przemysłowych z przewagą sektora spożywczego. O papierze toaletowym w czasach PRL pisano bowiem tam tak:

„ Był on wówczas towarem wysoko deficytowym, gdyż większość produkcji była zużywana do produkcji parówek, pasztetu drobiowego z jelenia i paprykarza szczecińskiego. Ci, którzy przegrali walkę o miejsce w kolejce, szli kupić ocet. Właśnie wtedy papier toaletowy cieszył się największym kultem i sławą.”

4951

 

Ale zostawiam na razie rolki tego papieru. Bo papier to dość trwały, lekki, niedrogi i powszechnie dostępny materiał. Papier w postaci różnego rozmiaru kart, rolek czy arkuszy jest nam niezbędny. Codziennie korzystamy z niego w domu, na ulicy i w pracy. Z papieru są ręczniki, chusteczki higieniczne, tapety ścienne, opakowania i banknoty. Choć powoli wypierany przez inne materiały i elektroniczne gadżety,  jest przecież wciąż ważnym, wręcz genialnym wynalazkiem ludzkości.

Papier towarzyszy przecież ludziom od XIX stuleci. Historia papieru sięga bowiem 105 roku naszej ery. Badania archeologiczne wskazują jednak, że papier mógł być znany już wcześniej, około 8 roku przed naszą erą. Na taki okres datowany jest skrawek papieru pokryty 20-stoma chińskimi znakami, jaki został odnaleziony w Nefrytowej Bramie. Jednak powszechnie za twórcę papieru uważany jest kancelista Tsai Lun (62-121 r. n.e.) pochodzący z prowincji Hunan w południowych Chinach, który pracował na dworze cesarza He Di. Próbując zastąpić niewygodne i nietrwałe deszczułki w cesarskiej bibliotece innym, bardziej poręcznym materiałem pisarskim Tsai Lun postanowił wykorzystać surowce roślinne. Wynalazca papieru stworzył papier składający się z łyka drzewnego, odpadów konopnych oraz sieci rybackich. Metody i technologie produkcji papieru nieustannie modyfikowano, jednak idea produkcji papieru stworzona przez Tsai Luna pozostała niezmienna w zasadzie do dziś.

 

Historia papiernictwa jest długa i ciekawa. Papier produkowano z różnych materiałów: włókna papirusu, palm, lnu, konopi. Używano też łyko, różnego rodzaju stare szmaty, miazgę drzewną, słomę itp. Stosowano także różne kleje roślinne i zwierzęce oraz dodatki, pigmenty i wypełniacze mineralne np. kredę. Tajemnicę produkcji papieru z czasem przejęli od Chińczyków Arabowie. Z Azji i Afryki przeniesiono produkcję papieru na nasz kontynent. Pierwsze papiernie zakładane przez Arabów pojawiły się w połowie XII wieku na terenie obecnej Hiszpanii oraz Włoch. W XV w. papiernictwo zrodziło się w Anglii Szwajcarii, Austrii, Czechach i trafiło do Polski.

Prawdziwą rewolucją w papiernictwie okazało się wykorzystanie w produkcji nowego surowca. Przemysł papierniczy przestawił się bowiem na masowe wykorzystanie drewna.

4952

 Pierwsze arkusze z tego surowca powstały w 1844 roku. Pomogła w tej przemianie przyroda i umiejętność jej wnikliwego podglądania. Francuski uczony R. A. F. de Reaumur obserwując osy zwrócił uwagę, iż budowane przez nie gniazda są podobne do papieru produkowanego przez człowieka. To takie same szare gniazda jak często spotykane dziś na strychach,  w budkach lęgowych dla ptaków i schronach dla nietoperzy

4953

Reaumur zbadał, że osy budują swoje gniazda z przetworzonych zdrewniałych części roślin i drewna. Podjęto wtedy prace zmierzające do opracowania takiej technologii, która umożliwiłaby wykorzystanie drewna do wyrobu papieru. Już w latach 80-tych XVIII w. we Francji w jednej z papierni zaczęto wytwarzać w skali produkcyjnej masę włóknistą pochodząca z traktowanego chemikaliami drewna topolowego, z której następnie produkowano papier. Spowodowało to ogromne zapotrzebowanie na drewno do produkcji papieru. Odtąd zaczęto powszechnie stosować masę drzewną wyrabianą najczęściej z drzew iglastych, choć nie tylko

4954

Obecnie połowa drewna będącego w obrocie handlowym na całym świecie wykorzystywana jest do produkcji papieru. W naszych lasach spotykamy często stosy, czasem nawet bardzo duże, drewna papierówkowego

4955 

 Nie nadaje się ono do wykorzystania w meblarstwie czy budownictwie, ale można je lepiej wykorzystać niż tylko na opał.  Jedzie ono zatem do zakładów papierniczych, gdzie jest rozdrabniane i w wyniku mechanicznej oraz chemicznej obróbki z użyciem dużych ilości wody przetwarzane na masę celulozową i ścier drzewny. Z tych dwóch surowców uzyskuje się większość papieru na świecie. Statystyczny Polak zużywa rocznie około 100 kg papieru. Polskie firmy wykorzystują miesięcznie ponad 11 milionów ryz papieru A4, co odpowiada zużyciu ponad 5,5 miliarda kartek.

Naturalnie wraz z masowym wykorzystywaniem drewna do produkcji potrzebnego wszystkim papieru powstał niepokój o lasy. Niektórzy wyliczają, że z jednego drzewa powstaje 8500 kartek papieru i twierdzą, że na produkcję tony papieru potrzeba 17 drzew. Dlatego powstała nawet pewnego rodzaju histeria, związana z hasłem: „oszczędzaj papier bo wtedy oszczędzasz lasy”. To tak jak z akcją wyłączania na godzinę wszystkich żarówek. Ich ponowne zapalenie niweczy całą oszczędność i akcja nie ma praktycznie żadnego znaczenia oprócz szumu medialnego. Oszczędzanie papieru ma jednak rzeczywiście wielki wpływ na ochronę środowiska, ale praktycznie jest nieistotne dla trwałości lasów. Problemem przy produkcji papieru jest raczej duże zużycie wody i używanie ogromnych  ilości środków chemicznych, a nie wycinka drzew.

4956

Bo drzewa, z których najpierw powstają wałki drewna, a potem rolki i arkusze papieru i tak trzeba wyciąć. Pielęgnowanie lasu polega przecież na nieustannych cięciach. Drewno przeznaczane na produkcję papieru, potocznie nazywane „papierówką” pochodzi z cięć w młodych drzewostanach i jest najgorszej jakości. Przerzedzamy młodniki sosnowe, świerkowe, brzozowe czy olchowe, wycinając najsłabsze drzewa. Te najcieńsze są rozdrabniane na wióry i trafiają do firm produkujących np. płyty meblowe. Te nieco grubsze, ale obarczone różnymi wadami technicznymi trafiają do papierni. Ale najpierw są stosami papierówek, które jadą wielkimi samochodami po naszych drogach

4957

Polski przemysł papierniczy jest największym pojedynczym odbiorcą i wytwórcą energii odnawialnej w Europie. Ponad połowa całkowitego zużycia energii w tym przemyśle opiera się na biomasie. Jeżeli chcemy pomóc polskim lasom i przyrodzie nie obrażajmy się na leśników za to, że wycinają drzewa. Bo przecież wszyscy potrzebujemy papieru, a ten nie powstaje z najlepszych drzew.

Kartkę papieru oraz długopis zawsze mamy pod ręką, aby zapisać ważną sprawę, informację czy numer telefonu. Papier służy nam do zapisywania myśli. To według mnie znacznie lepsze niż nagrywanie głosu czy obrazu.

W każdym domu są też gazety i książki, bez których, pomimo istnienia innych kanałów informacji, wciąż trudno nam żyć. Każda gazeta powstaje zatem z drewna

4958

Uszlachetniony chemicznie ścier drzewny wykorzystuje się na papier gazetowy, który zawiera sporo ligniny. Luźno splecione włókna nadają miękkości serwetkom i rolkom papieru toaletowego. Wrócę zatem nieśmiało do papieru toaletowego, zwanego potocznie „srolką”. Jak kiedyś ludzie mogli się bez niego obejść? Dziś jest nam niezbędny i powszechnie dostępny, choć pierwszy fabryczny papier toaletowy pojawił się w Stanach Zjednoczonych dopiero w 1857 roku. Był to papier w formie arkuszy, na których znajdowało się nazwisko jego twórcy – Josepha Gayetty.

4959

fot ze strony http://alchetron.com/

 Ponad 30 lat później pojawił się papier toaletowy na rolce. Mówi się, że wszyscy Europejczycy rocznie zużywają 22 miliardy rolek papieru toaletowego, czyli ilość, która mogłaby opleść kulę ziemską 12 000 razy. Ale bez obaw. Nie zamienimy drzew w „srolki”. Lasów nam wciąż przybywa i zasoby drewna także rosną. Naturalnie nie namawiam do nadmiernej oszczędności, szczególnie papieru toaletowego. Jednak z całą pewnością warto zająć się recyklingiem i po przeczytaniu gazety, czasopisma czy książki zanieśmy ją do właściwego pojemnika. Recykling tony papieru pozwala zaoszczędzić 17 drzew i 26,5 tys. litrów wody potrzebnej do jego produkcji. To także o wiele mniej zużytych środków chemicznych. Choć jakże wiele ich trzeba zużyć także do produkcji laptopa czy tabletu bardzo nam potrzebnego, aby poczytać w blogowych zapiskach leśniczego o papierze i papierówce...

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

 

Nie bójmy się szkodnika

$
0
0

496min

Czy zastanawialiście się kiedyś kogo lub co nazywamy szkodnikiem? Sądzę, że wcale nie jest tak łatwo zdefiniować to tylko pozornie proste pojęcie. Bo jeśli wczoraj, w Dniu Święta Niepodległości, ktoś nie wywiesił flagi narodowej i w żaden sposób nie uczcił tego ważnego dla kraju dnia, możemy nazwać go szkodnikiem? A gdy zobaczymy, że w naszym ogrodzie ktoś oberwał wszystkie owoce i połamał gałęzie jabłoni, to nazwiemy go szkodnikiem? Mamy go bezwzględnie tępić? Czy szkodnikiem jest wilk, który porwał ze stada owiec jedno jagnię? Zgryzł sarnę lub daniela? Czy szkodnikiem jest kuna, która ponadgryzała nam przewody w aucie, ale z drugiej strony zachwyca nas swoim zwinnym pięknem, gdy skacze po gałęziach drzewa obok naszego domu?

 

Długie, jesienne wieczory pozwalają na chwilę zadumy i skłaniają do rozmyślań. Piękno jesiennego lasu zachęca do troski o jego przyszłość. Zainteresujmy się pojęciem leśnego szkodnika…

Gdy poszukamy encyklopedycznej lub słownikowej definicji szkodnika, to chyba także nie rozjaśni się nam obraz tego pojęcia. Według Słownika Języka Polskiego szkodnik to:

  1. «osoba wyrządzająca szkodę komuś lub czemuś»
  2. «o osobie lub zwierzęciu, których działanie powoduje jakąś niezbyt dotkliwą szkodę»
  3. «zwierzę wyrządzające szkody gospodarce ludzkiej, np. gąsienice owadów niszczące lasy lub zboża»

Na portalu ekologia.pl znajdziemy taką, według mnie dość pogmatwaną definicję, powtarzaną w wielu innych miejscach wirtualnej sieci:

 „Szkodniki to organizmy żywe wpływające niszcząco na organizmy związane z działalnością człowieka. Są nimi rośliny (grzyby, bakterie, wyższe rośliny pasożytnicze, chwasty) i zwierzęta (owady, ślimaki, tasiemce, niektóre ssaki itp.) doprowadzające do obniżenia plonów lub ich całkowitego zniszczenia.”

A co z pojęciem szkodnika w lesie, w przyrodzie? Jak tutaj stosować powyższą definicję w odniesieniu nie do człowieka, ale do współczesnego lasu? Bo dawniej, gdy człowiek jeszcze nie zachwiał przyrodniczej równowagi, wszystko było proste. Jak coś pojawiło się w nadmiarze, zaraz znalazł się naturalny wróg, który regulował równowagę przyrodniczą poprzez opór środowiska. Gdy masowo pojawił się jakiś owad, zjadały go ptaki, gdy było za dużo ptaków, zjadał je jakiś drapieżnik. Ale to przeszłość, bo człowiek wytępił wiele drapieżników, głównie przez to, że nie rozumiał ich roli.

Dlatego obecnie w lesie jest dużo różnego rodzaju szkodników i szkód. Jednak wiele razy na mojej zawodowej drodze spotkałem się z poglądami, że w lesie nie ma szkodników, które należy niszczyć. Bo każde stworzenie ma swoje miejsce w przyrodzie. Choć np. po co komu pędraki- larwy chrabąszczy, które potrafią unicestwić piękną uprawę, a nawet młodnik, ogryzając korzenie młodych drzewek?

4961

To także kwestia nazewnictwa. Bo np. mówimy, że nie niszczymy owadów, lecz regulujemy wielkość ich populacji. Jednak w literaturze naukowej, szczególnie w entomologii- nauce o owadach, wielokrotnie natykamy się na pojęcie szkodnika. Są szkodniki pierwotne, wtórne i techniczne, ssące i gryzące, nocne i dzienne, drzew liściastych i iglastych. Leśnicy mają z nimi mnóstwo pracy. Trzeba je nieustannie monitorować, liczyć, sprawdzać różnego rodzaju pułapki i powierzchnie kontrolne. Niedawno zakończyliśmy poszukiwania szkodników korzeni, a za chwilę będzie czas na jesienne poszukiwania szkodników sosny. Ale szkodnikami są nie tylko owady. To także różne grzyby. Szkodnikiem w lesie bywa też susza i podtopienia, przymrozki i wysokie temperatury. Sprawcą szkód są także silne wiatry, śnieżyce i ulewy. Ogromnym zagrożeniem dla lasu jest ogień.

 Szkodnikiem bywa też człowiek i jego działalność: zaśmiecanie, szkody przemysłowe i wzniecane głównie przez ludzi pożary.

4962

Osobną grupą szkodników są zwierzęta. Choć jak nazywać szkodnikiem uroczą wiewiórkę? Ale i jej zdarzają się czasem różne grzeszki, bo wyjada pączki i nasiona, a czasem też plądruje ptasie gniazda.

4963

Albo czy można uznać za szkodnika zgrabną sarnę przemykającą w poszukiwaniu młodych pędów, jelenia czy daniela? Cóż, zapewniam, że można, czasami nawet trzeba. Dzik, w zasadzie pożyteczny w lesie, także potrafi wyrywać świeżo posadzone dęby czy buki, ale na polach jest istotnym szkodnikiem. To świeżo posiana kukurydza wyjedzona przez dziki przez jedną noc

4964

Pozornie sympatyczne bobry potrafią zniszczyć stare drzewa nad jeziorami ale także czasem wycinają całe łany młodników, np. dębowych jak widać poniżej

4965

Te dęby rosły ponad 30 lat! Czasem nawet daleko od wody dobierają się do drzew nad drogami, stwarzając zagrożenie dla podróżujących samochodami

 4966

To głównie w odniesieniu dla szkód wyrządzanych w lesie przez zwierzęta leśnicy stworzyli pojęcie szkód gospodarczo znośnych. To taki poziom uszkodzeń, przy którym drzewa regenerują się, bądź są usuwane w ramach cięć pielęgnacyjnych, a podstawowe funkcje lasu nie są zagrożone.

Najbardziej istotne szkody w lesie wyrządzają duże ssaki z rodziny jeleni, ale czasem także te mniejsze, np. zające lub dzikie króliki. Te ostatnie wyglądają bardzo niewinnie

4967

Jednak zdarzają się takie miejsca, gdzie wyrządzają istotne szkody. Mam taką niedużą uprawę leśną w pobliżu samotnego gospodarstwa. Królików biega tam moc i w pełni dnia spotkałem ich tam blisko 20. Najbezpieczniej czują się tuż przy zabudowaniach

4968

Gdy oglądałem uprawę i mocno ogryzione przez zwierzątka drzewka, szkodniki - króliki z ironią spoglądały na mnie i wymieniały poglądy z kurami

49610

Tak wyglądają niedawno posadzone tam brzozy.

4969

 Króliki zjadają wszystko, nawet odrośla robinii akacjowej, pędy krzewów czarnego bzu, no i oczywiście wszelkie drzewka.  Ze zgrozą zauważyłem, że ścinają tuż przy ziemi kępy trzcinnika. Jak tam wyprowadzić nowe pokolenie lasu?

Po naradzie z nadleśniczym postanowiłem ogrodzić część uprawy mocną, ocynkowana siatką o gęstych oczkach

496111

Pracownicy zakładu usług leśnych wyorali ciągnikiem bruzdę, w której zakopali słupki i dokładnie naciągnęli siatkę wkopaną nieco w ziemię

49612

Króliki uparcie próbują dostać się do drzewek podkopując siatkę, ale wtedy natrafiają na mocne druty, które uniemożliwiają dalsze szkodnictwo

49613

Tam gdzie rosną brzozy założyliśmy na drzewka indywidualne, czworokątne osłonki

496143

Zabezpieczą one pnie drzewek przed zębami szkodników-królików i stworzą dobre warunki do szybkiego rozwoju młodego lasu. Wiosną zaplanowałem tam wykonanie poprawek i dosadzę nowe sadzonki w miejsca, gdzie żerowały króliki. Bo wbrew temu co sądzą niektórzy, las nie urośnie sam. Trzeba się nim nieustannie opiekować, doglądać, ponosić koszty i zabezpieczać przed działalnością szkodników. Dlatego nie bójmy się słowa „szkodnik”. Nie wahajmy się mówić o zwalczaniu szkodników, zmniejszaniu ich ilości i zapobieganiu szkodom. Choć nie jest łatwo zapobiegać różnym szkodom, podobnie jak trudno otwarcie mówić o tym, że szkodniki w lesie są. Bo są i zapewne długo będą. Dlatego nazywajmy je po imieniu, bez zażenowania mówiąc o sposobach rozwiązywania problemów, które stwarzają.

 Co wcale nie znaczy, że należy wytępić wszystkie grzyby, owady czy zwinne wiewiórki, zgrabne sarny lub sympatyczne króliki. Nikt nie chce ich wystrzelać, podobnie jak my, leśnicy, nie zamierzamy wyciąć lasów. Z pewnością tego nie zrobimy ale potrzebujemy społecznej akceptacji swoich działań, zrozumienia oraz zaufania. Wtedy żaden szkodnik, niezależnie od definicji czy nazwy nie będzie nam straszny i nie zagrozi trwałości naszych, wspólnych lasów.  

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

Leśne wypominki obok Św. Huberta w Międzyrzeczu

$
0
0

497min

Listopad to szczególny okres każdego roku. To miesiąc kiedy przyroda sama zwalnia swoje tętno, to specyficzny czas nostalgii, której sprzyjają poranne i wieczorne mgły oraz srebro pierwszych przymrozków. To właśnie w listopadzie wokół nas nastaje łagodna, pełna zadumy cisza, która sprzyja pielęgnowaniu pamięci o tych, którzy już od nas odeszli. Nie bez powodu pierwszy dzień listopada jest świętem Wszystkich Świętych, nazywany przez niektórych także Świętem Zmarłych. Bo to właśnie przykład na to, że jest sacrum i jest profanum.

Człowiek bez sacrum, czyli świętości, a zatem spraw większych niż on, sam nie potrafi żyć. Jeżeli bez sacrum nie może istnieć człowiek, to także cała społeczność nie potrafi funkcjonować bez świętości, bez poszanowania dla sacrum...

W święcie człowiek odnajduje święty wymiar życia w jego ludzkiej pełni, w święcie człowiek przeżywa świętość ludzkiego istnienia postrzeganego jako stworzenie boskie - tak stwierdza Mircea Eliade w „Sacrum i profanum”.

Eliade to znany rumuński myśliciel, a jego dzieło, to przedmiot studiów wielu ludzi, którzy zastanawiają się nad wartościami ludzkiej osobowości. Czy w naszym codziennym zabieganym życiu, w pracy, domu, kościele, w każdej dziedzinie życia, umiemy dostrzec rzeczy, które stanowią sacrum?

Sacrum- to pojęcie pochodzące od łacińskiego słowa sacer- czyli to co święte. Z kolei profanum – to powszednie, świeckie, zwyczajne, codzienne życie społeczne, gospodarcze, polityka, jednym słowem- funkcjonowanie państw i nas wszystkich..

Natomiast kultura, która dba o dorobek i tradycje przodków, pewne wartości, które stanowią o naszym człowieczeństwie oraz religia, wiara, która utrwala spójność społeczną - to właśnie sacrum- świętość, która pozwala nam żyć pełnią życia.

Żyjemy coraz szybciej, na coraz wyższym poziomie, wciąż zmieniamy własną hierarchię wartości. Bo przecież każdy z nas ma chyba jakieś wartości? Mamy zwykle niewiele czasu na rozmyślania, na analizy, na wspomnienia. Ale to tylko od nas zależy. Czy pamiętamy, że coś takiego jak sacrum w ogóle istnieje? Może właśnie po to jest listopad- miesiąc spokojnej zadumy, aby o tym pomyśleć?

Przez cały listopad w parafiach katolickich odmawiane są ''wspominki''. Inaczej mówimy o nich czasem „wypominki” (w Wielkopolsce – wymienianki, na Śląsku – zalecki). Ten szczególny sposób uczczenia pamięci o zmarłych polega na wyczytywaniu imion lub nazwisk osób nieżyjących. Modlitwa za zmarłych, wspominanych w wypominkach praktykowana jest w kościele katolickim bardzo dawno, bo od II wieku.

Ale nie tylko w kościele można szanować sacrum, nie jest to też sfera zarezerwowana tylko dla ludzi bardzo religijnych. Każdy z nas, najlepiej właśnie w listopadzie może zbliżyć się do tej sfery wspominając tych, których już nie ma. Można odwiedzić szczególne miejsca, jak np. kamień mojego kolegi, leśniczego Zbyszka, widoczny na pierwszej fotografii. Stoi w lesie niedaleko Wyszanowo jako wspomnienie o leśniku, który dobrze zapisał się w pamięci ludzi i lasu…

Pamiętajmy o ludziach i wspominajmy ich. Nie zawsze jest konieczne wypisywanie na kartce imion i nazwisk ludzi nam bliskich, nie trzeba tych wypominek wspierać drobnym datkiem.Choć to swobodny wybór każdego z nas. Czasem starczy tylko chwila zatrzymania się, najlepiej w otoczeniu listopadowej przyrody. Bo czy nie jest to sacrum?

4971

Często wspominam w lesie moich bliskich, którzy odeszli. Właśnie  w lesie, w otoczeniu drzew zapłakanych jesiennym deszczem, oklejonych mgiełką pajęczyn lub roślin posrebrzonych przymrozkiem

4972

 Wspominam ojca leśnika, który zaraził mnie miłością do lasu, mamę, która gospodarzyła w samotnej leśniczówce w powojennym czasie i wielu znajomych leśników, których już nie ma. Czasem zatrzymuję się na chwilę przy kapliczce Św. Huberta, którą budowaliśmy na skraju leśnictwa Pszczew wokół drewnianej rzeźby, wspólnie z nieżyjącym już Kazimierzem Kochem…

4973

Święty Hubert jest patronem ludzi lasu, głównie myśliwych, ale każdy, kto kocha las może powierzyć mu swoje myśli i wspomnienia. Niebawem, już za kilka dni będzie inna, dobra okazja, aby to uczynić, zbliżając się do sfery sacrum.

Każdy kto tu mieszka, komu blisko jest do pięknej Ziemi Międzyrzeckiej niech skorzysta z tego zaproszenia

4974

Podczas wieczornego spotkania w słynącym z fresków kościele Św. Jana w Międzyrzeczu odbędą się wypominki, wspominające ludzi lasu Ziemi Międzyrzeckiej, których już nie ma pośród nas. Ale właśnie ten wypominkowy wieczór będzie świadectwem, że choć ich już nie ma, żyją w pamięci nas, którzy nie zapominamy o sacrum.

Wypominki odbędą się w towarzystwie Świętego Huberta, bo właśnie tego sobotniego wieczoru,  w Międzyrzeczu,19 listopada o godzinie 16, odbędzie się odsłonięcie drewnianej płaskorzeźby Św. Huberta. Ufundowali ją myśliwi, leśnicy, przyjaciele lasu. Potem w zabytkowych wnętrzach kościoła zabrzmią głosy muzyków oraz rogi myśliwskie i będzie okazja do wysłuchania koncertu leśnej muzyki w wykonaniu zespołu „DeLuxe” pod kierownictwem Agnieszki Rybickiej. Odtąd w kościele Św. Jana, w bocznej nawie będzie stałe miejsce, gdzie Św. Hubert otoczy opieką wszystkich, którzy szanują las i jego mieszkańców.

Serdecznie zapraszam na listopadowy wieczór wspomnień i leśne wypominki do Międzyrzecza oraz zachęcam do chwili zatrzymania w otoczeniu jesiennej przyrody i aury sacrum.

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

Nie czekaj na leśniczego- zrób to sam, bo jesienią dbamy o owady, ptaki i zwierzaki

$
0
0

498min

Obietnica zimy nieco postraszyła nas przymrozkami i śniegiem ale znowu zrobiło się ciepło i w miarę pogodnie, przynajmniej w moich stronach. Zulowcy uwijają się przy różnych pracach, jak to w ostatnim kwartale roku. Ten rok jest dla mnie specyficzny, bo wraz z nim kończy się też 10-letni plan urządzania lasu w naszym nadleśnictwie. Wszystkie zadania musza być wykonane na 100 procent. Niektóre zręby czekają już na wiosenne odnowienia, poorane w równe bruzdy. Ale na innym jeszcze rosną mygły dłużyc sosnowych i dębowych oraz stosy kłód.

4981

Pracujemy w ostatnich trzebieżach wczesnych i późnych. Większość prac z zagospodarowania lasu już zakończona, np. pielęgnacje upraw czy czyszczenia, ale sporo się dzieje w ochronie lasu. To dobry czas na jesienne poszukiwania szkodników (pisałem o nich niedawno), które pierwsze przymrozki zachęciły do zejścia z koron sosen do ściółki. Tam właśnie szukamy i liczymy zimujące strzygonie, osnuje, zawisaki czy boreczniki. Pilnie obserwujemy też zjawisko zamieranią pędów sosen i stan sanitarny lasu. Pozbawione liści dolne piętro lasu nie zasłania pni i koron drzew, stąd łatwiej teraz wypatrzeć chore i osłabione sosny czy świerki. Ale są też i inne pilne zajęcia w lesie. Listopad to przecież np. dobry czas na czyszczenie budek lęgowych.

4982

 Ich systematyczne czyszczenie jest koniecznością, bo ptaki niechętnie zasiedlają budki, w których za dużo jest pozostałości po poprzednich gniazdach. Nieusunięty materiał, czasem martwe pisklęta lub zaziębione jaja są siedliskiem pasożytów i czynią budkę niezdatną dla lokatorów. Dlatego co roku, późną jesienią, najlepiej na przełomie października i listopada, ostrożnie otwieramy budkę i usuwamy z niej całą zawartość.

4983

Dlatego przednia ścianka budki musi być wyjmowana i przymocowana wkrętami lub zamykana na „inny patent”, np. zagięty gwóźdź widoczny na fot 2.

 Nie należy zabierać się za czyszczenie budek zbyt wcześnie, np. we wrześniu, bo często korzystają z nich także nietoperze, lepiej im nie przeszkadzać zanim polecą na zimowiska. W budkach o większych otworach znajdziemy czasem koszatkę czy popielicę. Bywa, że zajrzy tam także ciekawska wiewiórka

4984

Podczas czyszczenia budek, które są przeze mnie i każdego leśniczego wpisane do specjalnej ewidencji, notujemy, które są zasiedlone, a które nie. Potem wypełniam specjalny formularz i ustalam procent zasiedlenia budek w całym leśnictwie. Zwykle jest to przedział pomiędzy 75 a 95 procent wywieszonych budek. Często spotykam w nich także gniazda os czy szerszeni. Szczególnie chętnie zasiedlają schrony dla nietoperzy, gdzie zamiast okrągłego otworu wlotowego jest prostokątna szczelina

4985

 

To pewnie dlatego, że owady nie mają się gdzie podziać. W naszym coraz bardziej uporządkowanym świecie brakuje im kryjówek. Likwidujemy stare szopy czy pomieszczenia gospodarcze, w przydomowych ogrodach brakuje martwych drzew lub nawet ich części. A można zrobić tak

4986

Zamiast palić lub wyrzucać kawałki starego drewna lub gałęzie, złóżmy je w ogrodzie. Wtedy zagnieżdża się tam owady, ale także inne stworzenia, np. jaszczurki. Może schronić się tam zaskroniec lub „przytuptać nocą jeż”. W naszych wypielęgnowanych ogrodach dominują iglaki i wystrzyżone trawniki, dlatego warto znaleźć czas i miejsce na taką pożyteczną budowlę przeznaczoną dla owadów i płazów

4987

 Jesienią zobaczycie czasem na drodze leśniczego lub pracownika zakładu usług leśnych z taką deweloperską ofertą dla ptaków.

4988

 Ale zamiast tylko biernie obserwować, czy nie warto brać przykład z leśników i cieszyć się na działce czy w sąsiedztwie domu z takich wizyt?

 4989

 

Dlatego warto zostać deweloperem i zadbać o mieszkania dla ptaków, zwierzaków i owadów wokół siebie. Jak zrobić domek dla owadów już wiemy. Warto zadbać też o kryjówki dla jeży. Wiele satysfakcji da nam bliskość budki lęgowej, gdzie będziemy spotykać sikory (mamy ich 6 gatunków), szpaki, dzięcioły, kowaliki czy muchołówki.

 Mimo że w wielu sklepach ogrodniczych można łatwo kupić różne modele budek lęgowych dla ptaków, to jednak zachęcam do samodzielnego zrobienia budki i wywieszenia jej w najbliższej okolicy. Nie jest to zadanie ani trudne, ani pracochłonne. Budowa budki jest dobrą okazją do świetnej zabawy dla całej rodziny. Zdobycie kilku deseczek nie powinno być wielkim problemem, możemy przecież skorzystać z materiałów pochodzących z recyklingu, czyli z elementów palet czy opakowań różnych produktów (patrz fotografia nr 1).

 

 Przycięcie i zbicie kilku deseczek zajmie nam najwyżej godzinę lub dwie, a satysfakcja ze wspólnej pracy jest gwarantowana na długi czas. Potem czeka nas obserwacja ptaków w rodzinnym gronie i zadowolenie z kolejnych lęgów, które będą opuszczały naszą budkę.

 

Potrzebne będą:

 

  1. Nieheblowane deski, najlepiej z drewna liściastego; można także użyć drewna iglastego, o które zwykle łatwiej. Płyty wiórowe czy sklejki nie nadają się, bo są najczęściej nieodporne na wilgoć i już po pierwszych deszczach się rozlecą.
  2. Ręczna piła do drewna.
  3. Młotek i nieduże gwoździe. Jeszcze lepiej zastosować wkręty do drewna. Użycie wkrętów ułatwi nam późniejszy demontaż przedniej ścianki, aby wyczyścić wnętrze budki.
  4. Wiertarka i wyrzynarka do otworów o średnicy odpowiadającej otworowi wlotowemu.
  5. Tarnik i papier ścierny do drewna, które wyrównają krawędzie budki i nadadzą jej estetyczny wygląd.

Nie używamy ani farb, ani lakierów czy impregnatów, bo mogą zaszkodzić ptakom. Można ewentualnie zaimpregnować daszek, np. pokostem, ale nie jest to konieczne. Nie pokrywamy niczym dachu, np. papą czy gumoleum. Najlepiej pozostawić drewno w stanie naturalnym.

  Budujemy:

 Budowę budki zaczynamy od wywiercenia (najlepiej zrobić to wyrzynarką) otworu wlotowego w przedniej ściance. Wlot nie powinien mieć żadnych zadziorów, natomiast wnętrze może być chropowate. Będzie wtedy łatwiej wydostać się ptakom z budki.

Pod otworem wlotowym nie umieszczamy żadnych podpórek czy patyczków, które miałyby ułatwić ptakom wchodzenie do budki. Ptaki świetnie sobie poradzą bez nich, a utrudniony dostęp będą za to miały drapieżniki, np. kuny czy koty.

Otwór wlotowy umieszczamy możliwie najwyżej od dna budki i osłaniamy przybitymi wewnątrz budki dwoma dwucentymetrowej grubości kawałkami drewna. Dzięki temu do jaj czy piskląt nie sięgnie żaden drapieżnik.

Przybijamy wszystkie ścianki do podłogi, pamiętając, aby choć jedna z nich (najlepiej przednia) została zamocowana wkrętami. Wszystkie deski powinny być równo przycięte i ściśle do siebie przylegać, aby wnętrze było osłonięte przed przeciągami i jak najlepiej wytłumione, co zachęci ptaki do zamieszkania.

Dach montujemy pod lekkim skosem, wysuwając go na 3–5 cm nad przednią ściankę, by chronił wlot budki przed deszczem i zakrywał cały domek. Na samym końcu do tylnej ścianki przybijamy wąską deseczkę lub listwę, która będzie wystawała kilka centymetrów zarówno ponad budką, jak i pod nią. Posłuży do przymocowania budki do drzewa bez użycia gwoździ, najlepiej opaską zaciskową lub linką.

W zależności od tego, które ptaki chcemy zachęcić do zasiedlenia naszej budki, wybieramy jej typ, wyrzynamy otwór i przycinamy deski na odpowiedniej wielkości kawałki.

 

Typ A1 (sikora modra, muchołówka żałobna)

Otwór wlotowy – 2,8 cm.

Dno – kwadrat o boku 11 cm.

Ściana przednia – wysoka na 28 cm, szeroka na 11 cm.

Ściana tylna – wysoka na 30 cm, szeroka na 11 cm.

Ściany boczne – szerokie na 11 cm + grubość deski przedniej i tylnej. Wysokość dopasowana do przedniej i tylnej ścianki (górna część będzie pod lekkim skosem).

 

Typ A (sikora bogatka, mazurek, wróbel)

Otwór wlotowy – 33 mm, pozostałe wymiary jak wyżej.

 

Typ B (szpak, kowalik, pleszka, krętogłów)

Otwór wlotowy – 47 mm.

Dno – kwadrat o boku 14 cm.

Ściana przednia – wysoka na 36 cm, szeroka na 14 cm.

Ściana tylna – wysoka na 38 cm, szeroka na 14 cm.

Ściany boczne – szerokie na 14 cm + grubość deski przedniej i tylnej.

 

Istnieją jeszcze budki typu D , przeznaczone dla gołębia siniaka i dudka, o wymiarach otworu wlotowego 85 cm i dna – 17 x 17 cm, oraz typu E – dla gągoła, tracza lub puszczyka, o otworze wlotowym średnicy 150 mm. Budując jednak lokal dla ptaków we własnym zakresie, ograniczamy się najczęściej do budek dla mniejszych ptaków, pozostawiając troskę o sowy czy kaczki przyrodnikom i leśnikom.

 

Gdzie i kiedy powiesić

 

Na wielu ścieżkach przyrodniczych zwykle przygotowanych i urządzonych przez leśników zobaczymy tablice informacyjne na temat skrzynek lęgowych i zasad ich wieszania

49810 

Zbudowaną przez nas budkę należy zamontować sztywno na drzewie (najlepiej nie wbijając w nie gwoździ), w lesie, parku lub ogrodzie na wysokości 3–5 metrów nad ziemią, lekko pochyloną do przodu, z otworem wlotowym skierowanym na południowy wschód lub na północ.

 

Domek dla ptaków najlepiej powiesić teraz, jesienią, tak aby niektóre ptaki, a nawet ssaki  mogły z niego korzystać już zimą jak z noclegowni. Można to zrobić także wiosną, ale odpowiednio wcześnie przed okresem lęgowym. Jeśli zbudujemy więcej budek, należy je odpowiednio rozmieścić,  bo ptaki mają swoje obyczaje i nie lubią zbytniego zagęszczenia gniazd. Konkurują ze sobą w zdobywaniu pokarmu i dlatego zajmują określone terytorium. Para bogatek wymaga obszaru o powierzchni od 0,8 do 3 ha, dla dzięcioła dużego jest to już areał od 5 do 30 ha, a dla puszczyka – od 30 do nawet 300 ha.

Naturalnie można także samodzielnie zbudować karmnik dla ptaków, ustawiając go tak, aby dokarmiane ptaki z kolei nie stały się pokusą dla innych sympatycznych zwierząt

49811

Zadbajmy jesienią o naszych braci mniejszych, tak jak leśnicy dbają o mieszkańców lasu. Podczas leśnych spacerów z szacunkiem spoglądajmy na wywieszone przez nas budki i schrony dla nietoperzy. Nie zabierajmy ich do domu lub na działkę, jak czasem się to zdarza ale raczej naśladujmy Adama Słodowego. Posługując się jego hasłem: „zrób to sam” zachęcam do dobrej zabawy przy budowie domków dla ptaków czy karmników i obserwacji „tych co skaczą i fruwają”. Tak je przynajmniej nazywał Michał Sumiński w pamiętnym programie „Zwierzyniec”.

 

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

 

Czy będzie potrzebne leśne wojsko?

$
0
0

499min

Minęło już wiele lat od zakończenia II wojny światowej. Zapętleni w codziennych, stale rosnących obowiązkach, zwykle mamy niewiele czasu na rozmyślania o sytuacji gospodarczej i politycznej na świecie. Choć czasem z niepokojem wsłuchujemy się w medialne informacje. Bo zdarza się, że w bliższym czy dalszym zakątku świata dochodzi do konfliktów, starć zbrojnych, czy aktów terroryzmu. Wtedy zwracamy uwagę na stan naszej armii, która jest gwarantem bezpieczeństwa kraju.

Choć dziś coraz mniej osób zna się na sprawach wojska i obronności. Żołnierz to obecnie zawód jak każdy inny. Obronność kraju wydaje się sprawą tylko ludzi zawodowo związanych z ta profesją. Słowa Norwida o tym, że „ Ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek” wydają się być dla wielu z nas tylko szkolnym sloganem... Czy rzeczywiście tak jest?

Jestem przedstawicielem roczników, które odbywały obowiązkową, dwuletnią zasadniczą służbę wojskową. Dostałem powołanie do wojska, gdy pracowałem już jako podleśniczy. Mieszkaliśmy z żoną sami na skraju niewielkiej, lubuskiej miejscowości. W lutym urodziła się nasza pierwsza córka, a w kwietniu poszedłem „w kamasze” jak zwyczajowo mówiło się wtedy o służbie wojskowej. Żona została na dwa lata sama z małą córeczką w leśnej chałupie. Dziś ta córeczka już jest dorosła i też ma męża i dziecko. Ona i młodzi ludzie z jej pokolenia często rozmawiają o strachu przed wojną. Bo ten strach jest, choć nie zawsze otwarcie o nim mówimy. Młodzi ludzie nie idą dziś do wojska, raczej słabo znają się na sprawach wojskowych ale lęk przed wojną w nich tkwi. Na jednym z budynków w Ustce zauważyłem niedawno taki napis:

4991

Każdy pewnie rozumie go inaczej, ale ja, jako leśnik rozumiem obawy przed wojną. Daleko mi oczywiście do teorii spiskowych czy przesadnych spekulacji ale sprawy bezpieczeństwa kraju są dla mnie i pewnie wielu z nas bardzo ważne. Jesteśmy jako kraj chyba w podobnej sytuacji jak w latach 30 XX wieku. Mamy stosunkowo niewielką, zawodową armię i różne porozumienia polityczne, w które musimy wierzyć, ale czy wierzymy?

Od lat nasz kraj jest reformowany, wiele się zmienia wokół nas. Także w sprawach obronności i armii. Podejmowane są próby tworzenia Obrony Cywilnej, Narodowych Sił Rezerwowych, ostatnio także Obrony Terytorialnej Kraju. Ale spójnego systemu nie widać. Gdy byłem kapralem w wojsku dowodziłem kompanią w czasie alarmu bojowego zanim dotarł do niej ktoś z kadry zawodowej. Zwykle trwało to bardzo krótko i już pojawiał się porucznik czy kapitan. Obserwowałem ćwiczenia rezerwistów lub sam wręczałem im koperty z obowiązkiem stawienia się w koszarach. Dziś działa to inaczej, co nie oznacza, że dobrze.

Od pewnego czasu wielu leśników upomina się o wskrzeszenie Przysposobienia Wojskowego Leśników, którego logo wyglądało tak

4992

O tej przedwojennej paramilitarnej organizacji tak pisze dobrze znany leśnikom płk Zbigniew Zieliński- żołnierz batalionu AK ,,LAS":

 Przysposobienie Wojskowe Leśników (PWL) przygotowywało swoich członków na wypadek wojny do działań w konspiracji. Po wybuchu II wojny światowej leśnicy jako jedni z pierwszych organizowali opór przeciwko okupantowi, byli dowódcami licznych oddziałów partyzanckich. Walczyli na wielu frontach, służyli w formacjach specjalnych jako komandosi, a także w wywiadzie AK, m.in. zbierali materiały i informacje o niemieckiej tajnej broni V1 i V2.

W 1933 roku Naczelny Dyrektor Lasów Państwowych - Adam Loret podpisał z ministrem spraw wojskowych gen. dyw. Tadeuszem Kasprzyckim umowę o zorganizowaniu szkolenia wojskowego leśników - PWL. Celem tej organizacji, która pozostawała pod wspólnym zarządem poszczególnych Dyrekcji Lasów Państwowych i odnośnych Dowództw Okręgów Korpusów (DOK), było - oprócz krzewienia kultury fizycznej i sportu przygotowanie leśników do zadań, które miały być im przydzielone w czasie wojny. Szczególny nacisk kładziono na przygotowanie bojowe w specyficznych warunkach jakie stwarza las w czasie wojny oraz organizowanie sabotażu na tyłach wroga. Przysposobienie Wojskowe Leśników miało na celu nie tylko przygotowanie bojowe ludzi lasu, lecz także propagowanie kultury fizycznej, sportu, wzajemnej pomocy i kształtowanie świadomych postaw obywatelskich.

Na terenie całego kraju było przeszkolonych ok. 11 tys. leśników, którzy byli oficerami i podoficerami Wojska Polskiego. Każdy leśnik miał przydział na wypadek wojny do poszczególnych jednostek. Zajęcia dla leśników zatrudnionych na różnych stanowiskach zarówno w lasach państwowych jak i prywatnych prowadziło 500 wyszkolonych instruktorów w oparciu o 464 lokalne koła.

Specjalistyczny program szkolenia był przeprowadzany w większych ośrodkach, przeważnie na terenie szkół dla leśniczych, na zorganizowanych w tym celu sześciotygodniowych kursach. W niektórych ośrodkach szkolono leśników w wywiadzie i kontrwywiadzie, m.in. w Zagórzu, Kłobucku koło Częstochowy.

 

Na komendantów takich kursów wyznaczono przeważnie inżynierów leśników, oficerów rezerwy, których powoływano również na ćwiczenia wojskowe. Kursy odbywały się np. w nieodległym ode mnie Margoninie koło Poznania, gdzie szefem wyszkolenia PWL był por. inż. Mieczysław Tarchalski i ppor. inż. Florian Budniak.

Późniejszy major, inżynier-leśnik Mieczysław Tarchalski to znakomity przykład patrioty i bojownika, który wywodząc się ze środowiska leśników, walczył z Niemcami, a potem zmagał się z sowieckim reżimem. Tarchalski to wręcz legendarny partyzant o pseudonimie „Marcin”, który do wybuchu II wojny światowej był nadleśniczym w graniczącym z Niemcami Rychtale. Po kampanii wrześniowej, unikając aresztowania, trafił do prywatnych lasów majątku Gajerów w Dąbrowie Zielonej, gdzie pracował jako leśniczy. Tam w maju 1940 r. został dowódcą placówki i Szkoły Podchorążych Związku Walki Zbrojnej. Dwa lata później ukrywał się przez kilka miesięcy w Krakowie, unikając sideł gestapo.

 Za wydanie inż. Tarchalskiego wyznaczono wysoką nagrodę. Wśród poszukiwanych znalazły się także jego żona i 11-letnia córka Marysia, która jako łączniczka – tzw. konny goniec, dziewczyna ułan – była najmłodszym żołnierzem AK na ziemi kieleckiej. W roku 1944 r.  Tarchalski- „Marcin” awansował na stanowisko zastępcy dowódcy batalionu szturmowego „Tygrys” a następnie przejął dowodzenie nad I Baonem „Las” 74. Pułku Piechoty AK.

 Zgrupowania dowodzone przez „Marcina” zapisały na swoim koncie 63 różnego rodzaju starcia, akcje i potyczki z hitlerowskim okupantem. Najsłynniejszą z nich była pięciodniowa zwycięska bitwa pod Kossowem, gdzie w starciu z partyzantami przeważające siły niemieckie poniosły dotkliwą klęskę. Była to wspaniała lekcja taktyki i woli walki, gdzie wsławił się m.in. I Baon „Las” kpt. „Marcina”. Opisuje to wspomniany płk Zbigniew Zieliński w swojej książce

4993

 W historii naszego kraju znajdziemy wiele wątków związanych z bohaterską postawą leśników w czasie II wojny. Choć nie zawsze walka polegała tylko na użyciu karabinów i granatów. Leśnicy znający puszcze i lasy jak własną kieszeń, od początku wojny z ogromnym zaangażowaniem działali w konspiracji i nigdy nie odmawiali pomocy partyzantom. Jako świetni organizatorzy i ludzie obdarzeni bystrym umysłem oraz szeroką wiedzą różnymi sposobami walczyli z okupantem i wspierali ruch oporu. Opisuje to m.in. Z. Zieliński. Robotnikom pracującym w czasie wojny przy wyrębie drzew na potrzeby Niemców przysługiwały przydziały żywnościowe, a za wydawanie tych racji odpowiadali właśnie leśnicy. Na listach sporządzanych przez leśników, zaczęły się pojawiać setki osób, które wprawdzie pracowały w lasach, ale nie z siekierami, a z bronią w ręku. W ten sposób wspierali partyzantów, którzy za ich pomocą jako robotnicy leśni otrzymywali od Niemców racje słoniny, oleju, cukru, wódki i papierosów. „Koncept” leśników zawsze słynął z ułańskiej fantazji okraszonej humorem.

 Nie sposób jednak pominąć zbrojnego bohaterstwa chociaż jednej kompanii PWL z Suwałk. Została ona postawiona w stan pogotowia bojowego 31 sierpnia 1939 w pełnym umundurowaniu, uzbrojona w dwa karabiny maszynowe, karabiny, pistolety i granaty. Została włączona do batalionu KOP (Korpusu Ochrony Pogranicza) o kryptonimie "Sejny" pod dowództwem podpułkownika Osmana. Od września 1939 r leśna kompania odpierała ataki niemieckie ze strony północno - wschodnich Prus, a od 17 września walczyła przeciwko Armii Czerwonej. Polegli wszyscy, bo sowieci nie zabierali jeńców, szczególnie rannych…

Bo leśnicy zarówno wtedy, jak i dziś są wierni słowom: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Już w 1924 roku, czyli gdy powstała dzisiejsza Służba Leśna, leśnicy opracowali Rotę Przysięgi Służby Leśnej, Hymn Leśny, Katechizm Leśny i Kodeks Leśnika. Zarówno tamte jak i dzisiejsze teksty pisane przez leśników są pełne zwrotów podkreślających wpływ Boga na piękno przyrody oraz na odpowiedzialność leśników za jej utrzymanie dla potomnych . Może zatem także pora przywrócić wojskową tradycję szkolenia leśników?

W moich stronach już coś się dzieje w tym temacie. Otóż, w nieodległym Technikum Leśnym w Rogozińcu, którego jestem absolwentem

4994

14 listopada 2016 roku odbyły się pilotażowe zajęcia z Przysposobienia Wojskowego Leśników, prowadzone przez żołnierzy z 7 batalionu Strzelców Konnych Wielkopolskich. Na stronie internetowej 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza - http://17wbz.wp.mil.pl/pl/1_1681.html

Czytamy:

Strzelcy szkolą uczniów  już od 2014r. Do tej pory podstawą współpracy było porozumienie zawarte pomiędzy 17 Wielkopolską Brygadą Zmechanizowaną z Międzyrzecza a Szkołą Leśną. Cykl szkoleń spotkał się jednak z tak dużym zainteresowaniem ze strony uczniów, dlatego w tym roku podjęta została decyzja o usystematyzowaniu szkolenia. Za przykład posłużył przedwojenny program PWL. Rozwiązanie systemowego wprowadzenia PWL-u do szkół,  przedstawione zostało  na konferencji w Rogozińcu, w której uczestniczyli przedstawiciele Wojska oraz Leśników.

 

Myślę, że to doskonały pomysł, aby szczególnie na poziomie kształcenia następców dzisiejszych podleśniczych, leśniczych ale też nadleśniczych i dyrektorów zadbać o wyszkolenie wojskowe młodych leśników. Bliska współpraca żołnierzy i leśników trwa od bardzo dawna i takie spotkania to częsty widok

4995

Leśne szkoły już przecież  od lat  wzorują się na wojskowych zasadach. Ważna jednak jest nie tylko umiejętność musztry, strzelania i rzucania granatów. To także kształcenie patriotycznej postawy, umiejętność kierowania zespołem ludzi i podejmowania trudnych decyzji. Leśnicy z przygotowaniem wojskowym z pewnością będą bardziej pomocni ludziom nie tylko w czasie wojennych działań militarnych ale takie przeszkolenie przyda się do stałej, codziennej współpracy z wojskiem i innymi służbami. Już nieraz takie umiejętności okazywały się potrzebne przy poszukiwaniu zaginionych w leśnych ostępach czy podczas klęsk żywiołowych. Bo każdy leśnik ma w sobie romantyczną duszę patrioty i żołnierską fantazję partyzanta. Warto to wykorzystać z pożytkiem dla Ojczyzny.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

 

Niepewność leśniczego, zulowca i drwala

$
0
0

500min

Za oknami nieco mroźnie, czasem szaro i mokro, kiedy indziej biało i ślisko. Dzień krótszy od poprzedniego mija bardzo szybko, poganiany nerwowym pośpiechem i natłokiem spraw. Charakterystyczny tupot Rudolfa i typowe dla jowialnego Mikołaja „hohohoho”, oraz zauważalna i odczuwalna najbardziej w reklamach magia świąt, wskazują, że to już grudzień…

 To miesiąc kojarzący się leśniczemu z nerwowym pośpiechem i nieustannymi telefonami. Dotyczą one w równym stopniu choinek jak drewna. Bo dla wielu ludzi leśniczy kojarzy się głównie z osobą zawodowo związaną z „produkcją” choinek. Wolą ich szukać w leśniczówce, a nie w centrum handlowym. Choć dla leśniczego zdecydowanie ważniejsze są teraz sprawy drewna, naturalnie tego w skali makro.

5001

Grudzień to przecież miesiąc kojarzący się leśniczemu już od wielu lat z porą dopinania umów na dostawy drewna do odbiorców. To także pora kiedy należy zakończyć precyzyjnie zaplanowane na ten rok wszelkie prace leśne. W ich wyniku powstaje drewno, na które zwykle niecierpliwie czekają odbiorcy. Zamówili je dokładnie określając ilość i jakość. Leśniczy musi je terminowo przygotować, dokładnie pomierzyć, odebrać i wywiązać się z umów podpisanych na styku leśnicy-drzewiarze.

5002

Zadania gospodarcze należy wykonać na 100 procent, zmieścić się w planie kosztów oraz dostosować to wszystko do podpisanej umowy z firmą wykonującą usługi leśne. Bo przecież to nie leśniczy z podleśniczym przygotowuje drewno, wykonuje zadania gospodarcze i wszelkie zabiegi pielęgnacyjne w lasach.

Wszelkie prace leśne wykonują w Lasach Państwowych Zakłady Usług Leśnych, które realizują zlecone przez leśników czynności. Są to prywatne firmy wykonujące wszystkie zadania związane z ochroną, hodowlą i użytkowaniem lasu. Właścicieli i pracowników ZUL: drwali, zrywkarzy, operatorów różnych maszyn, a czasem także „operatorów” siekier, tasaków, łopat czy kos, określa się mianem „zulowców”. To ZUL-e zatrudniają dziś pracowników leśnych, którzy wykonującą trudne, niebezpieczne i jakże  ważne dla bytu lasu fizyczne prace w lesie.

5003

Choć nie zawsze tak było. Zmieniła to jednak uchwalona w 1991 roku ustawa o lasach. Powstała ona po znaczących przemianach ustrojowych naszego kraju, w realiach gospodarki rynkowej. Wcześniej pracowników leśnych wykonujących prace fizyczne zatrudniały Lasy Państwowe. Tak samo jak dzisiejszych leśników, którzy zajmują się zarządzaniem, planowaniem prac, projektowaniem różnych działań w lesie i nadzorem nad nimi, kosztorysowaniem i rozliczaniem zadań. Leśników zaliczanych do Służby Leśnej, noszących zielone mundury wspierają pracownicy administracji. W całej ogólnopolskiej organizacji zatrudnienie znajduje dziś ponad 25 tysięcy ludzi z kadry zarządzającej. To około 5,5 tysiąca leśniczych, podobna liczba podleśniczych, 430 nadleśniczych, wielu specjalistów i pracowników nadleśnictw, zakładów oraz dyrekcji. Tylu pracowników pozostało z 116,5 tyś. osób jakie Lasy Państwowe zatrudniały w początku lat 90 XX wieku. Zupełnie inaczej wyglądała wtedy praca leśników i drwali. Grudzień w tamtych latach kojarzył się z dymem ognisk płonących na zrębach, zapachem choinek zwożonych na plac leśniczówki lub nadleśnictwa, spokojem i ciszą zimowego lasu. Rok gospodarczy kończył się w marcu i wszystko było zorganizowane inaczej, choć to nie znaczy, że lepiej… To już jednak historia i dziś w lesie, oprócz praw natury także bardzo ważne są prawa rynku.

 5008

Ojciec praw rynku, bo tak wielu nazywa Adama Smitha - szkockiego doktora ekonomii i zarządzania, chyba jako pierwszy je zrozumiał i przedstawił  filozofię działania tej koncepcji. Zrobił to w wydanej w roku 1776 książce „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”.  Smith właśnie w tej książce podkreślał wielką rolę konkurencji. Nazwał ją tam „niewidzialną ręką rynku − prowadzącą naturalne interesy oraz wskazującą inklinacje ludzi do tego, co najbardziej odpowiada interesom całego społeczeństwa. Interes własny działa jak siła napędzająca, kierująca ludzi do takiej pracy, której efekty są potrzebne społeczeństwu”.

Wskazana przez Smitha „niewidzialna ręka rynku” odegrała wielką rolę w reformach wielu dziedzin życia społecznego początku lat 90, w tym w reorganizacji Lasów Państwowych ale także np. Państwowych Gospodarstw Rolnych. W przeciągu krótkiego czasu z Lasów Państwowych odeszło kilkadziesiąt tysięcy pracowników. Zakładali wtedy małe, prywatne, często rodzinne firmy leśne lub zaczynali od jednoosobowej działalności gospodarczej. Zaczęła się era przetargów na usługi leśne i odtąd w grudniu, zarówno leśniczy, zulowiec- właściciel firmy  jak drwal czy zrywkarz w niej pracujący nucą sobie rozsławiony niezapomnianym głosem Marka Grechuty wiersz „Niepewność” Adama Mickiewicza:

Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,

Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;

Jednakże gdy cię długo nie oglądam,

Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam …

Każdy leśniczy zapewne chętnie „domruczy” sobie własną dalszą kompozycję:

I tęskniąc sobie zadaję pytanie:

Kto moim zulowcem w tym roku zostanie?

 

Przecież skoro wszelkie prace wykonują „zulowcy” to oczywistym nie tylko się wydaje ale absolutnie prawdziwe jest stwierdzenie, że fundamentem dobrej gospodarki leśnej jest udana współpraca leśniczego i firmy leśnej.

5004

 

Usługi leśne to praca na „żywym organizmie”, w zmieniających się warunkach przyrodniczych, rynkowych i gospodarczych. Wszelkie prace i zadania zleca „zulowcom” leśniczy i nadzoruje ich wykonanie. Reguły współpracy leśniczego i ZUL-a narzucają obu stronom prawa rynku, a szczególnie ustawa o zamówieniach publicznych. Oprócz umowy, podpisanej po rozstrzygnięciu publicznego przetargu szczegóły  współpracy reguluje wiele przepisów związanych m.in. z zasadami hodowli lasu, instrukcją bhp oraz wymogami ochrony przyrody i certyfikacji lasów. Leśniczy musi to wszystko umiejętnie połączyć, realizując plany zadań na 100% i w dodatku spełniając wymagania odbiorców drewna. Jestem przekonany, że nie jest to możliwe bez zgodnej współpracy z profesjonalną firmą leśną. Ale sztywne reguły zamówień publicznych i „urzędnicze normy” nie zawsze temu sprzyjają. Przetarg wygrywa się najczęściej oferując najniższą cenę za usługi wykonane z gwarancją najwyższej jakości i staranności . Leśny przedsiębiorca musi być zatem znakomitym ekonomistą i menadżerem, aby utrzymać się na leśnym rynku usług. Aby być wiarygodnym partnerem dla leśników musi mieć dużo specjalistycznego sprzętu i profesjonalną grupę pracowników. Nie jest to łatwe, bo praca jest bardzo ciężka i dla wielu mało atrakcyjna. Kadra leśnych pracowników nie jest stabilna i przewidywalna…

Dlatego ta „leśna piechota” pracuje często na zasadzie rodzinnych tradycji i z powodu trudno dla niektórych zrozumiałej miłości do lasu. Drwal czy kierowca ciągnika lub operator harwestera pracuje najczęściej z podobną pasją i umiłowaniem lasu jak leśniczy. Choć z pewnością to trudniejsza praca.

5005

 W kabinie harwestera czy forwardera może nie jest źle, ale wiele prac nadal wykonuje się ręcznie, dźwigając ciężkie wałki czy machając siekierą lub łopatą. To praca na mrozie, w upale, kurzu, deszczu. Gryzą meszki, kleszcze i komary, no i trzeba być nieustannie dyspozycyjnym, bo przecież „zulowcy” razem z leśnikami uczestniczą także w nocnym dogaszaniu pożarów czy bardzo porannych zabiegach chemicznych. Trzeba zainwestować sporo pieniędzy w harwestery, forwardery, pługi, frezy. Czasem też w trudne do zastąpienia konie, ciągniki, wykaszarki czy pilarki, a głównie w ludzi, którzy muszą wykonywać prace odpowiednio przygotowani i wyposażeni w sprzęt ochrony osobistej.

Dlatego grudzień kojarzy się ludziom lasu z niepewnością współpracy. Widmo corocznych zmian nie sprzyja dobrej i wydajnej pracy.

Ale takie są zasady i trzeba sobie radzić z tym i innymi wyzwaniami.  Dekadencja związana z corocznie podpisywaną umową utrudnia i tak trudne relacje na styku leśniczy- przedsiębiorca leśny.

Dobrze jak jest to współpraca wieloletnia, bo wtedy znane są wzajemne oczekiwania. Duże znaczenie ma także znajomość specyfiki terenu. Praktycznie każde leśnictwo w kraju jest inne. Różni są też leśniczowie, choć sztuka leśna pozornie ta sama... Ale można prace leśne wykonywać jako tzw. „rowerowy zul”, korzystając z siły własnych mięśni oraz jednego konia

5006

Można także korzystać ze świetnie wykształconej kadry i nowoczesnego sprzętu

5007

Wiele zależy naturalnie od specyfiki leśnictwa i lokalnych uwarunkowań . Zdarza się jednak często, że co roku inny ZUL jest wykonawcą prac w jednym leśnictwie i nie zawsze reguły przetargów pozwalają na wybór tego, którego uważamy za najlepszego. Wtedy także trzeba sobie ułożyć współpracę, ale potrzeba na to czasu i cierpliwości. Przełom roku, w który właśnie wkraczamy kojarzy się nam leśniczym, ale także (a może bardziej) zulowcom, z nerwowym pośpiechem i mało poetycką niepewnością…

Pozdrawiam grudniowo i Mikołajkowo  wszystkich czytelników blogowych zapisków leśniczego z okazji wpisu nr 500 na przestrzeni blisko 6 lat.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 


Tropy na szynach

$
0
0

501min

Pomimo tego, że dziś na termometrze przy leśniczówce zobaczyłem temperaturę plus 10 stopni i od rana gęsto pada deszcz, mamy czas zimy i powoli ogarnia nas świąteczny nastrój. Słychać melodie kolęd, wiele domów zostało już świątecznie przystrojonych i coraz częściej ludzie pytają o choinki. Przecież za dwa tygodnie Wigilia… Choć coraz bardziej odzwyczajamy się od nucenia piosenki „Białe święta” ( to młodsze roczniki) lub Skaldów „Z kopyta kulig rwie” (to ci, co pamiętają więcej).

Niezależnie od pogody jest jednak zima i niebawem będą najpiękniejsze polskie święta Bożego Narodzenia. Chętnie wspominam przedświąteczny czas mojego dzieciństwa. Zwykle na dwa tygodnie przed świętami budowałem podsypy dla kuropatw, które przychodziły przez śnieżne zaspy pod same okna mojego domu rodzinnego w Brójcach. Pomagałem w ten sposób im, a przy okazji innym ptakom,  przetrwać srogą zimę. No ale pewnie dziś niewiele osób pamięta co to podsyp…

5011

Podsyp, inaczej posyp, daszek lub plewisko - to miejsce wykładania karmy dla  kuropatw i bażantów, przykryte konstrukcją w formie jedno lub dwuspadowego daszku. Wysypywało się tam poślad, czyli zboże gorszej jakości, z którego oddzielono wcześniej lepsze, dorodniejsze ziarna. Czasem poślad mieszałem z plewami i innymi nasionami. Wysypywałem go pod daszkiem, aby kuropatwy nie tylko pojadły, ale też ogrzały sobie łapki na warstwie plew. Obserwowałem je potem przez kuchenne okno. Bo zimy były srogie: mroźne i białe od śniegu, który zalegał miesiącami. Wtedy moim ulubionym zajęciem było tropienie na świeżym śniegu zwanym ponową.

Oglądałem na nim tropy- czyli odbicie ptasich i zwierzęcych kończyn oraz ślady- czyli dowody bytności i żerowania zwierząt. Ze śladów można odczytać biologię i obyczaje zwierząt, odtworzyć ich zachowanie i zwyczaje podyktowane codzienną walką o byt oraz przetrwanie gatunku. Moje dzieciństwo to ciągła praktyczna nauka biologii. Szedłem przykładowo po tropach kuropatw, które wracały spod mojego podsypu w krzaki porastające dawny cmentarz ewangelicki i czytałem z nich ich przygody. Ostra krecha na śniegu świadczyła o ataku jastrzębia, a sznurek lisich tropów

5017

 i mocne odbicie łapek kuropatwy wskazywały na konieczność porzucenia pieszej wędrówki i rejteradę na skrzydłach przed atakiem rudzielca.

Często po sznurku lisich łapek szedłem nawet kilka kilometrów, aby poznać lokalizację nory ostrożnego mykity. W jej otoczeniu znajdowałem ślady, które obrazowały menu lisa i jego indywidualne upodobania. Wracałem tam potem latem, aby obserwować małe liski przy norze. Podglądanie ich treningów przed norą to świetna zabawa, choć dla zwierząt to niezbędne zajęcia, przygotowujące je do samodzielnego życia.

5012

Chętnie tropiłem też kuny, które tylko czasem schodzą z drzew na ziemię, zostawiając bardzo charakterystyczny trop, nazywany czasem ośladą

50111

Kuny i inne łasicowate zostawiają trop, który można obrazowo nazwać „dwie dziurki, dwie dziurki”. Podobny trop zostawiają myszy, ale tam często dziurkom towarzyszy kreska ogona. Czytanie tropów i śladów to fantastyczna nauka przyrody. Jeśli poświęci się jej sporo czasu, nabiera się doświadczenia, które powoduje, że na podstawie złamanej gałązki, pozostawionych resztek pożywienia, odcisków łap, odchodów czy wypluwek poznajemy sekretne życie zwierząt. Budujemy w ten sposób własną, praktyczną wiedzę o świecie zwierząt. Przecież prowadzą one najczęściej skryty, nocny tryb życia. Spora jego część odbywa się w gąszczu drzew i krzewów. Umiejętność czytania śladów i tropów powoduje, że możemy łatwo rozpoznać jakie zwierzęta zamieszkują okoliczne lasy, ale też odwiedzają w nocy otoczenie naszego domu i ogrodu. To umiejętność porównywalna do rozpoznawania ptasich głosów. Warto się uczyć zarówno rozpoznawania głosów, jak i tropienia od innych, doświadczonych obserwatorów przyrody, bo to dość trudna sztuka, ale dająca wiele satysfakcji.

No cóż, od czegoś należy zacząć, a przecież dość łatwo jest tropić na mokrym piasku pośród gruntowych dróg i pól

5013

Lub na świeżym śniegu ponowy

5014

 Ale czy można tropić zwierzęta np. na pozbawionych śniegu asfaltowych drogach lub na torach  kolejowych?

5015

Wydaje się to mało realne, ale pewnie, że można!

Sprawdzałem w czwartek wykonanie czyszczeń i trzebieży w okolicach linii kolejowej przecinającej moje leśnictwo. Zabrałem ze sobą aparat fotograficzny, bo już nieraz na torach spotykałem niecodzienne widoki. Kiedyś dokładnie w samo południe przedefilowały mi przez ten tor trzy borsuki, które przecież prowadzą zdecydowanie nocny tryb życia

5016

Spotykałem tam dziki, lisy, wiewiórki, daniele i … złomiarzy, którzy próbowali kraść nakrętki z wielkich śrub na torowisku lub krzyże Św. Andrzeja.

W czwartkowy poranek na torach oraz wokół nich panowała cisza i spokój. Popiskiwały tylko cicho sikory, nawoływało się stado raniuszków i kilka razy wrzasnęła ostrzegawczo sójka. Nic ciekawego. Sprawdziłem wykonanie zabiegów i przy okazji skontrolowałem stan sanitarny lasu. Zapisałem sobie spore gniazdo posuszu w oddziale 70 i wracałem do samochodu, który zostawiłem ponad kilometr dalej.

Ale gdy fotografowałem tory kolejowe moją uwagę przykuł widok jednej szyny. Gdy spojrzałem na nią pod odpowiednim kątem, moim oczom ukazał się jakby ciąg chińskich znaków. Co to takiego? Przyjrzałem się dokładniej i ujrzałem sznurek tropów odbitych na wilgotnej od rosy metalowej powierzchni.

5018

Gdy podszedłem bliżej, światło odbijające się od metalu uniemożliwiło obserwację tropów. Zbliżyłem je sobie zatem poprzez zoom aparatu

5019

Oglądałem chwilę te tropy przez obiektyw aparatu, bo „na żywo” praktycznie były niewidoczne. Zwierzę maszerowało tą samą szyną dość długi odcinek, tam i z powrotem. Druga szyna była pozbawiona tropów. Trop był niezbyt niewyraźny i rozmazany. Trudno jednoznacznie i z całą pewnością określić, kto o poranku spacerował sobie po szynie pokrytej rosą. Brak odciśniętych pazurów wskazywałby na domowego kota, choć trop był w mojej ocenie raczej większy niż koci. No i było to daleko od najbliższej wsi. Podobny trop zostawia jenot, lis i szop pracz, choć zwykle odciskają pazury. No ale czemu zwierzak spacerował po szynie kolejowej? Tropy lisa są nieco inne. Jenoty o tej porze zapadają w sen, choć przy tak wysokich temperaturach bywają aktywne. Mogła to być także wydra zmierzająca do rzeczki Obry, która malowniczo wije się w pobliżu.

Coraz częściej widuję w mojej okolicy szopy pracze. Czasem znajduję je potrącone przy drodze

50110

Może zatem to szop pracz spacerował sobie z gracją baletnicy kolejową szyną? Może ruszył na spotkanie z lokomotywą jak to swojego czasu zrobił Sted- Stachura? Niech zostanie to zagadką...

Mam nadzieję, że ta przygoda i nierozwiązana zagadka będzie zachętą i inspiracją dla wszystkich tropicieli, aby pomimo braku śnieżnego puchu nawet na kolejowych szynach szukali zapisów życia lasu.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

 

 

Czy znasz „Nasz las i jego mieszkańcy” Bohdana Dyakowskiego?

$
0
0

 

502min

Las i jego mieszkańcy są przedmiotem mojej fascynacji od czasu, kiedy zacząłem używać rozumu nie tylko do zaspokojenia potrzeb znajdujących się w podstawie piramidy Maslowa. Kiedy wylazłem z bieli pieluch i wyjrzałem zza butelki również białego mleka, zauroczyła mnie zieleń lasu. Patrzyłem z zachwytem na las z okna rodzinnego domu. Z przejęciem słuchałem opowieści rodziców o życiu w leśniczówce, wspomnień związanych z wizytami saren i zajęcy w ogrodzie czy z rykowiskami jeleni w Borze Wilka. Kopałem bez słowa sprzeciwu dżdżownice dziadkowi, emerytowanemu drwalowi i zapalonemu wędkarzowi w zamian za opowieści o lesie i jego mieszkańcach. Słuchałem wspomnień o żywicowaniu korowaniu papierówki, układaniu stosów i przygodach leśnych robotników. Potem odkryłem świat książek i bogactwo wiedzy przyrodniczej w nich zawartej. Byłem najmłodszy w rodzinie, stąd w domu było wiele książek, z „Elementarzem” Falskiego na czele

5021

Szybko zatem nauczyłem się czytać, niechętnie przyjmując pomoc starszych braci. Pewnie dlatego mówili o mnie złośliwie, że jestem uparty jak kozioł…

Gdy byłem uczniem „podstawówki” szybko przeszukałem skromne zasoby szkolnej biblioteki, chłonąc książki o lesie. Byłem też pilnym i stałym klientem biblioteki pana Muchajera położonej tuż przy tzw. „klubokawiarni” prowadzonej pod szyldem Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej. Zasoby wiejskiej biblioteki nie były zbyt bogate, ale książek o lesie było sporo. Z niecierpliwością czekałem na powracające od innych czytelników opowiadania o losach Tomka Wilmowskiego i jego przyjaciół pośród  lasów Amazonii, Afryki czy  Nowej Gwinei. Poznałem też bogatą, pachnącą żywicą twórczość Arkadego Fiedlera. Najbardziej fascynowały mnie jednak powieści Tytusa Karpowicza i jego wspaniałe opowieści o naszych dzikach, jeleniach, wilkach, rysiach i Bałabuszce- złotym lisie, zebrane w Księgę Puszczy.

Było też wielu innych autorów opowieści o lesie, pracy leśników, obyczajach zwierząt W jesienne i zimowe popołudnia i wieczory czytałem, czytałem, czytałem… Nie natrafiłem jednak nigdy na magiczną książkę, która zupełnie niedawno ponownie pojawiła się na rynku za sprawą wydawnictwa Zysk i S-ka.

Książka jest bardzo poetycka, magiczna, baśniowa, a z drugiej strony niesłychanie prawdziwa, pełna solidnej wiedzy o lesie. Pewnie dlatego bardzo mnie zainteresowała i zauroczyła. Czytałem ją tak jak dawniej, późnym wieczorem, choć w czasach gdy byłem uczniakiem, sprytnie chowałem się przed mamą z książką i lampką nocną pod kocem …

Książka Bogdana Dyakowskiego jest też z jednej strony historycznym zapisem obrazu lasu sprzed ponad 100 lat, a z drugiej strony jest niesłychanie aktualna, choć została wydana w 1898 roku. Potem było jeszcze 6 przedwojennych wznowień tego niezwykłego dzieła i tylko jedno po wojnie, w 1947 roku. To najnowsze wydanie, które zawdzięczamy wydawnictwu Zysk i S-ka ukazało się 14 listopada 2016 roku. Zostało pięknie wydane w twardej, atrakcyjnej okładce i na dobrym papierze. Ale nie tylko to stanowi o atrakcyjności tego dzieła. Jego rangę dodatkowo podnoszą zdjęcia mistrza Włodzimierza Puchalskiego, co jest także sygnałem dla czytelnika, że to wyjątkowa treść, skoro ilustrują ją tak niezwykłe fotografie. Twórczość fotograficzna i literacka Włodzimierza Puchalskiego została niedawno  pięknie zaprezentowana  dzięki działalności Tomasza Ogrodowczyka i Ośrodka Rozwojowo-Wdrożeniowego Lasów Państwowych.

5024

Warto w tym celu zajrzeć na stronę:

http://www.sklep.bedon.lasy.gov.pl/

 

Bohdan Dyakowski wzbogacił swoje teksty cytatami z wielu wierszy i tekstów piosenek ludowych. Pokazał też, jak szczególnym znawcą przyrody był nasz wieszcz Adam Mickiewicz, ilustrując swoje opowieści fragmentami „Pana Tadeusza” i innych utworów poety. Sięgnął też z wielką znajomością rzeczy do poezji Teofila Lenartowicza, Jana Kochanowskiego, Marii Konopnickiej, Ignacego Krasickiego. Zwracając się do drzew woła raz słowami Mickiewicza, kiedy indziej Wincentego Pola, a nawet sięga do „Nocy Listopadowej” Stanisława Wyspiańskiego:

Na urwiskach jałowiec i sosna,

przygięta wichrem, drży…

Krzew zwarzył wicher ostry

i szron bieluchny mży…

Sądzę, że dziś wielu z nas nie pamięta kim był autor tej książki. Bohdan Dyakowski to przyrodnik, naukowiec i społecznik, dydaktyk ale też wielki miłośnik lasu. Wspaniały gawędziarz posiadający ogromną wiedzę praktyczną ale też ogromna wrażliwość płynącą z romantycznej duszy. Z jednej strony zwolennik pracy od podstaw, bardzo twórczy publicysta, autor setek artykułów i ponad 50 książek, a z drugiej strony poetycki przyrodnik sięgający do legend i sentymentalnych, bardzo osobistych ocen.

5022

Jestem przekonany, że z tej publikacji można nauczyć się jak ze swadą i polotem, okraszonym romantycznym duchem, można opowiadać o lesie i jego mieszkańcach. Jak pokazywać naukowo piękno przyrody, legendą opowiadać o mysikróliku, lisa nazywać „mistrzem forteli” i pokazać prawdziwy obraz człowieka w lesie. Dyakowski pięknie i obrazowo opisuje sprawę wycinania drzew w lesie, mówi o roli owadów i człowieka, który usiłuje sobie wciąż podporządkować przyrodę. Lektura dla wszystkich, którzy nie potrafią zrozumieć sprawy Puszczy Białowieskiej i niesłusznie oskarżają leśników. To także obowiązkowa  i z pewnością pasjonująca lektura dla nauczycieli, ludzi zajmujących się edukacją przyrodniczą i leśną, przyrodników, miłośników lasu, myśliwych oraz praktyczny podręcznik dla wszystkich leśników. Bo z tej książki dowiemy się rzeczy, o których pewnie nawet niektórzy z leśników nie słyszeli. Bo kto dziś pamięta co to smółka? Czy wszyscy wiedzą dlaczego kukułka jest wyjątkowo potrzebna w lesie? Czy dobrze znamy sorki czyli pilchy?

Książka „Nasz las i jego mieszkańcy” wydawnictwa Zysk i S-ka to obowiązkowa ale niesłychanie przyjemna lektura dla każdego, kto nie zważając na mróz, deszcz, suszę, komary i kleszcze każdą wolną chwilę spędza w lesie bo jest w nim z pasją zakochany.

Z pewnością dla wielu miłośników lasu ale też dla ludzi, którzy lasu zupełnie nie znają, będzie to doskonały prezent pod choinkę. Podobnie jak książki i płyty ze wspomnianego sklepiku ORWLP Bedoń. Bo choć wydaje się nam, że jest mnóstwo książek o lesie, choć wydaje się wielu ludziom, że doskonale znają las i jego mieszkańców i potrafią doskonale o nim pisać, to nie wszystkim, ale wielu rzeczywiście się wydaje. Z pewnością natomiast nie budzi wątpliwości doskonałość dzieł Bohdana Dyakowskiego i Włodzimierza Puchalskiego.

 Do księgarń zatem, bo przecież Boże Narodzenie tuż, tuż…

5023

 

Wzorem wielkich znawców kina i literatury zachęcających do oglądania oraz czytania klasyków, mogę z wielką radością i przyjemnością zakrzyknąć po lekturze książki do sympatycznych czytelników blogowych zapisków leśniczego:

Gorąco polecam!

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

Przepisu na święta szukajcie w lesie

$
0
0

503min

„Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta…

Cały świat się nagle zmienia,

Gdy maluje szyby mróz.

Pierwszej gwiazdy nad głowami jasny blask,

Jeden uśmiech znaczy więcej niż sto słów.”

 

To słowa popularnej piosenki śpiewanej w przedświątecznym czasie przez różnych wykonawców i często wykorzystywanej do reklam. Prawie tak znanej i wszechobecnej jak „Białe święta”… Ale czy te najpiękniejsze ze świąt potrzeba reklamować?  Czy aby poczuć magię Bożego Narodzenia rzeczywiście potrzebujemy pośpiechu, hałasu, szału zakupów, wrzasku czasem nachalnych reklam? Przecież nawet ta świąteczna piosenka bardziej ceni jeden uśmiech niż sto słów…

W lesie trwają ostatnie prace i codziennie pojawiają się samochody odbierające drewno. Wyjechały już wszystkie kłody „4”, został jeszcze wóz „3”, a jutro pojedzie dłużyca dębowa. Mój telefon dzwoni co chwilę, bo pomimo zbliżających się coraz bardziej świąt, wciąż pozostaje wiele spraw do zakończenia. Dokładnie liczę „kubiki” drewna , które pozostaje do odbiórki, ponieważ zakończenie roku, a szczególnie zakończenie planu 10- letniego wymaga wielkiej precyzji. Dziś odbierałem ostatnie prace i w zasadzie pozostało jeszcze nieco niezerwanego drewna z dwóch ostatnich trzebieży. Ostatnie dni roku gospodarczego to także spotkania z ludźmi, z którymi współpracowałem przez mijający rok. Od stycznia prace leśne będzie realizować inna firma leśna, dlatego dziś spotykałem się z panem Darkiem i jego synem Adrianem, ekipą pana Sławka, a jutro umówiony jestem z szefem Zul panem Pawłem. To ważne rozmowy, bo pomimo, że już niebawem będę współpracował z inną firmą wykonującą usługi leśne, należy podsumować i miło zakończyć rok wspólnej pracy w lesie. Przecież zulowcy wykonują w każdym leśnictwie bardzo różne prace i od ich zaangażowania wiele zależy. Nawet najlepszy praktyk, wybitny leśnik o dużej wiedzy leśnej niewiele osiągnie w swojej pracy bez doskonale funkcjonującego zula-a. Dobrze wspominam ten mijający rok, bo choć pracy było wiele, udało się wszystko zapiąć na ostatni guzik i w zasadzie w pełni zrealizować zaplanowane zabiegi. Moi wszyscy „zulowcy” jutro już mogą spokojnie świętować. Drwale zakończyli już wszelkie prace, a harwester pojechał do bazy

5031

 

 Tylko zrywkowe „Vimki” będą jeszcze zbierać drewno z dwóch ostatnich trzebieży i zwozić je do dróg wywozowych.

Dla mnie zostało jeszcze sporo „papierowej” pracy i jutro oprócz zajęć związanych z wywozem drewna zajmę się rejestrami odebranego drewna, zleceniami, zestawieniami prac i analizami pozyskanych sortymentów drzewnych. Muszę też koniecznie poszukać dla Was w lesie przepisów na udane święta. Dlaczego w lesie?

Przecież rodzinne, tradycyjne, polskie Święta Bożego Narodzenia mają swoje korzenie właśnie w lesie. Bez lasu i jego darów nie da się zrealizować przepisu na udane, rodzinne święta. Nie wierzycie? To oczywiste!

Choinka jest z lasu.

Według wierzeń przodków świerk, jodła i sosna zawierają w sobie życiodajne moce i mają cudowne właściwości, dlatego przynosimy je do domu. Świąteczna choinka to stary zwyczaj i wielu sądzi, że wcale nie przyjęty od Niemców w XX wieku. Przecież od wieków Słowianie wieszali u pułapu wierzchołek drzewka zwany w zależności od regionu podłaźniczką, jutką, jeglijką czy wiechą. To drzewko zastąpiono potem „odpatrzoną” rzeczywiście od Niemców pionowo stawianą choinką, która ma chronić dom od złych mocy. Każda ozdoba choinkowa oraz łańcuchy, jabłka, orzechy mają swoją symbolikę oraz ciekawą historię. Leśnicy nieustannie zachęcają do stawiania w domach żywych ekologicznych choinek, prosto z lasu. Sztuczna choinka jest wygodna, może służyć przez kilka lat i nie wymaga sprzątania. Jednak sztuczne drzewka zdecydowanie nie są ekologiczne, bo zarówno ich produkcja jak i utylizacja są uciążliwe, a nawet  szkodliwe dla naszego środowiska.

Żywy świerk, sosna czy jodła wypełniają nasze domy zapachem lasu, aromatem żywicy i widokiem najprawdziwszej zieleni. To wyjątkowe drzewko:

Znam drzewko najśliczniejsze z drzew,

co na tej ziemi rosną;

gdy w polu wiatr śnieżysty dmie,

kwiatuszki jego błyszczą się

i wszystkich darzą wiosną

(kolęda ewangelicka, słowa ks. Paweł Sikora)

 Z  pewnością żaden leśniczy nie jest w stanie przegapić magii świąt. Przypomina o niej nieustanie dzwoniący telefon, za pomocą którego miejscowy ksiądz proboszcz, sołtys czy  miejscowa nauczycielka, a także koledzy, znajomi, sąsiedzi pytają o choinkę i inne świąteczne symbole. Właśnie wtedy okazuje się jak wielu przyjaciół i znajomych ma leśniczy. Wpadają zupełnie przypadkowo do leśniczówki lub przez telefon pytają: „Jak w tym roku u ciebie z choinkami? Bo taka prosto z lasu, świeża i naturalna to dopiero coś! Załatwisz?” Chyba nikt dziś nie wyobraża sobie świąt Bożego Narodzenia bez przystrojonego , najlepiej żywego drzewka.

5032

W wielu kulturach drzewo, zwłaszcza iglaste, jest uważane za symbol życia, odradzania się, trwania i płodności. O tej zdolności odradzania się wspomina nawet biblijna księga Hioba: „Drzewo ma jeszcze nadzieję, bo ścięte, na nowo wyrasta, świeży pęd nie obumrze. Choć korzeń zestarzeje się w ziemi, a pień jego w piasku zbutwieje, gdy wodę poczuje, odrasta, rozwija się jak młoda roślina.”

To najśliczniejsze drzewko, czasem z trudem zdobyte, tworzy magię świąt i wokół niego gromadzą się ludzie związani ze sobą dobrymi uczuciami. Aż trudno uwierzyć, że zwyczaj ubierania choinki rozpowszechnił się u nas dopiero ok. dwustu lat temu.

Najstarsze doniesienia o choince, czyli drzewku przyozdabianym na Boże Narodzenie podobno pochodzą z Alzacji. Ślady tego zwyczaju znajdziemy w kazaniach kościelnych. Dotyczyły one ustawiania w domach iglastego drzewka: jodły, sosny lub świerku przybranego jabłkami, orzechami i ozdobami z papieru i słomy. Dawno temu, bo w 1604 r. teolog Dannhauer strofował wiernych z ambony krzycząc, że: „wśród różnych głupstw świątecznych jest także choinka". Zwyczaj ubierania drzewka w czasie świąt Bożego Narodzenia zyskiwał jednak na popularności. Na tereny Polski choinka przywędrowała na przełomie XVIII i XIX wieku. W zaborze pruskim propagowali ją pruscy żołnierze i urzędnicy. Najpierw był to obyczaj znany tylko wśród arystokracji. Na dwór królewski choinki trafiły w XVIII wieku dzięki Marii Leszczyńskiej, która została żoną króla Francji Ludwika XV i to ona jako pierwsza udekorowała Wersal choinkami.

Z czasem oprócz arystokracji zwyczaj strojenia choinki przejęła także szlachta i mieszczaństwo, a najpóźniej mieszkańcy wsi. W niektórych regionach południowej Polski choinki pojawiły się dopiero po II wojnie światowej.

Istnieje wiele legend związanych z choinkami. Jedna z nich każe uważać za "wynalazcę" choinki św. Bonifacego, zwanego apostołem Niemiec, który zginął z ręki pogan w VIII wieku. Legenda głosi, że św. Bonifacy nawracając na chrześcijaństwo pogańskich Franków ściął potężny dąb, który był dla nich drzewem świętym. Upadający olbrzym zniszczył wszystkie rosnące wokół niego drzewa poza małą sosenką. „Widzicie, właśnie ta mała sosenka – podobno powiedział misjonarz – jest potężniejsza od waszego dębu. I jest zawsze zielona, tak jak wieczny jest Bóg dający nam wieczne życie. Niech ona przypomina wam Chrystusa”.

Inna z legend mówi, że Bonifacy, aby przybliżyć poganom tajemnicę św. Trójcy, wykorzystywał trójkątny kształt sosny. Neofici zaczęli darzyć szacunkiem to drzewo, będące dla nich swoistą teofanią, czyli objawieniem się Boga w tym szczególnym znaku.

Według innych podań sosna została stworzona jak każde inne drzewo; miała kwiaty, liście i owoce. Ale gdy Ewa sięgnęła po zakazany owoc, liście sosny pomarszczyły się i skurczyły, przekształcając w igły, a kwiaty i owoce przemieniły się w szyszki. Od tej pory tylko raz w roku, w noc Bożego Narodzenia, sosna w cudowny sposób zakwita. Ludzie ozdabiają ją kolorowymi ozdobami i czasem nazywają „bożym drzewkiem”.

 Jeszcze inna  legenda głosi, że w noc, kiedy narodził się Chrystus, wszystkie zwierzęta i roślin wyruszyły do Betlejem, aby złożyć dar Nowonarodzonemu. Drzewo oliwne przyniosło oliwki, palma daktyle, tylko mała sosenka nie miała podarunku. Była tym bardzo zmartwiona, a do tego większe drzewa odpychały ją od malutkiego Jezusa. Wtedy stojący najbliżej anioł ulitował się nad nią i nakazał gwiazdom, aby zstąpiły z nieba i ozdobiły jej delikatne gałązki. Kiedy Dzieciątko spostrzegło piękne, iskrzące się drzewko, uśmiechnęło się i pobłogosławiło je. I powiedziało, że odtąd sosna w czasie świąt Bożego Narodzenia powinna zawsze być przybrana światełkami, aby przynosić radość dzieciom.

Jak widać królowa naszych borów, skromna sosna z polskiego lasu ma bogata historię i symbolikę związaną ze świątecznym czasem. Dlatego to właśnie sosna pojawia się w naszej leśniczówce jako drzewko świąteczne. Choć nie jest łatwo znaleźć odpowiedni okaz w gąszczu sosnowych młodników. Dlatego w naszym kraju najczęściej to świerki i jodły ze specjalnych plantacji są ustawiane   w domach i ozdabiane bombkami oraz lampkami. Dawniej na wsiach przyniesienie choinki do domu miało cechy kradzieży obrzędowej: gospodarz rankiem w Wigilię udawał się do lasu, a wyniesiona z niego choinka czy gałęzie, "ukradzione" innemu światu, za jaki postrzegany był las, miały przynieść złodziejowi szczęście. To już jednak przeszłość i dziś nie zachęcam do takich obrzędów, bo czujne oko ukrytej kamery z pewnością namierzy sprawcę kradzieży, która dziś nie jest obrzędowa a raczej karygodna…

Jemioła

 

Jemioła od wieków jest uważana za roślinę magiczną i dar bogów, gdyż rośnie wysoko, poza zasięgiem ludzi i zwierząt. Była szczególnie ceniona przez Celtów, którzy zamieszkiwali nasze ziemie przed Słowianami. Druidzi pod jemiołą odprawiali swoje rytuały i szczególnie czcili jemiołę, która wyrosła na dębie. Uznawano ją za dar bogów, zawieszony pomiędzy ziemią a niebiosami. Taką dębową jemiołę ścinano nie zwykłym, metalowym lecz złotym sierpem na białą płachtę. Ścięta jemioła nie mogła dotknąć ziemi, ponieważ wtedy straciłaby całą swoją magiczną moc. Dawano ją niepłodnym zwierzętom. Przygotowywano z niej także leki dla ludzi, gdyż była uznawana za panaceum na wszelkie choroby. Pod drzewem z którego ścinano jemiołę, składano ku czci bogów ofiarę z wołu lub z osła. Za jemiołę o najpotężniejszym działaniu uznawano tę ściętą w przesilenie zimowe, czyli właśnie teraz 21/22 grudnia. Pędy jemioły powieszone pod sufitem lub nad drzwiami chroniły domostwo przed złymi mocami i pożarami oraz zapewniały pomyślność. Jemioła i dziś sprowadza do domu szczęście, powodzenie oraz bogactwo. Często ozdobiona lampkami jest piękną dekoracją naszego domu

5033

W sklepach niewielki pęczek jemioły kosztuje kilkanaście lub więcej złotych. Wystarczy jednak wybrać się wcześniej na spacer i bez problemu znajdziemy ją w lesie. Jemioła to półpasożytniczy krzew, który znajdziemy na topolach, brzozach, drzewach owocowych i sosnach. Często zobaczymy przy niej różne ptaki, szczególnie jemiołuszki, które zjadają owoce jemioły, ale także bardzo lubią inne, np. jabłka.

5034

Przypominają one jagody w kolorze białawym, nieco szkliste o śluzowatym miąższu (nasiona są lepkie). Jemioła jest rozsiewana jest dzięki ptakom gdyż nasiona nie kiełkują ani w glebie ani w wodzie. Ptaki wcierają nasiona dziobem w gałęzie lub niestrawione wydalają z kałem.

 

Święty Mikołaj

 

Mimo tego, że nikt go chyba nie widział, wszyscy wierzymy w jego istnienie. Niepostrzeżenie wpada z podarunkami przez komin lub dźwiga wór z prezentami, gramoląc się z sań zaprzęgniętych w renifery. Zaprzęg Św. Mikołaja i czerwony nos Rudolfa widujemy najczęściej na tle zimowego lasu. Dlatego też najlepiej w lesie zostawiać listy do Mikołaja. Bo choć niby nie wierzymy w jego istnienie to wszyscy z niecierpliwością oczekujemy gwiazdkowych prezentów. Jednak prawdziwy Święty Mikołaj pochodził nie z lasu, ale z Miry w Anatolii. Był bardzo szlachetnym chrześcijaninem, a z czasem został biskupem. Mówi się, że otrzymany od rodziców majątek rozdał biednym i potrzebującym. Dlatego jego głównym atrybutem jest hojność i dobroczynność. Święty Mikołaj jest chyba najbardziej znaną i barwną postacią w kościele katolickim, ale też w historii. Swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim dobrym uczynkom. Jednak najbardziej rozpoznawalny wizerunek świętego Mikołaja dał światu koncern Coca-Cola. Charakterystyczna postać pojawiła się po raz pierwszy w reklamie marki w 1920 roku. Jedenaście lat później Haddon Sundblom, rysownik, na zlecenie Coca-Cola nadał Mikołajowi znany dziś, dobroduszny wygląd. Czerwony płaszcz i czapka z białym pomponem, siwe włosy i broda, szeroki pas i wysokie czarne buty. Wielkie spodnie zaciągnięte na jeszcze większy brzuch- to charakterystyczne cechy tego wizerunku popularnego świętego.  Tym samym, święty Mikołaj obchodzi w tym roku swoje 85 urodziny.

Kolędy i pastorałki

 

Bez tych melodii nie byłoby świąt i tej przedziwnej magii Bożego Narodzenia. Podobno najpiękniejsze kolędy śpiewają górale i w pełni to potwierdzam, a moi ulubieni wykonawcy to Hania Rybka i zespół sióstr- Gronicki. Jednak i leśnicy inspirowani świątecznym, zimowym lasem potrafili nagrać w 2012 roku piękną płytę z pastorałkami i kolędami. Jej powstanie wsparł Związek Leśników Polskich

5035

 Jurek Stachurski -barwna i znana postać pośród nie tylko zielonogórskich leśników  napisał muzykę do 9 autorskich kolęd. Płytę otwierają i zamykają dwie znane kolędy - "Bóg się rodzi" oraz "Cicha noc" - w wersji instrumentalnej, zagranej na rogach przez Zespół Muzyki Myśliwskiej "LUBUSKIE FANFARY"

Posłuchajcie zresztą sami:

http://www.youtube.com/watch?v=qvpb_AgrnrQ&feature=youtu.be

 

http://www.youtube.com/watch?v=ZrymtO-Hq8c&feature=youtu.be

 

 Opłatek

Przy wigilijnym stole, gdy zabłyśnie pierwsza gwiazdka zasłuchajcie się w kolędy z płyty „Leśna kolęda 2012” i połamcie się opłatkiem. Najważniejszym momentem i faktycznym rozpoczęciem Świąt Bożego Narodzenia jest moment dzielenia się opłatkiem. Kładziemy go na wigilijnym stole w ozdobie z łapek świerkowych.

5036

 W Polsce to zwyczaj bardzo odrębny, jedyny w swoim rodzaju i mający znaczenie mistyczne. W dzieleniu się opłatkiem nie przeszkadzały nam wojny, rewolucje i inne zakręty dziejów. Łamano się nim w mrozach Syberii na zsyłce, w obozach koncentracyjnych, w okopach wojennych oraz na dalekiej emigracji. Opłatek wysyła się bliskim osobom, nieobecnym przy wigilijnym stole w listach, łącznie z świątecznymi życzeniami. Pięknie zdobione opłatki były główną ozdobą dawnych podłaźniczek. Wyrób opłatków to osobna dziedzina sztuki, gdzie przeplata się polska fantazja ze zręcznością artystów. W wigilijny wieczór dzielenie się opłatkiem rozpoczyna zawsze pan domu, który rozdaje białe kawałki każdemu z obecnych… Nie zapomnijcie podzielić się opłatkiem i karmą z ptakami oraz wszelkimi zwierzętami. Dawniej można było zaopatrzyć się w kolorowy opłatek, przeznaczony właśnie dla zwierząt. Pamiętam jak w wigilijny wieczór zanosiłem różowe i zielone opłatki kurom, świniom, królikom i dzieliłem się nimi z ulubionym kundelkiem Cywilem. Skoro dziś poszedł w zapomnienie ten zwyczaj to przynajmniej w czasie świątecznego spaceru podrzućcie w lesie zwierzętom do paśnika marchewkę lub np. garść ziarna kukurydzy.

Świąteczne potrawy

Dla wielu z nas święta i rodzinne spotkania przy stole kojarzą się ze strachem  przed zbędnymi kilogramami i zwyczajnym obżarstwem. Jeśli świąteczne potrawy przygotujemy w oparciu o dary lasu: grzyby, owoce leśne, zioła, może nawet dziczyzną, to  z pewnością  zakrzykniemy za moim serdecznym przyjacielem z Poznania Waldkiem Kurowskim:

Jedza nie szkodzi!

Wiara godom wam, jak żyje,

Nie od jedzy człowiek tyje!

Można spucnąć giyre z krzanem,karmonade tuż nad ranem,

A wieczorem pyre z gzikiem

I berbeli popić łykiem.

Rano zaś gdy przyńdzie smaka

Na gulorza, czy kuraka,

 Nie martw się, ze znów przytyjesz,

Ciesz się jednym, tym, że żyjesz!

Jednak sekret w tym ukryty,

Czyś jezd głodny, czy też syty,

Choć w tym dziebko jest mozołu,

zawsze w pore wstań od stołu.

O ile zrozumieliście ten przekaz w poznańskiej gwarze to możemy być pewni, że jeśli świąteczne potrawy pochodzą ze zdrowej kuchni na bazie leśnych składników i gdy rzeczywiście w porę wstaniemy od stołu to możemy z czystym sumieniem zachwycić się też „słodkim” jak mawiają Wielkopolanie.

Bo w święta zobaczymy na stole wiele mięs, sałatek, bigos oparty na darach lasu ale też świąteczne słodkie wypieki. Charakterystycznym dla Bożego Narodzenia ciastem jest piernik.

5037

 A skoro piernik, to jego podstawowym składnikiem jest miód. Najlepsze miody pochodzą z lasu, z pasiek zlokalizowanych z dala od ludzi, miast i dróg. Nie znam lepszego miodu jak miód z leśnej, beskidzkiej  pasieki leśnika Jerzego Miliszewskiego. Z tego miodu powstają fantastyczne świąteczne  pierniki. Bo przecież na dwa tygodnie przez Wigilią tradycyjnie piecze się pierniki. Podczas świąt w pszczewskiej leśniczówce towarzyszy nam to staropolskie ciasto wypiekane według sprawdzonego od pokoleń przepisu:

W rondelku na kuchni podgrzewamy trzy szklanki miodu i szklankę cukru. Dodajemy zmielone przyprawy piernikowe: 2 łyżki stołowe goździków, łyżeczkę od herbaty świeżo tarkowanej gałki muszkatołowej, łyżeczkę pieprzu mielonego, 2 łyżki stołowe dobrego kakao. Dorzucamy tabliczkę czekolady. Jak się wszystko połączy, studzimy. Zawartość rondelka wlewamy do makutry, ucierając dodajemy mąkę – zmieszane dwie szklanki mąki pszennej i dwie szklanki mąki żytniej, do tego 6 jaj, 25 dag masła oraz 4 łyżki oliwy. Wybijamy to przez pół godziny, aby na końcu dodać bakalie obtoczone w mące, aby nie opadły na dno w cieście: orzechy, rodzynki, pokrojone figi (po 20 dag) i łyżkę czubatą od herbaty sody rozpuszczonej w kieliszku mleka (około 150 ml). Jeśli ciasto jest rzadkie, dosypujemy mąki pszennej do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Wylewamy ciasto na dwie blachy i pieczemy w niezbyt gorącym piekarniku (170 stopni) 1–1,5 godziny. Pamiętajmy, że piernik im starszy, tym lepszy. W dniu Wigilii możemy przełożyć go kremem, domowym dżemem, np. z czeremchy lub czarnej porzeczki, lub polać czekoladą.  

 

Kusztyczek nalewki

Po kolacji wigilijnej, kolędach i emocjach związanych z rozpakowywaniem prezentów leżących pod choinką, miło napić się czegoś pysznego i zdrowego. Tu także pomaga nam tradycja i mądrość przodków, którzy czerpiąc z darów lasu i ogrodu wymyślili receptury doskonałych, naturalnych i zdrowych nalewek. Na każdy przepis składa się ogromna wiedza na temat leśnych owoców, ziół, korzeni, a także miodów czy przypraw. Łączenie wszystkich smaków z alkoholem w sobie tylko znanych proporcjach jest wielką sztuką.

Nalewki najczęściej sporządzamy w bardzo niewielkich ilościach z własnoręcznie zbieranych owoców i ziół, dlatego każda jest wyjątkowa. Może być miłym, świątecznym  prezentem dla niecodziennych gości, rodziny i serdecznych przyjaciół .

Ważne jest także, jak i w czym podajemy nalewkę. Oryginalnym kieliszkiem jest kulawka. To szklany kieliszek bez nóżki, często oprawiony w róg lub metal, kunsztownie zdobiony, popularny w Polsce od XVII wieku. Nazywana jest także kuszykiem lub kusztykiem, stąd powiedzenie: „Napić się po kusztyczku nalewki”.

5038

Las podpowiada nam wiele rozwiązań i kryje wiele ciekawych przepisów na udane święta. Wystarczy posiadać tylko nieco wiedzy na temat tego, co nam oferuje i dbać o dorobek naszych przodków, którzy stopniowo odkrywali jego tajemnice. Udane święta to nie tylko drogie prezenty, to nie wyszukane, egzotyczne potrawy ze składników zakupionych w sklepach. Okres Bożego Narodzenia, gdy pachnie zielonym drzewkiem, drożdżowym ciastem i innymi smakołykami, jest czasem bardzo rodzinnym. Siadamy razem do stołu, który od lat łączy ludzi.

5039

 Dlatego warto zadbać, aby na świątecznym stole pojawiły się smaki znane nam z dzieciństwa i przekazać ich urok dzieciom oraz wnukom. Nie odnajdziemy tej magii w ekskluzywnym kurorcie, ani w nawet najlepszej restauracji, gdzie niektórzy spędzają świąteczny czas.  Magia świąt polega przecież przede wszystkim na wspólnym, rodzinnym przygotowaniu świąt w oparciu o tradycyjne przepisy, których tak wiele kryje się w babcinych kredensach, ale także w lesie. Spotykajmy się w radosnej, rodzinnej atmosferze przy pachnącej lasem choince i polskich potrawach pachnących grzybami, miodem, owocami leśnymi i ziołami. Już niebawem…

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

 

 [JS1]

Rok dla lasu i leśniczego to tak niewiele

$
0
0

504min

Dopiero teraz mogę spokojnie usiąść i pozbierać myśli, a przecież dawno minęła godzina 19. Wczoraj zrobiłem ostatnie w tym roku przychody drewna, wprowadzając do ewidencji stosy o numerach 9016 i 9017. Dziś wystawiłem też ostatni kwit wywozowy i pożegnałem się ze stosami papierówki sortowanej, które pojechały do odbiorcy. W biurze nadleśnictwa zostawiłem dziś szereg dokumentów zamykających rok gospodarczy w lesie. A mój rok? Rok leśniczego, ale też męża, ojca, dziadka nie wymaga zamykania, precyzyjnego rozliczania ani drobiazgowego dokumentowania.

Jednak warto na chwilę nad nim podumać, podsumować to co przyniósł. W leśnictwie był to szczególny rok, bo kończący też 10-letni plan urządzania lasu. Ten 10-letni plan nazywany operatem, ale też biblią leśniczego jest zatwierdzany przez ministra środowiska i musi być skrupulatnie oraz w pełni wykonany. Dlatego praktycznie do ostatnich godzin roku trwały prace kończące ostatnie trzebieże. Udało się jednak wszystko wykonać i „zapiąć na ostatni guzik” zaplanowane zadania z ochrony, hodowli i użytkowania lasu. Wielkim wyzwaniem tego roku była budowa nowej drogi przez leśnictwo. W zeszłym roku powstał pierwszy, ponad trzy kilometrowy odcinek z granitowego tłucznia, czyli „biała droga”

5041

W tym roku powstał podobnej długości, ale technicznie znacznie trudniejszy odcinek bazaltowej, „czarnej drogi”

5042

Oprócz realizacji wszystkich normalnych, codziennych, pracochłonnych zadań wiele uwagi poświęcałem budowie drogi. Wytyczałem pas do wycinki, nadzorowałem usuwanie gałęzi i karp, ustalałem z kierownikiem budowy i geodetą usytuowanie zjazdów, mijanek, rowów. Zaglądałem tam zwykle przynajmniej dwa razy dziennie aby nic nie umknęło uwadze. Bardzo dobrze współpracowało się z wykonawcą i pracownikami „zul-a”, którzy cierpliwie wracali usunąć kolejne przeszkadzające drzewo lub gałąź. Ale warto było i można teraz z dumą spoglądać na zakończone dzieło porównując jak było wcześniej

50431

Teraz to samo miejsce wygląda zupełnie inaczej.

5044

Droga będzie służyć wiele, wiele lat nie tylko leśnikom i pracownikom leśnym ale wszystkim korzystającym z lasu. Dla mnie to będzie chyba najbardziej pamiętne wydarzenie zawodowe roku 2016…

Wiele działo się w moim leśnictwie w tym roku i na szczęście były to wydarzenia pozytywne. Tegoroczne odnowienia udały się znakomicie, co potwierdziła ocena upraw wykonana przez moich przełożonych i co widać na załączonym obrazku.

5045

 Pięknie rosnące nowe pokolenie lasu to najlepsza wizytówka świetnej znajomości sztuki leśnej i fachowości leśniczego. Choć z drugiej strony co można poradzić na suszę, podtopienia, przymrozki, grzyby zabijające drzewka, żarłoczność pędraków, szeliniaków ale także zwierzyny leśnej, która podgryza nie tylko owoce ale też młode drzewka?

50411

Ale leśniczy potrafi sobie poradzić z wszelkimi przeciwnościami losu, przyrody i działalności ludzi, a można by je bardzo długo wymieniać. Sukcesem tego roku jest też praktycznie zupełny brak pożarów. Choć problemem były z kolei silne wiatry, szczególnie w czerwcu, które spowodowały konieczność usunięcia złomów i wywrotów w ilości blisko 1500 m3. Nie było za to potrzeby używania środków chemicznych i zwalczania nadmiaru owadów. Nie wystawiałem też nikomu mandatów, choć wielokrotnie, cierpliwie pouczałem wielu użytkowników lasu. Taka harmonia pomiędzy ludźmi i przyrodą bardzo cieszy, choć nie jest łatwa do osiągnięcia. Dlatego sporo czasu i energii poświęciłem na edukację przyrodniczą, spotkania z różnymi ludźmi i tłumaczenie różnorodnych działań leśników. Napisałem też w tym roku sporo tekstów o lesie, pracy leśników i przyrodzie. Warto było, bo oprócz wielkiej przyjemności i pogłębienia mojej własnej wiedzy o lesie, przyniosło mi to w ostatnich dniach roku wielce satysfakcjonujący i zaszczytny tytuł Lidera Ekologii Województwa Lubuskiego.

5046

Otrzymałem ten tytuł także m.in. działalności blogerskiej, bo oto uzasadnienie decyzji Prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Zielonej Górze Jolanty Fedak:

Nominowany przez Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Lubuskiego. Nominacja dla leśnika, przyrodnika, dziennikarza i społecznika w powiecie międzyrzeckim. To współzałożyciel Klubu Przyrodników - Świebodzin 1983, dziś organizator i pomysłodawca wielu inicjatyw społecznych, m.in. plenerów dużej rzeźby w drzewie w Pszczewie, Festiwalu Wsi Sołeckich Gminy Pszczew, gminnych akcji Sprzątanie świata, Pomóżmy Kasztanowcom, Święto Drzewa, inicjator spotkań integracyjnych i wykładów o lesie i przyrodzie dla niepełnosprawnych powiatu międzyrzeckiego, dziennikarz – ornitolog, felietonista i redaktor m.in. miesięcznika Głos Lasu i kwartalnika Echa Leśne, redaktor Bloga Leśniczego na stronie internetowej www.lasy.gov.pl, autor i współautor publikacji o lesie i przyrodzie, m.in. „Ludzie i las” oraz „Gmina Pszczew i Pszczewski Park Krajobrazowy w obliczu europejskiej sieci ochrony przyrody Natura 2000”.

Leśniczyna Renia zrobiła mi pamiątkowe zdjęcie z panią prezes i dyrektorem Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Lubuskiego Alina Jągowską

5047

Mijający rok upłynął nam wszystkim zdrowo i przyniósł też same dobre chwile w rodzinie. A co może być cenniejsze jak zdrowie i rodzina? Spotkaliśmy się w rodzinnym, kompletnym gronie pod sosnową choinką. Znalazłem pod nią piękną edycję kultowych książek Arkadego Fiedlera, choć nasz Julek bardziej ceni puzzle ze świnką Pepą i kolejkę, którą składał z ciocią Igą

 5048

Prezenty przyniósł osobiście święty Mikołaj, a to znaczy, że wszyscy w domu grzeczni byli przez cały rok.

5049

 Działo się wiele w pracy, w domu, ogrodzie, pośród lokalnej społeczności i pomiędzy bliskimi. Wiele czasu absorbował Julek, ale co może być przyjemniejszego jak wspólny wypad do lasu?

50410

 Rok minął zatem dobrze, choć pewnie o tym, co przyniósł każdy z 365 dni można by z pewnością napisać książkę, a nie tylko niewielki, blogowy wpis.

A jeśli mowa o książce to właśnie dziś przyjechał do mnie z drukarni „Rok leśniczego”- moja książka...

50412

Na 388 stronach, ilustrowanych moimi 260 fotografiami znajdziemy zapis roku leśniczego. To książka o zwyczajnym życiu leśniczego i ludzi, których codziennie spotyka przez cały rok, napisana prostym, zrozumiałym dla każdego językiem. Najlepiej podsumują ją, tak jak również mijający rok, ostatnie akapity mojego zakończenia:

Rok dla życia lasu jest mgnieniem oka. Pewnie dlatego przechadzka z leśniczym przez lasy zachodniej Polski, wyznaczona kartami tej książki, może wydawać się tak krótka. Dla człowieka każde 365 dni jednak znaczy więcej, bo nasze życie jest mniej trwałe jak życie lasu. W szczególny, może nieco inny sposób, rozumieją to leśniczowie, którzy żyją w bezpośrednim otoczeniu przyrody ale też w nieustannym kontakcie z ludźmi. Stąd mój każdy dzień leśniczego jest - tak jak dzień z życia lasu - różnorodny i barwny. To dlatego, pomimo trudności, kłopotów i przeciwności losu, niezależnie od warunków życia, pracy i płacy codziennie mówię z dumą: jestem leśniczym. Pomimo czerpania z doświadczenia i wiedzy poprzednich pokoleń leśników mój każdy dzień niesie wciąż nowe doświadczenia, wrażenia, emocje. Każdy dzień leśniczego to także inni ludzie, których spotykam na swojej drodze. Na tym właśnie polega urok tej profesji, która mieści w sobie wiele innych zawodów i umiejętności. Spoglądam codziennie na otaczający mnie las, w którym znam każdy zakamarek i z wzajemnym szacunkiem pozdrawiam ludzi ze swojego otoczenia.

 Żyję nadzieją, że po lekturze tej książki  inaczej spojrzycie na las i na postać leśniczego. Zrozumiecie misję leśników, z jaką idą przez nasze wspólne lasy, ale też żyją pośród ludzi. Może przydadzą się rady leśniczego? Korzystajcie z doświadczeń i przepisów leśniczyny Reni, bo gwarantują one troskę o zdrowie, które jest dla nas tak ważne. Lasy są dla ludzi, a tylko od nas zależy, czy potrafimy z nich mądrze i w pełni korzystać. Ambicją leśników jest to, aby wciąż podpatrując przyrodę dobrze zarządzać lasami ale też aby nauczyć ludzi szacunku dla przyrody. Osiągnięcie tego celu wymaga ciągłej nauki, doskonalenia się i nabywania nowych umiejętności. To dlatego na kartkach swojego kalendarza w zielonych okładkach każdego dnia zapisuję sprawy związane ze zjawiskami przyrody, życiem lasu i z ludźmi, którzy z niego korzystają. I las, i ludzie wciąż się zmieniają. Poznaliście tylko niewielką część tych zapisków, nieco bliżej poznaliście leśniczego, ale zostało jeszcze do odkrycia wiele leśnych tajemnic, bo przecież rok to dla lasu, ale też i dla leśniczego tak bardzo niewiele…

 

Ale o książce opowiem Wam w przyszłym roku, bo przecież na razie są ważniejsze sprawy. Sylwester spotka się o północy z Mieczysławem, a to oznacza, że rozpoczniemy kolejny, już 2017 rok. A w tym minionym działo się, oj działo i to jak widać, do ostatnich godzin…

Życzę wszystkim, którzy tu zaglądają-

 leśnikom i wszystkim zawodowo lub emocjonalnie związanym z lasem, ich rodzinom, przyrodnikom, sympatykom lasu i leśników, życiowym i blogowym znajomym oraz przyjaciołom, ale także malkontentom, niedowiarkom i krytykantom poczynań leśników, tym, którzy znają i kochają las, ale także tym, którzy go nie lubią lub się go boją-

Najlepszego, przyjaznego, najbardziej leśnego i zielonego, zdrowego, szczęśliwego i udanego Nowego Roku 2017

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

Z nowym rokiem - nowym krokiem…

$
0
0

505min

Z nowym rokiem - nowym krokiem…

„Tak mawiał mój dawny sąsiad, emerytowany leśnik, bardzo sympatyczny Tadeusz Bąk. Podobno z początkiem każdego roku warto coś zmienić. W moim przypadku będzie to pisanie „Bloga leśniczego”. To dla mnie nowe wyzwanie i ambitne zadanie, które co gorsza, sam sobie wyznaczyłem.”

Tymi słowami zapoczątkowałem swoją przygodę z blogiem 14 stycznia 2011 roku. Aż nie chce się wierzyć, że to było już tak dawno. Przez te lata powstało wiele, wiele wpisów na bardzo różne tematy. Początkowo miał to być blog wyłącznie o pracy leśniczego: o czyszczeniach, trzebieżach, drewnie i  drwalach. Jednak z czasem stał się bardziej osobisty. Pojawiły się tam opowieści o mieszkańcach leśniczówki, o wydarzeniach rodzinnych ale też sprawach społecznych. Opowiadałem o wydarzeniach kulturalnych, tradycji, obyczajach, legendach i historii regionu. Przytaczałem stare przepisy kulinarne i zachęcałem do jak najpełniejszego korzystania z tego, co oferuje nam las i otaczający nas wszystkich świat przyrody. Opowiadałem czytelnikom o imprezach leśnych, targach, jubileuszach. O wydarzeniach ważnych, radosnych, uroczystych ale także smutnych, jak np. pogrzeb Tadeusza Bąka, którego słowa stały się tytułem pierwszego i dzisiejszego wpisu.

Przez te lata blogowania wiele nauczyłem się. Czerpałem wiedzę z Waszych komentarzy, listów i wpisów blogowych gości, znajomych oraz przyjaciół. Tak, przyjaciół, bo okazało się, że i w blogosferze można poznać i zdobyć przyjaciół. Wcześniej nigdy nawet nie przypuszczałem, że jest to możliwe. Wychowałem się w bezpośrednim kontakcie z przyrodą, z dala od zgiełku miasta i w sumie dość późno zetknąłem się z wirtualnym światem. Dlatego nie myślałem, że on mnie tak zainteresuje. Nie myślałem, że otwiera takie możliwości. Bo dziś książki znanych, wybitnych pisarzy drukuje się w dziesiątkach tysięcy, a na blog zwykłego leśniczego każdego dnia zaglądają tysiące, a czasem nawet dziesiątki tysięcy czytelników.

Dawniej czasem, a potem coraz częściej blog był cytowany, pojawiał się na różnych portalach, np. na www.wykop.pl lub głównej stronie www.gazeta.pl

5051

Wtedy ilość odwiedzin gwałtownie rosła. Ale nie o statystyki, słupki poparcia i rekordy tu chodzi. To nie pozycja w rankingu bloga ani popularność jego autora jest ważna. Przecież ten blog nie istnieje po to, aby zarabiać na umieszczonych w nim reklamach czy na lokowaniu produktu. To blog zwykłego leśniczego, który opowiada o życiu lasu i pracy leśników. Najważniejszy jest kontakt z Wami- czytelnikami tego bloga. Tymi stałymi, którzy wyglądają kolejnego wpisu. Okazjonalnymi i ciekawymi lasu, którzy od czasu do czasu zaglądają tu skuszeni zdobyciem wiedzy na konkretny temat. Ale także zupełnie przypadkowymi, którzy „guglając” w dowolnej przeglądarce w poszukiwaniu jakiegoś tematu wpadają tu znienacka. Czasem to jednorazowe odwiedziny, ale często takie zrządzenie losu przynosi nowego stałego czytelnika. To jest właśnie fascynujące i motywujące do dalszego działania. To dlatego warto nowym krokiem wkraczać w kolejny rok przygody z blogiem. Bloga, który opowiada o życiu zawodowym ale też prywatnym leśniczego, innych ludzi lasu oraz tłumaczy co i po co w lesie piszczy… Przecież im częściej tu zaglądacie, tym lepiej znacie pozornie tajemniczy las, więcej wiecie o jego mieszkańcach i nawet najmniejszych składnikach. Inaczej spoglądacie też na leśników, zmieniając własny obraz naszego wizerunku, często stereotypowego, nieudolnie i nierzetelnie kreowanego przez różne przekazy. Pewnie pomagają w tym też fotografie, którymi ilustruję swoje wpisy. Bo spoglądam na las obiektywem aparatu nieco inaczej, bo także dodatkowo przez pryzmat tego, że jestem leśniczym

5052

Przez lata pisania bloga nabrałem nawyku ciągłego kontaktu z aparatem fotograficznym i rejestrowania przy każdej okazji ciekawych zdarzeń z życia lasu i ludzi go odwiedzających, a także zainteresowanych tą tematyką

5053

Jestem przekonany, że każdy kto tu w miarę systematycznie zagląda inaczej teraz spogląda na leśników i ich działalność w polskich lasach. I właśnie o to chodzi!

O północy, gdy kalendarzowy, a pewnie nie tylko kalendarzowy Sylwester przywitał się z Mieczysławem, rozpoczął się kolejny rok w naszym życiu

5054

Z pewnością będzie to dla wielu z nas i dla mnie również pracowity rok. Przede mną nowe wyzwania, nowe zadania, nowe pomysły… Z nowym rokiem także nowym krokiem wkraczam w blogowy świat. Ale nie zamierzam wprowadzać istotnych zmian lecz nadal uczyć się, rozwijać, poznawać nowych ludzi. Bardzo wiele uczę się też od Was, dlatego jak najczęściej zaglądajcie do zapisków pszczewskiego leśniczego, czytajcie ale też komentujcie, pytajcie i  piszcie na znany adres dodawany do każdego wpisu.

Najlepszego Roku 2017!

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

Czas poboru

$
0
0

506min

 

W wielu nadleśnictwach od początków grudnia, a w zasadzie już dużo wcześniej trwa czas poboru. Najpierw trwają żmudne przygotowania SIWZ, czyli specyfikacji istotnych warunków zamówienia, ogłaszanie, weryfikowanie, ocenianie. Potem jest ocena kandydatów, a w zasadzie ich ofert. Jeśli zaprocentuje nie tylko doskonała znajomość ustawy o zamówieniach publicznych (a inaczej być nie może) ale też szczęście i zwykła, ludzka wzajemna życzliwość - początkiem stycznia w każdym nadleśnictwie są podpisywane umowy na usługi leśne. Bo naturalnie nie chodzi tu o czas poboru do wojska, lecz o kontrakty na usługi leśne.

Na początku lat 90 XX wieku w trakcie tzw. „transformacji ustrojowej” dawni pracownicy leśni zatrudniani w nadleśnictwach zostali przedsiębiorcami. Powstały „zule” czyli zakłady usług leśnych. To właśnie te różnej wielkości firmy leśne są realizatorami wszelkich prac w lasach, które wykonują w oparciu o umowy podpisywane z nadleśniczym. Prace zlecają i odbierają leśniczowie. Umowy są zawierane zwykle na rok, choć w niektórych rejonach kraju stosuje się umowy kilkuletnie. Zasady rynku usług i przetargów, w ramach których wyłaniani są usługodawcy podlegają rygorom ustawy o zamówieniach publicznych. No i właśnie teraz są finalizowane umowy z przedsiębiorcami leśnymi, czyli używając wojskowej terminologii mamy czas poboru…

Skąd to wojskowe skojarzenie? Przecież przez lata leśnicy swoim wyglądem i zachowaniem bardzo przypominali oficerów

50611

Leśne mundury ale także styl zarządzania na przestrzeni lat miał wiele wspólnego z wojskowym drylem. Z kolei na „zulowców”, szczególnie nie właścicieli, ale pracowników zakładów leśnych, czyli drwali, zrywkarzy, operatorów maszyn ale także „operatorów” siekier, tasaków czy szpadli, mówi się czasem „szara, leśna piechota”

5062

Jednak nie chodzi tu o wojskowy rygor i wydawanie komend lecz o współpracę i odpowiedzialność. Bo każdy, kto ma pojęcie o gospodarce leśnej wie, że dobra współpraca pomiędzy gospodarzem lasu czyli leśniczym, a wykonawcą wszelkich prac, czyli zakładem usług leśnych to fundament istnienia trwałych i atrakcyjnych dla wszystkich lasów.

To ta szara piechota ścina drzewa i zamienia je w drewno, zrywa kłody i dłużyce, układa wałki i szczapy, sadzi nowe pokolenie lasu, pielęgnuje malutkie drzewka, a potem dojrzewające młodniki czy drągowiny. To „zulowcy” sprzątają śmieci w lesie, konserwują a czasem budują miejsca postoju, wiaty edukacyjne, porządkują drogi pożarowe, a w razie potrzeby dogaszają i dozorują pożarzyska. Pracują o różnych porach dnia i nawet nocy, czasem bez względu na warunki atmosferyczne. Razem, ramię w ramię z leśnikami i są to partnerskie zasady współpracy. Choć, jak to bywa przy intensywnej i odpowiedzialnej pracy, czasem zdarzają się różnice w poglądach i konflikty. Leśniczy chciałby wykonać wszystkie zadania terminowo, jak najdokładniej i jak najtaniej, a zulowiec chciałby jak najwięcej zarobić przy najmniejszych kosztach. Widać jednak po coraz piękniejszych i zasobniejszych lasach, że można pogodzić te pozornie różne oczekiwania i jest to zgodna oraz udana współpraca.

5063

 Jak zawsze należy kierować się zasadą czy nawet filozofią „złotego środka”. Filozofia "złotego środka" wymaga według mnie wielkiej mądrości życiowej polegającej na zachowywaniu spokoju i równowagi ducha, opanowywaniu namiętności i ostrożnym przyjmowaniu sukcesów oraz porażek. Bo przecież zawsze są i sukcesy, i porażki, to normalny element naszego życia i pracy. Jedne i drugie trzeba przyjmować ze spokojem. To bardzo ważna umiejętność, chyba niezbędna dla zarządzania tak cennym dziedzictwem jak las. Konieczna też dla pogodzenia interesu przyrody ( który reprezentować powinien leśniczy) i interesu rynkowego bo nim zwykle kieruje się zulowiec jako przedsiębiorca. Można tu wzorować się na wielu mędrcach i filozofach albo kierować się własnymi zasadami, choć na ich wypracowanie należy dać sobie zwykle sporo czasu. Po ponad 30 już latach pracy z ludźmi mam naturalnie własne doświadczenia i zasady, ale dla mnie wzorem jest tu po części Horacy  i Arystoteles.

Filozofię Horacego dobrze ilustruje jego słynna maksyma: „carpe diem” („chwytaj dzień”). Oznacza ona, że należy wykorzystywać w pełni każdy dzień życia i cieszyć się chwilą. Po co zatem kłócić się, udowadniać swoją wyższość za wszelką cenę i tracić dobrą energię? Choć czasem, niestety, tak bywa na styku leśniczy- zulowiec. Są to jednak nieliczne przypadki.

Mam, podobnie jak wielu leśniczych, wielki szacunek dla ludzi lasu. Wielu już ich spotkałem poznałem w codziennej pracy na swojej życiowej i zawodowej drodze. Właśnie kolejny zakład usług leśnych podpisuje umowę z „moim” nadleśnictwem, czyli niebawem zakończy się czas poboru. Pozostanie ustalenie szczegółowych zasad codziennej współpracy, uzgodnienia z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy, dobrej organizacji wszelkich prac, realizacji zasad certyfikacji gospodarki leśnej i wielu innych detali współpracy . Wymaga to sporej ilości dokumentów

5064

 Zapewne rzadko zastanawiamy się nad pracą i motywacją do pracy drwali i zrywkarzy, pracowników „zula” odnawiających i pielęgnujących las, wykonujących czyszczenia czy trzebieże. W deszczu i upale, latem i zimą targają ciężkie wałki drewna, pracują fizycznie w roju much, meszek i komarów, są gryzieni przez kleszcze.

5065

 Z pewnością nie są krezusami finansowymi, ale często razem pracuje ojciec z synem i obaj nie wyobrażają sobie innej pracy niż „zulowanie”.

Bo przecież należy zdać sobie sprawę z tego, że oni tak jak leśnicy, kochają swoją pracę i mają do niej powołanie. W tym momencie może się ktoś uśmiechnąć pod nosem mrucząc: „no bez przesady! Powołanie jest potrzebne do szpadla czy siekiery?” Ale jeśli ktoś sam klejącą od żywicy ręką chwycił szpadel lub siekierę, lub przynajmniej miał okazję uścisnąć twardą dłoń drwala i chwilę z nim porozmawiać, to zrozumie o czym myślę.  Praca „leśnej piechoty” choć mało eksponowana, trudna, niebezpieczna       ( np. w ubiegłym roku było wyjątkowo dużo wypadków w lasach, więcej niż choćby w górnictwie), realizowana w różnych porach dnia i w każdych warunkach atmosferycznych ma dla lasów ogromne znaczenie.

Bez tych, którzy właśnie są na etapie poboru niewiele można konkretnie zdziałać w lesie. Bo zarządzając ponad tysiącem, a często też ponad dwoma tysiącami hektarów trzeba mieć rzetelnego wykonawcę szerokich zadań gospodarki leśnej. Nie jest to łatwa działalność, to oczywiste.  To wszystko co zaplanuje i zleci leśniczy każdego z ponad 5 tysięcy leśnictw Lasów Państwowych „zulowiec”  musi dokładnie wykonać w ustalonym terminie. Konieczna jest przy tym wiedza i racjonalne działanie, bo trudno bezpośrednio nadzorować i „patrzeć na ręce” każdego pracownika leśnego. Mnogość zadań leśniczego wymaga od niego bardzo dobrej organizacji pracy i umiejętności współpracy, szczególnie właśnie z wykonawcami prac leśnych.

5066

 Dobra współpraca polega głównie na dążeniu do kompromisu. Znowu wrócę zatem do idei „złotego środka” i szczęśliwego kompromisu.

Warto wzorować się na lepszych, na ich powiedzenia i nie są to tylko cytaty potrzebne w szkolnych wypracowaniach czy studenckich pracach.   Pamiętacie co mawiał Konfucjusz? Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem. Z mojej praktyki wynika, że to myśl idealnie pasująca do relacji leśniczy-pracownik leśny…

A jak osiągać kompromisy? Spójrzmy na myśl Arystotelesa, który twierdził, że aby móc osiągnąć szczęście, nie wolno popadać w skrajności. Zarówno ze strony „oficera” leśniczego wydającego polecenia, jak ze strony „żołnierza” zulowca wypełniającego zlecenie. Ich interesy są pozornie różne ale cel ten sam. Najlepszym wyjściem jest właśnie znalezienie pewnego kompromisu między nimi. Etyka Arystotelesa to etyka umiarkowania oraz zdrowego rozsądku. Dlatego na początku współpracy, po zakończonym „poborze” leśniczy i zulowiec zgodnie z obowiązującym prawem, instrukcjami i zasadami ale przede wszystkim zgodnie ze zdrowym rozsądkiem ustalają reguły wspólnych działań. Potem ruszają w las drwale, ciągniki i maszyny

5067

Leśniczy, który stuka w klawiaturę rejestratora czy komputera odbierając wykonane prace i zulowiec, który często naprawia sfatygowany cenny sprzęt zwykle nie zaglądają do dzieł Horacego czy Arystotelesa. Ale czasem nawet nieświadomie stosują się do tych klasycznych zasad. Mają przecież własną, życiową mądrość i kierując się nią oraz miłością do lasu potrafią zgodnie współpracować. Efekty tej współpracy może ocenić każdy z nas podczas nawet krótkiej wyprawy do lasu, mając naturalnie minimum wiedzy o tym, jak zarządza się współcześnie lasem. Pracy leśników i „zulowców” przyglądajmy się jednak z daleka, respektując zalecenia ostrzegawczych tablic, no i pewnie krótko, bo póki co, mamy białą zimę i siarczyste mrozy.

 

Leśniczy Jarek –lesniczy@erys.pl

 

 

 

Zima- czas próby dla lasu, zwierząt i samochodów leśników

$
0
0

507min1

Już drugi tydzień panuje solidna zima. Jest biało i dość mroźnie,   bo nocami bywa po kilkanaście stopni poniżej zera. Naturalnie jest to zima na miarę zachodniej części naszego pięknego kraju. Czyli i tak dość łagodna. Niedawno kolega spod „samiuśkich Tater” mówił, że u niego jest 28 „na minusie”, a pokrywa śnieżna „przewyższa gumofilce”. W Tatrach, Beskidach czy Bieszczadach z pewnością zima to szczególny czas wielkiej próby. Choć zarówno ludzie, jak przyroda przyzwyczajeni są tam do surowych warunków życia. Mój kolega Jerzy Miliszewski, leśniczy „z gór” słał mi czasem takie zdjęcia z życia ludzi lasu:

5071

Czasami także znajdowałem w poczcie także obrazki z zimowego życia beskidzkiego lasu

5072

W pszczewskich lasach nie spotykam takich zwierząt ale są przecież inne… Też nie jest im łatwo zimą. Jerzy od niedawna jest „stypendystą ZUS”, ale leśniczy nawet na emeryturze wciąż naturalnie żyje lasem.

  Pamiętam jego opowieści o trudnym czasie późnej jesieni i zimy, bo jego leśniczówka była położona mocno na uboczu, ponad 10 kilometrów od najbliższej miejscowości, bez twardej drogi. Dawniej, gdy na podwórzu leśniczówki stał nie samochód, ale rower lub motorower „Komar”, czasem motocykl „WSK” było naprawdę bardzo ciężko. Szczególnie zimą.   W innych zakątkach kraju, naturalnie także w moich, lubuskich borach zimą także nie jest łatwo, choć pewnie łatwiej jak w górach. Czy zastanawialiście się nad tym, jak leśnikom żyje się w trudnym zimowym czasie? Jak pracują, opiekują się lasem, jak żyją w często bardzo samotnych leśniczówkach?

Bardzo często o tej porze we wszelkich wiadomościach słyszymy apele dotyczące bezdomnych, ludzi starszych czy samotnych. To dobrze, że martwimy się o nich. To rzeczywiście dla nich bardzo trudny czas, ale przecież żyją w otoczeniu innych ludzi. Gorzej mają ci, którzy mogą liczyć tylko na siebie. Właśnie tak żyją i pracują leśnicy. Zima stawia im wysokie wymagania. Do lasu dostać się jakoś trzeba, bo dla nas, leśników nie ma tam zakazów ani ograniczeń

5073

Las to dla nas przecież zakład pracy, także srogą zimą.   Leśnych dróg nikt nam nie odśnieża i nie posypuje piaskiem.   A z położonej nieraz głęboko w lesie leśniczówki trzeba dojechać do pracy, do sklepu, do szkoły. Żona chciałaby spotkać się z przyjaciółkami, dzieci wyskoczyć do kina lub do klubu na „imprezkę” z kolegami. Nie zawsze jest to możliwe. Wtedy kończy się romantyczna wizja uroczej leśniczówki, a zaczyna proza trudów życia z dala od cywilizacji. Spore zapasy żywności i opału w domu, pieczenie chleba, gorzka herbata bo do sklepu daleko,   braki w życiu towarzyskim. Codzienne odśnieżanie domostwa i nieustanna troska o samochodowy akumulator…

Mocna terenówka z dobrymi oponami i napędem 4x4 ( o ile odpali przy silnym mrozie) to dziś dla leśnika   konieczność, a nie szpan czy fanaberia. Komputer, telefon i samochód to dziś podstawowe narzędzia pracy leśnika, jest to rzecz absolutnie oczywista. Rzecz jasna, że jest to samochód prywatny, wykorzystywany do pełnienia licznych, borowych obowiązków. Zwykle już dość leciwy, bo w terenie nie ma przecież łatwo, a praktycznie każdy leśniczy tylko w celach służbowych przejeżdża zwykle sporo ponad tysiąc kilometrów miesięcznie. Dostaje za to tzw. ”kilometrówkę”, czyli ryczałt za używanie prywatnego auta. No cóż, dobre i to, ale stawka za kilometr została ustalona 10 lat temu, gdy paliwo kosztowało nieco ponad 3 złote za litr.

 

  Niezależnie od marki czy wieku, wszystkie leśne auta łączy jedno: wciąż popękane klosze lamp, połamane resory, półośki lub drążki, „urwane wydechy”, wybite zawieszenia. Trzeba je wciąż naprawiać i często złomować. Potem kupować inne, bo przecież ostatnie służbowe auta leśniczowie mieli na początku lat 90 XX wieku.   Nie każdy naturalnie o tym wie. Wiele osób z zazdrością spogląda na „bryki” leśników. Przecież każdy może sobie kupić takie auto i wtedy będzie wiedział ile kosztuje jego utrzymanie. Jeśli ktoś chce zirytować   nawet zwykle bardzo cierpliwego i spokojnego „borusa”-   to niech do niego zagada takim tekstem - „ale ma pan/pani fajną służbową terenówkę!”  

Pamiętam swoje pierwsze prywatne auto używane w celach służbowych. Odkupiłem wtedy od nadleśnictwa, było to chyba w 1994 roku, dotąd służbowe, rumuńskie „Aro” ze żłopiącym benzynę silnikiem „Żuka”. Potem był kultowy Uaz i wiele innych, zakupionych na służbowe potrzeby. Czas lutej zimy zawsze był dla tych aut czasem wielkiej próby. Teraz przebijam się przez zimowy las Daihatsu Rocky, rocznik 1997:

   5074

„Służbę pełni szybko i bez zmęczenia, bo ma rower…” to hasło ze znanego plakatu z lat 30 XX wieku. W ten sposób Państwowa Wytwórnia Uzbrojenia zachęcała wtedy leśników do doglądania lasów z siodełka roweru. Aby „borowy” dobrze wykonywał swoje obowiązki zawsze musiał sprawnie przemieszczać się z miejsca na miejsce. Służbowy rower miał zastąpić wcześniejsze konne lub piesze patrolowanie lasu. Przez wiele lat koń służył jako środek lokomocji leśniczego. Konie wielką miłością darzył mój kolega, leśniczy Tadeusz, który niedawno od nas odszedł... Dawniej czasem wyjeżdżał saniami na objazd lasu

5075

On i inni leśniczowie, jak np. mój inny kolega, Andrzej Jonasz z Ustrzyk Dolnych, który mówi z dumą, że jest spadkobiercą rodzinnej tradycji leśników i ułanów

5076

  chętnie spoglądali na las z końskiego   siodła lub z bryczki. Było szykownie, ekologicznie i ekonomicznie. To jednak już raczej przeszłość i miłe wspomnienie…

 

Dziś zima jest naprawdę trudnym czasem dla leśników i ich rodzin. Także dla pracowników leśnych, czyli „zulowców” oraz przewoźników drewna. Przenikliwy mróz, ciągle padający śnieg i śliska nawierzchnia nie jest jednak przepustką do siedzenia w domu. Trzeba pracować piłą i siekierą, doglądać lasu, mierzyć, klasyfikować, wydawać i wywozić drewno. Zulowcy i przewoźnicy drewna pracują w systemie akordowym. Jak nie ma „kubików” to nie ma pieniędzy. Leśnicy mają   terminowe zadania do wykonania i nie ma taryfy ulgowej ze względu na śnieg czy mróz. Zakładamy ciepłą bieliznę, kilka warstw odzieży, czapkę i rękawiczki, no i działamy…   Leśne, gruntowe drogi stawiają nam, ludziom lasu i naszym samochodom wysokie wymagania. Szczególnie trudno mają teraz przewoźnicy drewna, bo ich wielkie ciężarówki czasem nie są skore do współpracy przy silnych mrozach lub roztopach

5077

  A wszyscy potrzebują drewna. Kto zadbał wcześniej o sprawność samochodu i jest wytrawnym kierowcą- poradzi sobie zimą samotnie w lesie i jeszcze pomoże innym. Bo przecież leśnicy to ludzie, którzy radzą sobie w różnych, nawet bardzo trudnych warunkach i liczą tylko na siebie, pomagając i służąc innym. Nie na darmo mówi się o nas Służba Leśna- służymy przecież przyrodzie i ludziom…

  Dlatego warto czasem wysiąść z samochodu i ruszyć pieszo przez las. Śnieżna ponowa może wiele powiedzieć o trudach zimowego życia mieszkańców lasu. Czasem sarny wykopią spod śniegu kobierzec wrzosów lub jagodzin i mogą poprawić swój bilans energetyczny, ale czasem bezradnie wypatrują czegoś zielonego pośród śniegu

5078

  Tam przeciągnął lis, nasłuchując pisku myszy spod śniegu, a gdzie indziej dzięcioł wykopał spod śniegu pniak okraszony od wewnątrz tłustymi larwami

5079

Wczoraj rano na leśnej drodze czytałem historię zapisaną wilczymi łapami. Wataha złożona z pięciu wilków szła tyralierą po świeżym śniegu:

50710

Jeden z nich był wyraźnie większy, wielkości smartfona

50711

Ich tropy nakładały się z tropami danieli i saren. Wilki- szare, piękne drapieżniki, nie kupują przecież mięsa w markecie... Zima to zatem także czas próby dla zwierząt i w ich świecie zasady są bardzo proste: wygrywa silniejszy, sprawniejszy i mądrzejszy.

Ludzie nie muszą na szczęście obawiać się wilków, ale zimą muszą się odpowiednio ubierać, mieć zatankowany do pełna samochód z łopatą do śniegu i ciepłym kocem wewnątrz oraz odrobinę wyobraźni, że teraz, w zimowym czasie próby żyje się nieco inaczej.   A ci co narzekają, na śliskie drogi i chodniki lub spóźniające się miejskie autobusy niech pomyślą o ludziach lasu, którzy też dojeżdżają do pracy i wykonują swoje obowiązki na mrozie, wietrze i pośród śniegów. W lesie, naszym zakładzie pracy nie ma przecież służb komunalnych, zaplecza socjalnego ani ogrzewania, a różne zadania wciąż piętrzą się przed nami.

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Książka „Rok leśniczego” dostępna dla każdego

$
0
0

508min

W ostatnich dniach roku informowałem o mojej książce „Rok leśniczego”, która trafiła do mnie z wydawnictwa 30 grudnia ubiegłego roku. Nie ukrywam, że nieco poruszony rozpakowywałem kartony z moją książką. Czułem się podobnie jak kiedyś, już dość dawno temu, gdy odbierałem ze szpitala pierworodną córkę Olgę… To podobne uczucie pewnej dumy, spełnienia ale też z drugiej strony, niepokoju i obietnicy czegoś nowego. Wcześniej wydałem już kilka książeczek, uczestniczyłem w różnych ciekawych przedsięwzięciach literackich jako współautor, ale to moja  pierwsza, „poważna”, w pełni samodzielna  książka. Składa się ona z 388 stron i z 260 fotografii. Wszystkie są mojego autorstwa i, jak sądzę, dobrze ilustrują to, co chciałem w tej książce przekazać.

W zasadzie jej powstanie zawdzięczam głównie Wam, czytelnikom blogowych zapisków leśniczego. Kiedy zaczynałem prowadzenie bloga w styczniu 2011 roku w zasadzie nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ludzie oceniają nas, leśników. Nie sądziłem też, że sprawy przyrody, obyczaje wszelkich mieszkańców lasu, zasady współistnienia lasu i ludzi interesują tak wiele osób. Zaaferowany leśnymi, ale też społecznymi i domowymi obowiązkami nie zastanawiałem się nad odbiorem tego, czym zajmujemy się na co dzień my, leśnicy. Jest to jednak bardzo istotne. Bo skoro zajmujemy się państwowymi, czyli należącymi do nas wszystkich lasami, skoro gospodarzymy w nich dla dobra przyrody i ludzi, jesteśmy winni ludziom informację jak to robimy. Przez te lata starałem się w przystępnym, zrozumiałym języku opowiadać o wszystkim, co w lesie piszczy. Także, a może szczególnie, o pracy leśników: ich obowiązkach, przygodach, kłopotach, ale też o powodach do satysfakcji. Opowiadam zatem o różnych ludziach i sprawach z którymi leśniczy ma codzienny kontakt. Odpowiadam na liczne listy i komentarze, a przy okazji wciąż uczę się od Was. Bo jak każdy leśnik, pewnie inaczej spoglądam na las niż statystyczny rodak i czasem inaczej rozumiem zachodzące w nim zjawiska. Jednak to chyba nic złego, a jest to zrozumiałe, bo przecież to leśnik najlepiej zna las. Dzięki Wam uczę się jednak nieustannie nowego spojrzenia na las. Patrzę na las i pracę leśników Waszymi oczami. Dlatego po jakimś czasie postanowiłem napisać książkę, która pomoże każdemu, kto po nią sięgnie w zrozumieniu tego, co codziennie dzieje się w lesie i czym zajmują się leśnicy.

5081

Pracowałem nad nią ponad 5 lat. Wypełniła mi wiele wieczorów i w zasadzie bardzo nielicznych chwil wolnych od różnych obowiązków. Dobrze, że pomagała mi w tej pracy i wspierała małżonka Renia, bo jej wkład w książkę to nie tylko kącik związany  z kulinariami

5082

Aby książka była jak najbardziej pożyteczna i praktyczna do każdego miesiąca „Roku”, opowiadającego o sprawach lasu i ludziach, z którymi styka się leśniczy, dołożyłem rozdział „Leśniczy radzi”.

5083

Znajdziecie tam praktyczne porady, związane z lasem, dotyczące całego roku. Ale po co mam opowiadać, lepiej sami przeczytajcie, a na razie warto posłuchać tych, co już mieli okazję poznać tę książkę.

Możecie zajrzeć na ciekawy, zaprzyjaźniony ze mną portal:

http://www.wielkopolska-country.pl/component/k2/item/444-rok-lesniczego

gdzie jego twórczyni, Izabela Wielicka pisze:

 

"Rok leśniczego" to pięknie wydana i zilustrowana wieloma kolorowymi zdjęciami autora opowieść o lesie i ludziach lasu. Jarosław Szałata przedstawia w niej życie lasu na przestrzeni dwunastu miesięcy. Nie jest to tylko gawęda o przyrodzie, drzewach, zwierzętach i ekologii. Autor w bardzo prosty i zrozumiały sposób przybliża czytelnikom zawód leśniczego - jego pracę, zarządzanie lasem i jego dobrami. Jest tu mowa i o zrębie, ale i o akcjach przeciwpożarowych. Poznajemy też tradycje leśników i ich dystynkcje. Czytelnik ma wyjątkową okazję, aby zobaczyć życie leśnika "od kuchni" i zajrzeć do jego mieszkania - leśniczówki. Autor wspomina swoich kolegów po fachu - także tych, którzy już odeszli.

   Książka jest pewnego rodzaju pamiętnikiem - zapisem roku leśniczego. Na każdej z 388 stron książki czuje się wielką pasję autora i jego miłość do lasu i swojego zawodu. Czuje się niemal zapach sosen i mchu. Czytelnicy znajdą tu także "zapachy" kulinarne, ponieważ książkę wzbogacają przepisy żony pana Jarosława - leśniczyny Reni.

W piątek 20 stycznia na stronie Lasów Państwowych www.lasy.gov.pl pojawił się taki wpis:

 

Rok leśniczego

przez Anna Wikło— ostatnio zmodyfikowane 2017-01-20 13:31

Zapraszamy na wędrówkę po lesie z leśniczym Jarosławem Szałatą. Wędrówka ta, opisana miesiąc po miesiącu, trwa tylko 365 dni. Tylko, bo rok w życiu lasu jest jak mgnienie oka. Praca leśniczego to ciekawe zajęcie: pasja, łączenie wielu specjalności i umiejętności, życie w otoczeniu natury. Dlatego każdy dzień jest tak różny od poprzednich i tak barwny; przynosi fascynujące doznania i emocje, kontakty z ludźmi, spotkania z przyrodą. Po lekturze inaczej spojrzysz na las i postać leśniczego, może się nawet z nimi zaprzyjaźnisz…

Rok leśniczego.pdf — PDF document, 55992 kB (57336634 bytes)

Zachęcam zatem do pobrania powyższego pliku w formacie pdf i zapoznania się z „Rokiem Leśniczego”. Po wpisaniu do przeglądarki adresu http://www.lasy.gov.pl/informacje/publikacje/do-poczytania

znajdziecie tam moją książkę, ale także wiele innych, bardzo ciekawych publikacji innych autorów. Wszystkie są godne bliższego poznania.

To bardzo ciekawa możliwość bezpłatnego korzystania z wiedzy wielu ludzi i budowania własnej. Zachęcam zatem do stałego odwiedzania leśnego serwisu i pobierania stamtąd plików książek o lesie i naszej przyrodzie. Wielu z nas zamiast szperania w cyfrowych plikach oraz czytania na elektronicznym ekranie woli jednak szelest papierowych kartek. Sam także należę do tego grona, choć czytam też sporo materiałów w wersji elektronicznej. Książka, tradycyjna książka wydana na dobrym papierze, szczególnie ilustrowana ładnymi fotografiami wciąż ma swój nieodparty urok. Jest zatem szansa, aby zdobyć książkę leśniczego.

Zapraszam wszystkich czytelników blogowych zapisków leśniczego na wieczór autorski, promujący książkę „Rok leśniczego”. Odbędzie się on w kinie Przystań przy Gminnym Ośrodku Kultury w Pszczewie, ulica Poznańska 27, we wtorek 31 stycznia 2017 roku o godzinie 18.

Przygotowałem na tę okazję sporą paczkę książek, które zamierzam bezpłatnie rozdać uczestnikom spotkania. Książki zostaną podarowane tym, którzy zechcą je przeczytać ale pod jednym warunkiem…. Chciałbym bowiem przy okazji promocji mojej książki zachęcić do wsparcia leczenia Mirki Górnej z Pszczewa.

5084

Mirka choruje na SMA, czyli rdzeniowy zanik mięśni. Każdy, kto dostanie książkę pewnie chętnie, niejako w zamian, wesprze leczenie Mirki i wrzuci „coniecoś” do jej skarbonki. Znam ją od dziecka, z czasów gdy poruszała się jeszcze samodzielnie, bez elektrycznego wózka. To naprawdę świetna dziewczyna i warto jej pomóc, bo sama, choć wspierana przez rodzinę i licznych przyjaciół, nie poradzi sobie z SMA. Nie poddaje się jednak chorobie, ukończyła studia, pracuje, zajmuje się strzelectwem sportowym. Jest pogodna i wierzy w dobrą przyszłość.  Niedawno wróciła z Indii,  bardzo zadowolona z niezbędnej dla niej kuracji. Pełna optymizmu zbiera teraz fundusze na kolejny cykl leczenia, choć to ogromny koszt.

Pisałem już tu wcześniej o niej i jej chorobie, z którą dzielnie walczy z pomocą rodziny i dobrych ludzi. Zajrzyjcie także tu:

http://www.fundacjaavalon.pl/nasi_beneficjenci/lista/gorna_miroslawa.html

 

5085

 

 

5086

 

We wtorkowy wieczór razem z Mirką i jej skarbonką oraz naturalnie z leśniczyną Renią będziemy promować „Rok leśniczego” w pszczewskim kinie.

Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy mieszka blisko Pszczewa, a co za tym idzie, nie każdy będzie miał możliwość spotkać się ze mną i książką. Zostaje zatem pociecha w formie elektronicznego pliku…

Moi blogowi znajomi, którzy napiszą do mnie pod znany adres „podanie z uzasadnieniem” zawierające także ich adres pocztowy, mają szansę, aby otrzymać egzemplarz książki z autografem autora za pośrednictwem przesyłki pocztowej. Naturalnie oferowana ilość egzemplarzy nie jest zbyt wysoka, ale jak przekonywał swojego czasu Jerzy Stuhr „śpiewać każdy może”. Dlatego i ja przekonuję Was, że pisać każdy może. Piszcie zatem, a być może misja zakończy się powodzeniem.

Będę też wdzięczny za wszelkie recenzje i relacje na temat książki, bo przecież pora zbierać materiały do następnej. To oczywiste, że każdy rok w lesie, każda ludzka sprawa, z którą ma do czynienia leśniczy i każdy zakamarek lasu jest inny…

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

Co słychać w lutowym lesie?

$
0
0

509min

Styczeń minął mi bardzo szybko i dziś luty zapukał już do okna leśniczówki. Ostatnie dni szczelnie wypełniały mi głównie biurowe prace, związane z nowelizacją planu urządzania lasu. Leśnictwo Pszczew, które miało wcześniej numer 06 w nadleśnictwie teraz jest numerem 1. „Moje” 06 ma Nowy Świat, gdzie rozpoczynałem swoją leśną karierę i pracowałem na stanowisku podleśniczego. Zmiana numeracji wydaje się  tylko mało, albo nic nie znaczącym detalem, ale to tylko pozory. Bo wcześniej do numeru 06 było przypisanych wiele ewidencji, np. ogrodzenia upraw, grunty rolne i łąki, budynki, przedmioty nietrwałe w użytkowaniu itd. Należy je teraz wszystkie sprawdzić i przyjrzeć się, czy są dobrze przyporządkowane do leśnictw. To także konieczność wymiany oznaczników do drewna, które są przecież traktowane jak druki ścisłego zarachowania. Plastikowe plakietki przybijane do każdego stosu drewna i do każdej dłużycy mają kolejny numer w roku w jednej linii, a w drugiej jest zakodowane miejsce skąd pochodzi drewno. Spójrzmy na płytkę poniżej:

5091

5184 to numer kolejny stosów i dłużyc odebranych w danym roku w tym leśnictwie

Odszyfruję drugą linię cyfr:

10- to Regionalna Dyrekcja LP Szczecin

29- Nadleśnictwo Trzciel

06- Leśnictwo Pszczew dotąd, a od 1 stycznia 2017 będzie to płytka leśnictwa Nowy Świat.

Co miesiąc każdy leśniczy szczegółowo rozlicza się z wykorzystanych płytek. Teraz, w czasie zmian numeracji musieliśmy nawzajem poprzekazywać sobie płytki do drewna dopasowując je do poszczególnych leśnictw. Naturalnie wymaga to wielu dokumentów. Zmiana numeracji leśnictw to jeszcze nie taki wielki problem. Bardziej istotna jest zmiana numeracji oddziałów leśnych. Las podzielony jest na prostokąty oddziałów, z których każdy ma swój numer, poczynając od 1. Z kolei każdy oddział jest podzielony na pododdziały, czyli wydzielenia numerowane literami alfabetu, czyli a, b, c, d itd.

50911

 Pododdział to fragment lasu wymagający jednakowego traktowania gospodarczego i jednolity pod względem ważnych gospodarczo cech (np. wiek, skład gatunkowy drzewostanu). To bardzo ważna jednostka opisująca las, stanowiąca ważny element planowania. A w lesie, jak wielokrotnie pisałem, planowanie to podstawa. Dlatego „siedzę kamieniem” nad planem na lata 2017-2026 i przeglądam wydzielenie po wydzieleniu oraz sprawdzam uzgodnienia, które wcześniej, latem poczyniłem z taksatorami.

5092

 Ponad 2 tysiące hektarów lasu leśnictwa Pszczew podzielono na ponad 80 oddziałów, a każdy z nich na prawie cały alfabet… „Przetłumaczyłem” na nową numerację już wszystkie ogrodzenia upraw, dokładnie sprawdziłem działki zrębowe na najbliższe 10 lat, przejrzałem zaplanowane zabiegi: czyszczenia, pielęgnacje, melioracje. Co jakiś czas musze zajrzeć do biura nadleśnictwa. A las? Przecież tam wciąż się coś dzieje. Dodatkowo dziś i jutro wyjeżdżają samochody z papierówkami, to i tym należy sią zająć, choć w wywozie pomaga podleśniczy Irek. Z radością wyrwałem się zza biurka kancelarii leśniczego, ale najpierw musiałem pędzić do nadleśnictwa. Może nie tak znowu pędzić, bo na lokalnej drodze zupełne lodowisko

5093

Jak najszybciej załatwiłem konieczne sprawy, pokonałem 18 kilometrów „drogowego lodowiska” i z ochotą zanurzyłem się w lutowy las. Grupa drwali wycinała suche sosny opanowane przez grzyby i owady. Inna wycina melioracje na zrębie

5094

To zabieg przygotowujący fragment starego lasu do cięć rębnych. Usuwa się tam przeszkadzające krzewy i podszyty oraz drzewa niebezpieczne, zagrażające pracującym ludziom. Sprawdziłem czy została zachowana strefa bez cięć wokół niedużego bagienka oraz obejrzałem oznakowanie pozostawionej biogrupy. To rezerwuar życia biologicznego, które będzie rozwijać się w otoczeniu nowego pokolenia lasu.

Niedaleko ciągnik zrywkowy zwoził wycięte drzewka na stos. Nad lasem szybkim lotem przeciągnęły dwa kruki. Wykonywały w powietrzu efektowne ewolucje. Zaczynają już toki, bo kruki wcześnie składają jaja i zaczynają wychowywać młodzież. Słyszałem też dudniącego werblem dzięcioła dużego. No tak, pomimo dopiero rozpoczynającego się miesiąca lutego niektórym już w głowie wiosna… Usłyszałem chrobot kory i ujrzałem rudą baletnicę zbiegająca na ziemię. No proszę, pomimo dopiero początku lutego nie chce jej się spać. Szybko mnie zobaczyła i zwiała na drzewo. Nie chciała pozować, kryjąc się szczelnie za pniem.

5095

 Dałem jej spokój. Nie straszyłem jej i nie zmuszałem do zbędnego wydatku energii. Tak właśnie należy zachować się wobec zwierząt zimą. Nie przeszkadzajmy im w tym trudnym czasie, niech spokojnie zajmują się swoimi sprawami.

Wyjrzałem na pobliskie pola, gdzie żerowały sarny

 
50961

Korzystały z odsłoniętych fragmentów oziminy, napełniając żołądki. Nie jest im teraz łatwo, bo topniejący, a potem zamarzający śnieg pokrywa las i pola twardą skorupą. Dalej na pagórkowatych ugorach, prawie pozbawionych śniegu spotkałem inne sarny

5097

Świetnie zlewały się z otoczeniem i nie jest łatwo je wypatrzyć gdy pozostają w bezruchu. Obok na krzewach bzu przysiadło stadko dzwońców.

5098

 Bo właśnie takie ugory są teraz naturalnym karmnikiem wielu ptaków. Przetrząsają je w poszukiwaniu nasion i resztek owoców. W lesie jest prawie idealna cisza, bo trudno tam teraz o pożywienie. Nawet sikor nie słychać. Wiele z nich przesunęło się na skraj lasu lub do przydomowych ogrodów.

Te ptaki, które mieszkają blisko ludzi mogą liczyć na naszą pomoc

5099

Dlatego też koło leśniczówki kręciło się dziś wiele sikor

50910

Ale i tam muszą być czujne, bo często zagląda tu krogulec, a i znajoma kotka też czasem ma udane polowanie


509121

Nakrzyczałem na „Blondynę”, bo przecież miskę ma zawsze pełną. Karmnik ma zabezpieczenie „antykotowe” ale jakoś udało się jej, niestety, upolować modraszkę. Z kolei „Gruby”, jak na statecznego kocura przystało, przechadza się z wdziękiem i nie rzuca się na ptaki.

50913

 Choć mazurki na wszelki wypadek miały i na niego „oko”

50914

Pamiętajcie o dokarmianiu, bo ptakom nie jest łatwo zdobyć pożywienie, no i pilnujcie kotów, aby nie brały przykładu z naszej „Blondyny”. Niebawem, 11 lutego jest Dzień Dokarmiania Zwierzyny Leśnej, to może warto choć symbolicznie podrzucić coś zwierzakom? Naturalnie od dawna trwa dyskusja nad wadami i zaletami sztucznego dokarmiania. Dlatego my, leśnicy, wycinamy właśnie teraz rękami „zulowców” drzewka w czyszczeniach i wykonujemy melioracje na zaplanowanych na ten rok zrębach, aby leżące krzewy i drzewka służyły zwierzynie za karmę.

W lesie wciąż się wiele dzieje, bez względu na zimę i zalegające na biurku leśniczego sterty map i planów. W kolejce czekają szacunki brakarskie i wiele innych spraw, ale przecież nawet najważniejsze biurowe sprawy nie mogą być ważniejsze od lasu. Zaglądajcie zatem do lasu także w lutym, bo cisza jest tam tylko pozorna. Nawet w zimowym, zasypanym śniegiem ( na szczęście niezbyt grubo) lesie wciąż tętni życie i dzieją się ciekawe rzeczy.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl

 

Dziękuję za Mirkę, pamiętajmy też o innych

$
0
0

510_2_min

Tak jak zapowiadałem 31 stycznia w pszczewskim kinie „Przystań” odbyło się moje spotkanie autorskie, związane z wydaniem książki „Rok leśniczego”. Nie chodziło tu jednak o promocję książki, a tym bardziej autora. Postanowiłem wykorzystać zainteresowanie książką, lasem i leśnikami także w innym celu. Dlatego obok mnie, przed licznie zgromadzoną publicznością stanęła Mirka Górna, a właściwie jej wózek…

Jest mi bardzo miło, że na to spotkanie przyszło tak wiele osób. Zostałem zaskoczony tak dużym zainteresowaniem. Kilkadziesiąt egzemplarzy książki rozeszło się w mig. Pomagająca mi jak zwykle moja małżonka, leśniczyna Regina Renata, rozdawała je za darmo. Ale na stoliku stała karteczka przygotowana przez pracowników Gminnego Ośrodka Kultury w Pszczewie: „Książka- cegiełka na wsparcie leczenia Mirki Górnej”. Praktycznie każdy wrzucił coś do stojącej obok skarbonki Mirki. Skarbonką interesowali się nawet ci, dla których nie wystarczyło książek lub dostali ją już wcześniej. Zabrałem także wcześniej wydaną przez Nadleśnictwo Trzciel książeczkę „Wokół Pszczewskiej Góry Wysokiej”, także mojego autorstwa. Również ona cieszyła się dużym zainteresowaniem. Kameralna, przytulna sala pszczewskiego kina wypełniła się różnymi ludźmi

5101

Przyszli niezawodni członkowie Klubu Przyjaciół Pszczewa, przyrodnicy, dziennikarze, przyjaciele lasu, Mirki i moi… Przyjechał emerytowany nadleśniczy Tadeusz z żoną Genowefą i wnukiem, przyszedł także dawny nadleśniczy, a potem dyrektor Pszczewskiego Parku Krajobrazowego Henryk z wciąż pełną energii żoną Wandą i córką, która jest nauczycielką. Była zresztą spora reprezentacja nauczycieli, ale także ludzie różnych innych zawodów i w różnym wieku. Specjalnie z dość odległego Zbąszynia przyjechało sympatyczne małżeństwo. Okazało się, że to stali czytelnicy Bloga Leśniczego. Fantastyczna sprawa… Blisko sceny zasiadła Marta- wnuczka dawnego leśniczego, która w przerwie chwaliła się znajomością nazw łacińskich drzew, ptaków i roślin. Nauczyła ją tego siedząca obok mama. Marta jako jedna z pierwszych przybiegła po wpis do książki

5102

Byli naturalnie także okoliczni leśnicy i to ze swoimi potomkami, tak jak np. leśniczy Maurycy z Nadleśnictwa Bolewice. Specjalnie na to krótkie spotkanie przyjechał aż z Nadleśnictwa Krzyż, z pilskiej regionalnej dyrekcji, leśniczy Paweł z synem.

5103

 

Wielkie dzięki za takie poświęcenie, nie tylko w celu zdobycia książki „Rok leśniczego”… Mówił mi potem, po spotkaniu, kolega leśniczy Paweł, że jego syn zastanawia się czy też zostać leśniczym? Sądzę, że to spotkanie z pewnością bardzo pomogło mu w podjęciu dobrej decyzji. Bo opowiadałem tego wieczoru zebranej publiczności o lesie, o powstawaniu książki, ale także o tym jak to jest być leśniczym. Starałem się uświadomić uczestnikom czy znają odpowiedź na pytanie: „Czy znasz swojego leśniczego?” Publiczność, choć w sporej części już wcześniej słuchała moich innych wykładów o lesie, spontanicznie reagowała na moje opowieści i prezentowane fotografie

5104

Kika zdań o sobie powiedziała też Mirka. Towarzyszyli jej rodzice, Ewa i Zbyszek. Wyglądała na bardzo zadowoloną i szczęśliwą. Z pewnością nie tylko z powodu zebrania blisko 1200 złotych na tak jej potrzebne leczenie. Także z tego, że od ludzi zebranych w małym , wiejskim kinie płynęły fluidy dobrej energii...

Wrażenia ze spotkania utrwalił dziennikarz Gazety Lubuskiej Dariusz Brożek. Znajdziecie je tu:

http://www.gazetalubuska.pl/wiadomosci/miedzyrzecz/a/lesnik-i-jego-przyjaciele-pomagaja-chorej-mirce,11770724/

Oprócz relacji znajdziecie tam prośbę o dalszą pomoc dla Mirki. Bo cóż to jedno spotkanie, choć miłe, sympatyczne i jeszcze pożyteczne...

Już wielokrotnie nawoływałem: „nie zatwardzajcie serc waszych”… Wielu może więcej. Pomagajcie innym, zaprzeczając ludzkiej obojętności i znieczulicy. Pomimo tego, że wołających o pomoc jest wielu i czasem, niestety, bywają pośród nich nieuczciwi ludzie. A zatem „grosz do grosza, a będzie kokosza”- jak mawiali już dawno temu mądrzy ludzie. Zbliża się przecież czas rozliczeń podatkowych. W naszych skrzynkach e-pocztowych znajdujemy różne nawoływania, prośby o wsparcie. Warto pomagać, bo lepiej pomagać niż wołać samemu. W pomoc zaangażowane są też fundacje leśników. Już kilkanaście lat temu leśnicy z „mojej”, szczecińskiej RDLP postanowili powołać do życia organizację pożytku publicznego o nazwie „Fundacja Pomocy Leśnikom i ich Rodzinom im. Huberta Jurczyszyna w Szczecinie”. W jej powstanie był bardzo zaangażowany właśnie nieżyjący już Hubert Jurczyszyn. Był to wspaniały człowiek i prawdziwy leśnik- uczył mnie urządzana lasu w Technikum Leśnym w Rogozińcu, a jego ojciec Zygmunt uczył mnie m.in. łowiectwa. Hubert był wieloletnim nadleśniczym w Strzelcach Krajeńskich. Teraz jego dzieło kontynuuje w fundacji żona, a synowie są leśnikami i kontynuatorami fascynacji muzyką myśliwską. Oto ich wspólna fotka z 2007 roku

5107

Gdy Hubert zachorował leśnicy z całej dyrekcji organizowali zbiórkę na jego leczenie. Wtedy narodził się pomysł stworzenia fundacji. Gdy od nas odszedł, nazwano ją imieniem Huberta, bo jaki inny patron mógłby być bardziej tego godny? Zasadniczym celem leśnej fundacji jest ochrona zdrowia oraz pomoc społeczna pracownikom, byłym pracownikom oraz ich rodzinom z nadleśnictw i zakładów wchodzących w skład Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinie. Warto ją wspierać 1% ale także innymi datkami. Co miesiąc z mojej i wielu innych leśników wypłaty wpływa drobne wsparcie dla potrzebujących. Pomagajmy sobie. O pomoc dla córki Marty prosi m.in. Marcin Kubiszyn, który jest pracownikiem Nadleśnictwa Sulęcin.

5105

Marta jest dzieckiem objętym pomocą z Fundacji Pomocy Leśnikom i ich Rodzinom w Szczecinie. Dlatego rodzice proszą o wpłatę 1% podatku właśnie na tę fundację: KRS 0000227907, koniecznie z dopiskiem Marta Kubiszyn.

To tylko jeden przykład będących w potrzebie…

Podobną fundacją, która jednak pomaga leśnikom z całej Polski, jest założono w 2004 r. przy RDLP w Krośnie Fundacja „Pomoc Leśnikom”. Działalność obu fundacji wspiera kilkadziesiąt jednostek Lasów Państwowych oraz wiele osób fizycznych. Fundacje nie mają pracowników i nie generują dla nich zysków. Są po to, aby pomagać ludziom w nieszczęściach. Szczegółowe wiadomości o obu fundacjach można znaleźć na stronach internetowych regionalnych dyrekcji LP w Szczecinie i Krośnie.

Wieczór w pszczewskim kinie pokazał, że fajnie jest słuchać, czytać o lesie, poznawać tajniki lasu, jego mieszkańców i pracy leśników, ale też fajnie jest pomagać. Nie mogli w nim uczestniczyć właściciele pszczewskiego folwarku

http://folwark.pszczew.com.pl/

Żaneta i Łukasz Robak pojechali z dziećmi na zimowisko, bo przecież to czas ferii. Wiele razy pomagali już Mirce i nie tylko jej. Byli wielokrotnie wyróżniani za swoją szeroką, różnorodną działalność. Niedawno zdobyli w ogólnopolskim konkursie, gdzie startowało blisko 300 rolników z kraju tytuł „Farmer Roku 2017” za najlepsze gospodarstwo agroturystyczne. Choć ich nie było w Pszczewie tego wieczoru, pomogli jednak Mirce inaczej. Ufundowali pyszne ciasto, kawę i herbatę przy której można było po zakończeniu wykładu porozmawiać z Mirką, no i z leśniczyną Renią oraz leśniczym Jarkiem…

Długo jeszcze trwały rozmowy przy kawie. Spotkanie zorganizowała prężnie działająca i przesympatyczna załoga pszczewskiego GOK. Dyrektor Wanda Żaguń po moim wykładzie obdarowała mnie w imieniu słuchaczy i czytelników książki pięknym bukietem

5106

Spotkanie i ten wieczór z pewnością zapadnie mi głęboko w pamięci. Dziękuję wszystkim za udział, zaangażowanie, za pomoc Mirce i za to ciepło, które popłynęło z waszych serc.

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 


Werbel dzięcioła – symbol przedwiośnia

$
0
0

511min

Zima zagościła początkiem stycznia i wciąż trzyma. Jest biało i zimno nawet w lubuskich lasach, o  łagodnym, charakterystycznym dla zachodnich krańców Polski klimacie. Moi koledzy leśnicy z górskich zakątków kraju donoszą, że u nich jest znacznie mroźniej. No i śnieg zalega znacznie powyżej „gumofilców”. Cieszą się z tego narciarze i miłośnicy snowboardu, szczególnie w czasie szkolnych ferii. Ale przecież dla wszystkich lepiej, że biała zima towarzyszy nam  teraz, niż w np. marcu.

Choć wszystkim nam brakuje słońca w te krótkie, często szare i dość ponure zimowe dni. Drogi leśne są pokryte gruba warstwą lodu. W niektórych, szczególnie w zacienionych miejscach, są przyprószone warstewką  śnieżnego puchu. Sprawia to, że jest na nich bardzo ślisko. Poruszanie się na pieszo jest bardzo utrudnione i męczące, bo nawet solidne terenowe buty nie gwarantują dobrej przyczepności. Podobnie jest z jazdą samochodem. Prace leśne trwają w kilku miejscach naraz, a zatem trzeba nieustanie przemieszczać się na przestrzeni blisko 20 kilometrów. Trudno panować nad moim Rockym, szczególnie na łukach drogi i na stromych pochyłościach, których nie brakuje w moim leśnictwie.

5111

 Pracujemy teraz w olchowych trzebieżach, wykorzystując zimowy czas do ich wykonania, bo wiosną będzie tam zbyt mokro, no i pojawią się tam żurawie. Ich pojawienie się na śródleśnych łączkach jest dla leśniczego czytelnym sygnałem do zmiany lokalizacji prac leśnych. Należy je wtedy przenieść w inny zakątek leśnictwa. Taka metoda ochrony żurawich lęgowisk stosowana przez leśników od lat jest bardzo skuteczna, stąd ich liczebność znacznie wzrosła. Obok żurawia żyje też wiele innych gatunków ptaków, które chętnie korzystają ze stworzonych w ten sposób ostoi spokoju. To np. wiele ptaków brodzących takich jak łęczak-brodziec leśny, stalugwa- czyli samotnik, ptak z rodziny bekasowatych gnieżdżący się chętnie na drzewach pośród bagien czy rzadko spotykana kaczka - cyraneczka.

  5112

W sosnową trzebież o powierzchni ponad 8 hektarów wjechał harwester. Tuż obok znajdują się łąki i pasy olchowych lasów. Tam także spodziewam się żurawi, a dodatkowo w ubiegłym roku kilkakrotnie spotykałem tam bociany czarne. Wykonanie właśnie tej trzebieży teraz, na początku roku, ma też inne powody. Pojawiło się tam bowiem wiele suchych sosen- to efekt wahań w poziomie wody gruntowej, które szybko wykorzystują grzyby i owady, atakując osłabione drzewa. Ich szybkie usunięcie jest gwarancją dobrego wykorzystania drewna oraz nie dopuści do zainfekowania innych drzew. Wciąż z pewnym niesmakiem czytam doniesienia medialne dziennikarzy atakujących leśników posądzeniami o pazerność i nadmierną wycinkę drzew. Gdyby choć czasem dziennikarze spróbowali zrozumieć pewne mechanizmy przyrodnicze i zasady sztuki leśnej, z pewnością ich poglądy byłyby inne. Gdy zobaczą harwester i szlaki operacyjne usłane sosnowymi wałkami, liczą pieniądze, a nie ogniska opieńki, żerowiska przypłaszczka granatka i gniazda żurawi. Leśniczy wyznaczając rok, a nawet dwa lata wcześniej właśnie ten zakątek lasu do wykonania trzebieży, musi przewidzieć i uwzględnić takie przyrodnicze uwarunkowania. To zabieg zaplanowany w planie urządzania lasu i oczywiście zmierzający do pozyskania drewna, ale jego termin i sposób wykonania musi uwzględniać wiele innych spraw, o których musi pomyśleć leśniczy. Dlatego też musi wszędzie zajrzeć i dopilnować właściwego wykonania. Po oblodzonych leśnych drogach porusza się własnym samochodem w zamian za „kilometrówkę”, a stawka jednostkowa za przejechany kilometr właśnie obchodziła jubileusz 10 lat istnienia w niezmienionej postaci. Obijam wciąż swojego leciwego Rockiego o zamarznięte koleiny, czasem i o inne rzeczy, brnę przez piachy i śniegi ale muszę przecież wszędzie dotrzeć.

5113

Jeszcze gorzej mają jednak kierowcy samochodów wywożących drewno. Ale cóż, musimy pracować, a jazda po gruntowych, leśnych drogach, niezależnie od warunków pogodowych to przecież codzienność. Trzeba też stale monitorować Obrę i kilkanaście jezior pomiędzy lasami leśnictwa, bo okolice Pszczewa są obszarem zagrożonym ptasią grypą. Stwierdzono  wirus tej groźnej choroby u jednego z martwych łabędzi niemych. Dlatego również z tego powodu wszyscy wyglądamy objawów wiosennego ocieplenia, bo wtedy mija ryzyko rozwoju ptasiej grypy. Stęskniliśmy się jednak przede wszystkim za ciepłymi, słonecznymi promieniami i zielenią wiosny, której wszystkim nam już bardzo brakuje.

  Jak jednak zorientować się, że zima już ustąpiła i nieśmiało pojawia się wiosna w zwiewnej sukience świeżej zieleni?  Nie jest to takie proste i jednoznaczne ale mamy przecież fenologię. To dziedzina nauki, która zajmuje się związkiem między zmianami w rozwoju roślin oraz zwierząt, a zmianami klimatycznymi zachodzącymi na określonym obszarze. Fenolodzy, inaczej niż my spoglądają na podział roku i wyróżniają w nim nie cztery, ale osiem, a czasem nawet dwanaście okresów. Dokonując takiego podziału uważnie obserwują przyrodę i biorą pod uwagę więcej zjawisk. Przyglądają się zatem np. kiełkowaniu i kwitnięciu  określonych roślin, pojawianiu, obyczajom i lęgom ptaków, rozwijaniu i zrzucaniu liści. Jakże też pięknie brzmią nazwy nadawane przez nich niektórym fenologicznym porom roku. Bo to nie tylko wiosna ale mamy : przedzimek, spodzimek, pierwiośnie, pełnię wiosny. Pory roku i towarzyszące im zjawiska przyrodnicze obserwują i opisują nie tylko naukowcy, bo bywają one także przedmiotem zainteresowania artystów.

Wszyscy zaglądamy za zakwitającą leszczyną i olchą, wypatrujemy krokusów i przebiśniegów, tokujących kruków i bielików, nasłuchujemy w polu pierwszych skowronków. Ale nawet artyści zwrócili uwagę na werbel dzięcioła, albo dzięciołka

5114

Znacie zapewne ten wiersz K I. Gałczyńskiego, szczególnie w wersji śpiewanej przez Marylę Rodowicz w rytm muzyki napisanej przez Adama Sławińskiego w 1969 roku:

Dzięcioł w drzewo stukał,

dziewczę płakało;

dzięcioł w drzewo stukał,

dziewczę płakało;

dzięcioł w drzewo, proszę, proszę,

a dziewczynie łzy jak groszek

albo jak te perły…

Są różne interpretacje tego utworu, nawet polityczne, bo w tekście wiersza oprócz dzięcioła pojawia się też premier. Istotny jest jednak dzięcioł stukający w drzewa. Robi to cały rok, a dlaczego? Bo jest także „doktorem drzew i wrogiem korników” jak słyszymy w piosence dla dzieci śpiewanej przez Irenę Santor:

  Dzięcioł w drzewo stuka

Stuk, stuk, stuk

I korników szuka

Puk, puk, puk

Patrzy, które drzewo chore

I ogląda chorą korę

 

Stuku puku, stuku puk

Dzięcioł to korników wróg

Jednak dzięcioł stuka w drzewa także w innych celach i na różne sposoby. Bo gdy szuka owadów, szczególnie tłustych larw, uderza w drzewo z boku, odłupując nawet spore drzazgi. Podobnie uderza w drzewo wykuwając dziuple. Wszystkie, w zasadzie prawie wszystkie, dzięcioły gnieżdżą się bowiem w samodzielnie przygotowanych dziuplach. Piszę wszystkie, bo w Polsce mamy aż 10 gatunków dzięciołów. Najpospolitszy jest dzięcioł pstry duży

5115

Duży jest tylko z nazwy, bo „gabarytowo”, czyli wymiarami i ciężarem największy jest dzięcioł czarny. Najmniejszy jest dzięciołek ważący tyle, co wróbel i zbliżony do niego wielkością, chętnie korzystający zimą ze słoniny koło leśniczówki:

5116

Pomiędzy dużym i małym dzięciołem pstrym sytuuje się dzięcioł średni. W ostatnim ćwierćwieczu przybył do nas z południa Europy i Bliskiego Wschodu nowy gatunek dzięcioła – białoszyi, zwany też syryjskim. Nie spotykany w dużych kompleksach leśnych, a raczej w parkach i sadach, chętnie osiedla się w miastach i krzyżuje z dzięciołem dużym.

 Najrzadszy, ale chyba najbardziej słynny jest dzięcioł trójpalczasty. Lubi suche świerki, a ich obecności w lesie nie lubimy my, leśnicy. Spotykany jest w Puszczy Białowieskiej, gdzie obecnie o suche świerki nietrudno i stał się sławny jako symbol sporu na linii „ekologów” i leśników. Leśników nikt nie musi przekonywać o znaczeniu martwych drzew dla przyrody i z pewnością pozostawiają ich w lesie tyle, że dzięcioł trójpalczasty z naszych lasów nie zginie. Na brzozach we wschodniej Polsce możemy spotkać inną pstrą rzadkość- dzięcioła białogrzbietego. Bardzo ciekawym i zupełnie nietypowym dzięciołem jest krętogłów. Odlatuje na zimę do Afryki, i to on jako jedyny nie kuje dziupli oraz siada na gałęzi w poprzek, a nie wzdłuż jak inne dzięcioły. Wygląda jak szarobrązowa ćma i syczy jak wąż.

Dzięcioł zielonego częściej zobaczycie na ziemi niż na drzewie. Szuka tam mrówek, czasem też owoców

5117

Jest bardzo podobny do innego dzięcioła- zielonosiwego, z którym czasem się krzyżujące. Gdy zobaczycie w lesie mrowisko z taką dziurą

5118

 zazwyczaj jest to sprawka dzięcioła zielonego lub czarnego, bo ich głównym pożywieniem są mrówki.

5119

 Dzięcioł czarny jest też swojego rodzaju deweloperem, bo wykuwa duże dziuple w grubych drzewach, chętnie zasiedlane przez wiele gatunków ptaków oraz zwierząt (kuny, wiewiórki, popielice, nietoperze). Otwór wejściowy ma średnicę około 10 cm, a głębokość dziupli sięga 50 cm. Często kuje dziuple w sosnach, chętnie w grubych bukach

51110

Bywa, że wtedy zasiedlają je rzadkie leśne gołębie- siniaki. To nieduże, mniejsze od grzywacza gołębie, które prowadzą skryty tryb życia. Dzięcioł duży z kolei woli kuć w miękkim drewnie, np. w osikach i olchach, także w sosnach. Często jego dziuple mieszczą się w drewnie porażonym przez grzyby, częściowo spróchniałym, a otwór wejściowy umieszczają pod owocnikiem huby, który tworzy praktyczny daszek osłaniający wlot.

51111

 Drążąc dziuplę dzięcioły pracują bardzo szybko i wytrwale po kilka, kilkanaście godzin dziennie. Jest ona gotowa nawet w zaledwie kilka dni. Czasem w ich mózgu, chronionym w specjalny sposób gąbczastym obszarem pomiędzy czaszką, a dziobem przed 10 tysiącami wstrząsów dziennie, pojawia się myśl wręcz inżynierska

51112

Prawda, że świetny pomysł na wykorzystanie starej, zarastającej spały żywiczarskiej? Ale bywa, że się mylą, wybierając żerowisko lub miejsce na dziuplę. Czasem, szczególnie młode osobniki dzięciołów robią szkody w domach położonych na skraju młodego lasu. Z braku starych i chorych drzew przysiadają na ścianach budynków i… potrafią wytłuc dziury w elewacji ocieplonego, pięknego domu. Dźwięk powstający przy opukiwaniu pokrytego tynkiem styropianu bardzo przypomina im dźwięk spróchniałego pnia. To zachęta, aby w pobliżu domu zachowywać stare drzewa i nie wycinać każdego suchego konaru w sadzie podczas wiosennych porządków.

Dzięcioł duży miewa też własną kuźnię. To specyficzne miejsce na pniu drzewa, w których dzięcioł duży zaklinowuje szyszki. Gdy przylatuje z nową, pełną nasion, usuwa z niej już wyjedzoną. Pod drzewem z czynną kuźnią zobaczymy, szczególnie zimą sterty szyszek. Można je zbierać do dekoracji ogrodu lub na podpałkę do kominka.

51113

Każdy gatunek dzięcioła ma swoje specyficzne cechy i zwyczaje, które czynią go wyjątkowym i interesującym. Warto je obserwować i poznawać ich zwyczaje, szczególnie zimą, gdy nie ma liści, a dzięcioły odwiedzają ludzkie siedziby.

Jednak niebawem, gdy zima zacznie ustępować wczesnej wiośnie, czyli gdy spodzimek styka się z pierwiośniem dzięcioły są też wyznacznikiem kończącej się zimy. Czy znacie bowiem dźwięk werbli dzięciołów?

Zwiastuje on początek zainteresowania czasem godów, bo dzięcioły są w zasadzie samotnikami i nie przejawiają w ciągu roku zainteresowania towarzystwem, nawet płci odmiennej. Na czym polega to werblowanie?  Kiedy dzięcioł stuka w pień szukając pożywienia, odłupuje drzazgi uderzeniami z boku. Jeśli natomiast bębni werblem uderza dziobem pionowo w drzewo (i nie tylko w drzewo). W tym celu ptak z rozmysłem wybiera suchy sęk lub gałąź i uderza dziobem wprowadzając ją w charakterystyczne, daleko słyszalne wibracje. Dzięcioł duży wybiera czasem dość niezwykłe instrumenty do grania – czasem bębni na metalowej latarni ulicznej, rynnach i innych, zwykle metalowych przedmiotach.

Ornitolodzy ten szczególny głos dzięcioła nazywają werblem albo mówią, że dzięcioł bębni. Werbel rozlega się w lesie, parku lub ogrodzie z zasady wyłącznie z końcem zimy i wiosną, jest to bowiem godowy głos dzięcioła. Gdy większość ptaków w tym czasie śpiewa, dzięcioł gra na perkusji. Bębnienie służy dzięciołom do znaczenia terytorium i przywabiania samicy, tak jak innym ptakom śpiew Każdy gatunek dzięcioła inaczej wybija werble. Jednak nie jest łatwo po tym dźwięku rozpoznać gatunek perkusisty. Bębnią samce, a u niektórych gatunków także samice.  Dzięcioł duży -samiec uderza dziobem nawet 20 razy na sekundę po czym następuje przerwa 2-3 minutowa. Samica też bębni, ale wolniej. Dzięcioł średni z reguły  nie bębni wcale. Rekordzistą w częstotliwości bębnienia jest dzięciołek, który uderza dziobem nawet 30 razy na sekundę, co człowiek odbiera jako pojedynczy dźwięk, w odstępach 5-sekundowych. Bębni samiec i samica. Werble dzięcioła czarnego dość łatwo rozpoznamy po głośnym i donośnym bębnieniu w grube, suche konary. Bębni powoli, samiec – 17 uderzeń na sekundę, samica – 14. Dzięcioł zielony bębni bardzo rzadko, zajęty poszukiwaniem mrówek. Odzywa się za to przeciągłym gwizdem.

51114

Dzięcioły mają jeszcze inny zwyczaj, który jest symbolem budzącej się wiosny. Praktycznie wszystkie dzięcioły na przedwiośniu obrączkują drzewa. Cóż to takiego? Obrączkowanie drzew przez dzięcioły polega  na wykonaniu nakłuć wokół obwodu pnia, najczęściej brzozy lub osiki. Nakłuwa je ostrym dziobem w celu utoczenia z nich słodkiego soku. Regularnie odwiedzają zaobrączkowane przez siebie drzewa i uzupełniają owadzią dietę o cenne cukry i minerały. Słodki, intensywnie wyciekający wiosną syrop zwabia też różne owady, a zatem dzięcioł przy przygotowanej obrączce ma urozmaicone, wykwintne menu. Pojawiają się tam muchy, pszczoły, chrząszcze oraz motyle, w tym rzadka i przepiękna rusałka żałobnik

51115

 Wypatrujmy zatem obrączek na drzewach i nasłuchujmy werbli dzięciołów, bo to oznacza, że zima ustępuje wreszcie przed magią i misterium wiosny.

 

Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl

 

Zaginął leśniczy Zbigniew Kowalczuk

$
0
0

512min

Od czwartku 26.01.2017r. poszukujemy naszego kolegi, Zbigniewa Kowalczuka, Leśniczego w Nadleśnictwie Sława Śląska, który w tym dniu nad ranem wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Z upoważnienia jego małżonki proszę o rozesłanie do wszystkich jednostek PGL Lasy Państwowe apelu o pomoc w poszukiwaniu zaginionego. Ktokolwiek zdobędzie informację o miejscu jego pobytu jest proszony o kontakt z najbliższą jednostką Policji.

Taki komunikat- apel zamieścił Nadleśniczy  Wiesław Daszkiewicz z Nadleśnictwa Sława położonego na pograniczu Ziemi Lubuskiej i Dolnego Śląska.

Zbyszek Kowalczuk to sympatyczny, uśmiechnięty leśnik. Dopiero półtora miesiąca temu został leśniczym w Tarnowie Jeziernym.

 512__2_

 Wraz z rodziną mieszka w Sławie, woj. lubuskie. 26 stycznia 2017 wyszedł z domu w nocy, prawdopodobnie  po godzinie 3.00 nad ranem. Mężczyzna pieszo oddalił się w nieznanym kierunku. Przypuszczalnie był ubrany w służbową zimową, zieloną kurtkę, typową dla leśników oraz brązowe buty.

5121

 Na co dzień nosił okulary, których tego dnia nie zabrał ze sobą, podobnie jak dokumentów i telefonu komórkowego oraz innych rzeczy, które mogłyby świadczyć o celowym, świadomym opuszczeniu miejsca zamieszkania. Nie wiadomo dlaczego wyszedł samotnie w nocy, trudno o racjonalny powód, może stracił pamięć?

Jego żona, Lidia, dopuszcza możliwość utraty świadomości i ma nadzieję, że zaginiony leśniczy  przebywa gdzieś w kraju. W zasadzie nie można uprawdopodobnić jakiejkolwiek hipotezy dotyczącej losu jej męża. Liczy na to, że może przebywać w miejscach, gdzie udziela się schronienia i daje  ciepły posiłek.

Natychmiast po zaginięciu leśniczego zostały podjęte poszukiwania. Komendant Powiatowy Policji we Wschowie wszczął alarm natychmiast po zgłoszeniu zaginięcia. Technicy kryminalistyki zabezpieczyli odzież, obuwie poszukiwanego, ślady DNA.  Do działań policjantów przyłączyli się strażnicy miejscy, leśnicy i strażnicy leśni, WOPR-owcy, ratownicy wodni ze Sławy, myśliwi, przyjaciele i znajomi. W poszukiwania zaangażowało się w sumie blisko 200 osób. Sprawdzano kompleksy leśne, pustostany, drogi wyjazdowe ze Sławy oraz pobliskich miejscowości, szpitale, dworce, przystanki. Do działań przyłączyła się policyjna grupa poszukiwawcza z Poznania z psami tropiącymi oraz Samodzielne Pododdziały Prewencji Policji z Komendy Wojewódzkiej w Gorzowie Wielkopolskim. Do poszukiwań włączony został śmigłowiec z Komendy Głównej Policji. Piloci sprawdzali z góry tereny pól, ogromny akwen jeziora Sławskiego i  innych, oblodzonych zbiorników wodnych, kompleksy leśne, drogi.  

I nic…

Leśnicy, którzy przecież świetnie znają  teren przejrzeli wszelkie możliwe miejsca, gdzie mógłby trafić leśniczy Zbyszek.

Minęło już sporo czasu, a jego wciąż nie ma i nie natrafiono na żaden ślad. Może ktoś z blogowych czytelników, miłośników lasu i przyrody go widział?

Leśniczy Zbigniew Tadeusz Kowalczuk ma 49 lat, około 174 cm wzrostu, jest średniej budowy ciała, ma zielone oczy i szpakowate włosy.

51231

(wszystkie fotografie pochodzą z materiałów prasowych)

 Wszelkie osoby, które widziały zaginionego, wiedzą gdzie przebywa lub cokolwiek mogą pomóc w poszukiwaniach, proszone są o kontakt z najbliższą jednostką policji. W poszukiwaniach pomaga także Fundacja ITAKA.

Bardzo Was wszystkich proszę o pomoc. Może rozpozna go ktoś w mieście, na dworcu, może ktoś z leśników czy przyrodników  spotka go w lesie?

Mam nadzieję, że niebawem będę mógł tutaj zamieścić informację, że mój kolega szczęśliwie powrócił do domu…

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl

 

 

 

 

Viewing all 144 articles
Browse latest View live